"Informacjonistka" - Taylor Stevens
Pierwsza książka, która opowiadała o prawdziwej,
cywilizowano-dzikiej Afryce, jaką czytałam, nosiła tytuł „Świat u stóp”. Ten
wątek nie był szczególnie rozwinięty, jednak do dziś pamiętam bohaterkę, która
dorastała w RPA, jej zakazaną miłość do pewnego mężczyzny i taksówki będące
całością złożoną z różnych samochodów. Ten obraz pozostał we mnie do dziś, tak
samo jak tęsknota za tamtą książką.
„Informacjonistka” przypomniała mi o tych uczuciach i
momentami doświadczałam czegoś podobnego. Tę tęsknotę za biało-czarnym światem,
w którym prawa są tworzone na bieżąco i więcej wartości ma przekupstwo niż zasady.
Miejsca, gdzie jest niebezpiecznie i trzeba doskonale wiedzieć, jak należy się
zachowywać. Vanessa Michael Munroe zna to jak własną kieszeń. Wrodzone
zdolności obserwowania i przyswajania informacji zrobiły z niej osobę, którą
jest obecnie – silną kobietę, o nieprzeciętnej inteligencji, która zdobywa
informacje warte fortunę.
I choć na pierwszy rzut oka może się zdawać, że chodzi o sprzedawanie
tego, co może kogoś skompromitować, to rzeczywistość jest inna – bohaterka pracuje
raczej dla osób, które w danym kraju chcą założyć firmę, bądź współpracować z
obcokrajowcami. Poznaje rynek i kultury, stając się niemal ich częścią. Czasem
praca bywa niebezpieczna. Jak i ta, której się podejmuje w „Informacjonistce”.
Munroe rusza do Afryki odnaleźć córkę pewnego bogatego
przedsiębiorcy, która zaginęła kilka lat wcześniej. Jednak to oznacza, że
bohaterka musi wrócić do czasu i miejsca, które obudziły w niej demony. I tutaj
pojawia się najwspanialsza rzecz w książce – sama bohaterka. Jej historia, jej
życie, jej osobowość, która zdecydowanie może konkurować z Lisbeth Salander z
trylogii Millenium. Co prawda widziałam tylko dwie ekranizacje książki
Larssona, jednak zauważam pewne podobieństwa i różnice, które działają na
korzyść Munroe. To definitywnie mój ulubiony typ bohaterki – inteligentna jak
diabli, sprytna, nie piękna, ale ładna, silna fizycznie i emocjonalnie, ale
posiadająca fascynującą i trudną historię, o której chce zapomnieć, choć czasem
się nie da. Rys psychologiczny kobiety i innych postaci, fabuła oraz język, jakim napisana jest
książka, sprawiły, że już po kilkunastu stronach kategorycznie oznajmiłam, że
kocham „Informacjonistkę” i zagłębiłam się w nią, niechętnie odrywając się
choćby na chwilę od lektury.
Ta książka zdaje się być niezwykle prawdziwa. Wierzę w każdą
bliznę i każdy pyłek kurzu na ulicach. W każde słowo. Nagle chcę stać się
bohaterką z wszystkimi jej wadami i zaletami. Chcę poznawać świat na ten sam
sposób. Chcę umieć obserwować. I dochodzę do wniosku, że nie potrafię być
Munroe. Na szczęście wiem, że powstaną inne powieści z jej udziałem i będę
mogła ponownie zagłębić się w ten niebezpieczny świat.
Właśnie ta prawdziwość i intensywność doznawanych przeze
mnie emocji sprawiają, że do określenia „thriller” dodałabym „społeczno-obyczajowy”,
co zdecydowanie bardziej się zbliża do rzeczywistego gatunku. „Informacjonistce”
brakuje tego uczucia przerażenia, co stanie się za chwilę i tej niepewności, bo
gdzieś w środku czytelnik czuje – czuje, a nie wie – jak akcja może przebiec i
tak naprawdę żyje „tu i teraz”. A gdy nadchodzi koniec, pojawia się nie tyle
niedosyt, co chęć dalszego ciągu. Nie jest za mało, nie jest za dużo, jednak
pojawia się tęsknota. Dlatego uważam, że nie jest czystym thrillerem
Przeżyłam z tą książką kilka wartych zapamiętania godzin.
Bez wahania mogę ją polecić, ponieważ wiem, że to kawał naprawdę dobrej
lektury, ukrytej za świetną, idealnie oddającą samą bohaterkę, okładką.
Jutro wyjeżdżam na kilka dni, dlatego postaram się ustawić automatyczną publikację "30 dni z książką" - o ile oczywiście wyrobię się z napisaniem ich. W innym wypadku wrócę na bloga dopiero w niedzielę.
Aż zapragnęłam sama sięgnąć po tę książkę :D
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze podczas swojego wyjazdu! ^^
bardzo rzeczowa recenzja i chyba skusiłaś mnie :)
OdpowiedzUsuń