"Fight club" - Chuck Palahniuk


„Fight club” jest filmem kultowym. Zdaje się także, że książka także należy do tej zacnej kategorii. Muszę przyznać, że mam pewien problem, który dzieli się na trzy części: audiobook, książka i ekranizacja. Wydaje mi się niemożnością pominięcie w moich przemyśleniach któregokolwiek z tych elementów, ponieważ one się uzupełniają w taki sposób, że nie potrafię dokładnie określić, co jest zależne od czego.

Pierwszy kontakt miałam z rewelacyjnym audiobookiem czytanym przez Borysa Szyca, którego głos odbijał mi się w głowie przez cały czas i w trakcie czytania nie potrafiłam się go pozbyć. Następnie przyszedł film i Edward Norton jako narrator zupełnie mi nie pasował, ponieważ nie był Borysem Szycem. Później lekkie zmiany fabularne, które zauważyłam w trakcie czytania, także nie dawały mi spokoju. I wtedy też doszłam do wniosku, że to, co było pierwsze, pozostaje najważniejsze w odbiorze przez cały czas. Dlatego w głowie miałam głos lektora, obrazy z filmu (i postacie bohaterów) i nieustanne porównywanie ze sobą treści książki i scenariusza.

Chuck Palahniuk zawsze pisze w sposób niezwykle sugestywny. Nie bawi się w upiększanie, jego książki są proste i gwałtowne. Uderzają w czytelnika, który zdaje sobie sprawę z tego, że choć momentami przekracza granice absurdu, należy już do książki i się z nią stapia. Przynajmniej ja tak mam, nie wiem jak inni czytelnicy, jeśli jednak estetyka twórczości Palahniuka do kogoś dociera, z pewnością ma podobne odczucia do moich. Sam „Fight club” czytałam z szeroko otwartymi oczami i obserwowałam rozwój klubu w stronę czegoś wielkiego na skalę światową. Ideologie i ich działanie. Oraz autonieświadomość (powinno istnieć takie słowo). Można opowiadać o fabule, jednak jej złożoność i wielowarstwowość sprawiają, że mam wrażenie, iż wszystko byłoby spojlerem. Dlatego potrafię jedynie myśleć o wszystkich elementach, jakie składały się na moją lekturę i powiedzieć, że każdy z nich należy poznać. I ten audiobook – rzadko się zdarza, bym dała radę jakiegoś wysłuchać, ponieważ zawsze się wyłączam i skupiam na czymś innym, a ten do siebie przyciągał i brzęczał mi w głowie – nienatrętnie, przyjemnie i zdecydowanie palahniukowo. Z niezwykłymi postaciami, które pozostają w głowie na długo.

Polecam każdy element po kolei. I, tak jak zostało doradzone mi, proponuję, by zacząć od filmu, a dopiero później przeczytać książkę. Ciężko jest uzasadnić, dlaczego tak uważam – wydaje mi  się, że chodzi o ten worek pełen niespodzianek, jaki oboje oferują, choć zestawy różnią się odrobinę kolorami.

Komentarze

  1. Film został zobaczony, chyba czas na książkę

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja oglądałam tylko film... I jest to jeden z moich ulubionych! Jestem na siebie wkurzona, że dalej nie zabrałam się za książkę i wciąż o niej zapominam. Muszę w końcu ruszyć tyłek i ją kupić - tak, kupić, bo jestem pewna, że tak jak film, będzie zajmowała honorowe miejsce na mojej półce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdziwiłabym się ^^. Przeczytaj książkę!

      Usuń
  3. Zaskakujące, gdybyśmy mieli tworzyć fightclubową hierarchię, to właśnie audiobook byłby najniżej w całym zestawieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mojej hierarchii także jest najniżej. Jednak tego nie robię, ponieważ interesuje mnie efekt końcowy połączonych trzech wersji.

      Usuń
  4. Kusi mnie, żeby obejrzeć film, ale kurczę, nie, najpierw muszę dopaść książkę - zdecydowanie wolę tę właśnie kolejność ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. Film oglądałam,ale z książką nie miałam jeszcze przyjemności.Zawsze wydawało mi się,że nie mam sensu oglądać plus czytać to samo,ale w tym przypadku może zrobię wyjątek :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądałam film, potem była książka. Byłam długo pod jej wpływem, mocno wstrząśnięta.
    Chcę się zapoznać z innymi dziełami tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja programowo nie znoszę irytującego Szyca z jego cwaniackim i wulgarnym sposobem bycia. Dlatego po audiobooka z jego głosem nie sięgnęłam i nie sięgnę, choć okazję miałam. Zdecydowanie wolę Palahniuka czytanego przeze mnie osobiście. Sama dawkuję sobie jego absurdalną wizję świata. Zarówno książka jest świetna, jak i film. Co tu dużo mówić, to właśnie film sprawił, że o Palhniuku stało się głośniej. Ale, żeby poznać Palahniuka, nie wystarczy tylko "Podziemny Krąg", warto sięgnąć po resztę jego książek. Pisze różnie, niektóre powieści są słabsze, ale w każdej czuć jego manierę, widać, jak jego wyobraźnia rozprawia się z obrzydliwością świata. Polecam np. "Niewidzialne potwory", "Udław się", "Potępieni".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja go polubiłam po "Przepisie na życie", jego życie mnie nie obchodzi. Audiobook jest dobry :).
      Czytałam już dwie książki Palahniuka "Pigmeja" oraz "Powiedz wszystko", dlatego myślę, że coś o Palahniuku już wiem. Zdecydowanie przeczytam więcej.

      Usuń
    2. Akurat - według mnie - "Pigmej" oraz "Powiedz wszystko" - to są słabsze dzieła Palahniuka! :)

      Usuń
    3. "Pigmej" jest wg mnie rewelacyjny. Co do "Powiedz wszystko" się zgadzam, ale wciąż ma coś w sobie :).

      Usuń
  8. Nie słyszałam o niej jeszcze, ale chyba się skuszę :)
    Ale zacznę najpierw od filmu ^^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3