Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2012

"Praktyczne gotowanie według Pięciu Przemian" - Anna Czelej

Obraz
Kuchnia Pięciu Przemian mnie swojego dnia zainteresowała, ale nie na tyle, bym zechciała się jej bliżej przyjrzeć. Skorzystałam z okazji, gdy Studio Astropsychologii zaoferowało mi swoje książki i wybrałam właśnie tę, która miała mnie do tematu gotowania „po chińsku” przybliżyć. Nie będę dużo o niej mówić, bo w zasadzie wiele do powiedzenia nie ma. Książka ma niespełna dwieście pięćdziesiąt stron. Co jest jej sporą zaletą, bo nie ma się wrażenia, że czyta się encyklopedię medycyny chińskiej. Na początku dowiadujemy się, jak czytać transkrypcje chińskie, a później przechodzimy do wpływu kuchni Pięciu Przemian na nasz organizm. I to jest część, która w zamiarze miała być jasna, ale ja nie zrozumiałam z niej nic, oprócz tego, że może kiedyś zajrzę, gdy będzie mi to potrzebne, ale na wyjaśnienie zasad funkcjonowania było tego za dużo w jednym miejscu. Po osiemdziesięciu stronach zaczęło się robić jednak jaśniej. Tutaj pojawia się kolejne dwadzieścia stron tłumaczenia, jednak

Vicky Cristina Barcelona (2008) - Woody Allen

Obraz
„Vicky Cristina Barcelona” to zdecydowanie jeden z najbardziej znanych filmów Woody’ego Allena. Ja reżysera nie znałam „osobiście” aż do zeszłego roku, gdy w kinach pojawiło się „O północy w Paryżu”, który to film zupełnie pokochałam. Z reżyserem chciałam zapoznać się bliżej, jednak brak czasu i innych rzeczy skutecznie mi to wybił z głowy. Cóż może być lepszym sposobem niż zrobienie z chęci obowiązku i wzięcie filmu do recenzji? Wierzcie mi, to zawsze skutkuje. W efekcie obejrzałam film. Pierwsze piętnaście-dwadzieścia minut patrzyłam w niego z brakiem szczególnego zainteresowania. Głównym powodem był narrator, do którego nie mogłam się przyzwyczaić (to samo działo się w trakcie drugiego seansu). Gdy zdecydował się zamilknąć, od razu poprawił mi się nastrój i zaczęłam powoli zakochiwać się w tym filmie, a raczej w bohaterkach. Bo, choć to dziwne, odebrałam je tak osobiście, jak mało które postaci fikcyjne. Powodem jest to, że odkryłam, że one są doskonałym odzwierciedleniem

"Magia wiedźm" - Claire

Obraz
Wierzycie w magię? Ja sama miałam w swoim życiu okresy chłodnej racjonalności, ale także takie, w których byłabym w stanie odprawić każdy rytuał i być święcie przekonana, że to zadziała. Czasem trzeba jednak znaleźć złoty środek. Połączyć ze sobą racjonalność i duchowość. Potem można ewentualnie sięgnąć po jakąś książkę i zobaczyć, ile jest we mnie z wiedźmy. Okresowo wierzę w magię. Dlatego podeszłam do „Magii wiedźm” ze sceptycyzmem. Nie wierzę, by prawdziwa wiedźma napisała coś sensownego. Trafiłam jednak na postać, która wykazuje się inteligencją, niczego nie narzuca i pokazuje, że magia jest wszędzie i jest dodatkowo niezwykle elastyczna – dla każdego przewiduje co innego i warto polegać na własnej intuicji. Bałam się także, że będzie „głupie wymachiwanie różdżkami” (wybaczcie, że zabrzmiał mi w głowie Snape). Zdroworozsądkowo tego nie ma. Żadnych czarów i określonych słów. Liczy się głównie intencja. Forma nie ma większego znaczenia. O czym więc jest ta książka? O m

„Blask runów” – Joanne Harris

Obraz
Mitologia germańska ma spore grono miłośników, do których – choć w mniejszym stopniu – ja również należę. Wielu autorów fantasy garściami czerpie z tej mitologii i tworzy nierzadko naprawdę ciekawe książki. Takiego zadania podjęła się także autorka słynnej „Czekolady”. Czy z sukcesem? „Blask runów” jest drugą częścią „Runów” – książki dla młodszych czytelników, która opowiada o perypetiach bogów po Ragnaröku, czyli ichniejszym końcu świata zwanym także zmierzchem bogów. Po tym czasie powinien nastąpić okres szczęśliwości, jednak – jak się okazuje – przepowiednie z natury nie są precyzyjne i coś nie wychodzi. A każdy rozumie je inaczej i kusi się o własną interpretację. Jako że mój ulubiony Loki jest raczej nielubiany, bogowie oskarżają go o każde możliwe zło, które ma nastąpić. Czy to jednak faktycznie Loki okaże się zdrajcą? I jak to możliwe, że Ragnarök nastąpi po raz drugi? Joanne Harris podbiła „Czekoladą” serca wielu czytelników. Ja do nich nie należę, książka ledwo

"Mała księżniczka" - Frances Hodgson Burnett

Obraz
Istnieje naprawdę wiele książek dla dzieci. Jednak te najnowsze nigdy nie działają na mnie tak, jak książki, które sama czytałam, będąc dzieckiem. Lubię do nich wracać myślami, czasem wręcz tęsknię za ich czytaniem. Od dawna miałam nastrój na „Małą księżniczkę” i choć czas mnie obecnie nie rozpieszcza, postanowiłam mimo wszystko ją przeczytać. Moją najukochańszą książkę sprzed lat. Jest to cudowna historia o bogatej dziewczynce, której ojciec umiera, a właścicielka szkoły z internatem, do której Sara uczęszcza, robi z niej pomywaczkę i mocno nią pogardza. Jedyną nadzieją Sary jest jej własna wyobraźnia, która pomaga jej przetrwać nawet najgorsze chwile. To książka, którą czytałam niezliczoną ilość razy w szare i deszczowe dni (jak dzisiejszy), które doskonale wpisywały się w jesienny klimat mglistego Londynu i zimna na poddaszu. Zawsze jestem głodna. I poniekąd staję się Sarą. Nawet po tych kilkunastu latach. „Mała księżniczka” jest opowieścią o dobroci, przyjaźni, marzenia

Czarny stos.

Obraz
Dlaczego czarny? Bo w ogromnej ilości fantastyczny. I czarnookładkowy. I po prostu go ubóstwiam. Nie spodziewałam się, że idąc do outletu Empiku trafię na pięć tomów mojego kochanego Wampirka w cenie 9,99 za sztukę, ani że znajdę Oates za 19,90. O ile miałam nie kupować nic, te książki trafiły w granice wyjątku i powiedziały mi wyraźnie, że muszę je wziąć. A że od dawna chciałam skompletować Wampirka, jestem teraz o wiele bliżej niż dalej osiągnięcia celu. Oates jest czymś, co także mocno chcę posiadać i czytać w ilościach jak największych. Teraz jestem więc szczęśliwą posiadaczką książek. Cudownych. Kolejne dwie to egzemplarze recenzyjne. Jedna magiczna, druga mniej, choć zdecydowanie coś, co chciałam bliżej poznać. I na koniec nowa Bishop pożyczona od Gii - Sebastian. Inkubie, przybywaj! Owocnego zakupowania i czytania!

"Dexter. Taki sympatyczny morderca" - Douglas L. Howard (redakcja)

Obraz
Rzadko się zdarza, by mnie coś tak mocno zdenerwowało. Tym razem zdenerwowała mnie tłumaczka, której zdarzało się w przypisach do tekstu wymądrzać (nie, żeby mi to przeszkadzało), a potem przynajmniej dwa razy (więcej nie odnotowałam) popełniła błąd merytoryczny w tłumaczeniu. Jeśli chodzi o morderców – a zabijanie zdaje się być narodowym sportem Amerykanów – nie popełniliby oni takiego błędu. Dlatego zwalam całą winę na tłumaczenie. Bo kto o zdrowych zmysłach uzna „seryjne morderstwo” i „masowe morderstwo” za synonim?! Z Dextera jest taki masowy morderca, jak ze mnie przyjaciółka literówek, niechlujnej korekty i niekompetentnych tłumaczy, którzy biorą się za przekład czegoś, nie przygotowawszy się do tematu. Czyli żaden. Samą książkę odbieram na szczęście dużo bardziej pozytywnie. Nie posiada ona fabuły – jest zbiorem artykułów na temat jednego z ciekawszych seriali amerykańskich – Dextera . Został on stworzony na podstawie serii książek Jeffa Lindsay’a o Dexterze – analityku

Stosik na sierpień.

Obraz
I poważnie mówię. W sierpniu muszę to przeczytać mimo chronicznego braku czasu. Jedynie Budapeszt może poczekać do pierwszych dni września... Harris mam termin gdzieś do dwudziestego, Hanemann i Loreley muszę do ostatniego dnia miesiąca, na Uciekinierów dostałam od mojego Robaczka termin do szesnastego... Jedynie Dexter już przeczytany, a recenzja nastąpi, gdy wrócę w niedzielę lub ożyję po niedzieli w poniedziałek. (Napisana, ale stosik uznałam za ważniejszy.) Sierpień to męczący miesiąc, ale przynajmniej nie będę się martwić, że będę czytać tak mało jak w lipcu. Toż ubiegły miesiąc był porażką! Byle się więcej nie powtórzył. A przed wyjazdem chcę sobie jeszcze odświeżyć Historyka... Oczywiście nie zdążę. Miłego sierpnia!