"Córka burzy" - Richelle Mead
Z Richelle Mead znamy się od czasów serii o Sukubie. Gdy
tylko pojawiła się „Córka burzy”, poczułam się zaintrygowana i oczywiście
chciałam ją przeczytać. Pojawiły się dwa problemy: nie chciałam wydawać na nią
pieniędzy i nie chciałam czytać ebooka. Na szczęście pojawiła się wymianka, z
której zagarnęłam dwie książki, na które miałam ochotę. Po długim czasie – bo
po pół roku – zaczęłam w końcu czytać i pochłonęłam ją niemal na raz – zostało
mi na pół godziny czytania dnia następnego.
Z tego można wysnuć dwa wnioski – książka jest dobra i
dobrze się ją czyta. Tak zresztą też jest. Po Sukubie i moim zakochaniu w nim
autorka miała wysoki próg, którego nie udało jej się przekroczyć, ale uważam,
że ta seria sprawi mi równie wiele przyjemności. Ostrzegam, że od drobnych
porównań mogę się nie powstrzymać.
Kim jest bohaterka, nie jest żadną tajemnicą – zdradza to
tytuł, dlatego uważam, że ciężko zaspojlerować. Ona sama jeszcze o tym nie wie,
choć każdy inny zdaje się mieć więcej pojęcia o jej życiu niż ona sama. Eugenie
jest zabójczynią potworów i odsyła je tam, gdzie ich miejsce. Jest szamanką,
dlatego różne stworzenia jej zwykle nie dziwią, dopóki nie okazuje się, że
znają jej imię i nagle wszystkie chcą wpakować jej się do łóżka, a jeśli nie
będzie chciała oddać się po dobroci, to chętnie spróbują siłą.
Oczywiście nie może zabraknąć wątku miłosnego. W zasadzie
panuje w książce trójkąt: Eugenie, Kiyo (zmiennokształtny) oraz Dorian (Król
Dębów). Cała sytuacja opiera się na tym, że Eugenie i Kiyo się w sobie
zakochują, jednak ona zawiera sojusz z Dorianem, który polega na tym, że on ją
wspiera i uczy, a ona udaje, że z nim sypia, choć w rzeczywistości sypia ze
zmiennokształtnym. Po jakimś czasie nawiązuje się między nią a królem nić
zaufania oraz przyjaźni i panuje drobna zazdrość. Przy czym uważam, że Dorian
jest o wiele bardziej interesującym mężczyzną niż Kiyo. Jestem ciekawa, jak ten trójkąt
rozwinie się w kolejnych tomach.
Kolejną ciekawą rzeczą jest fakt, iż akcja rozgrywa się na
dwóch płaszczyznach – ziemskiej i fantastycznej. Bohaterowie skaczą między
światami (a nawet Zaświatami) i starają się ogarnąć, co się dzieje i wymyślają,
jak naprawić to, co ktoś próbuje zepsuć. Bardzo mi się podoba koncepcja Tamtego
Świata. I oczywiście Dorian, ale o tym już mówiłam.
„Córce burzy” jednak bardzo wiele brakuje do ideału. Choć
czyta się przyjemnie, akcja nie pędzi, nie dzieje się wiele emocjonujących
rzeczy. Dla mnie ten tom to wprowadzenie i rozeznanie się w postaciach przed
sięgnięciem po kolejne tomy, gdzie – mam nadzieję – wszystko przyspieszy. Nie
rozumiem także zakochania Eugenie i jej uprzedzeń oraz momentami braku rozsądku
i próbami uniknięcia odpowiedzialności. Brakuje mi w niej takiej głębi, jaką
dostrzegałam w Georginie z Sukuba. Eugenie jest niezdecydowana, trochę
niedojrzała, choć zapowiadała się na świetną, charakterystyczną postać. I
jeszcze jest problem z dialogami – choć momentami są zabawne, to również nie
znajdują się na zbyt wysokim poziomie. Nie denerwują, jednak brakuje im życia.
Trochę tak jak samej bohaterce. Najlepszy jest Dorian. Za to najciekawsze
teksty ma duch Volusian, który nieustannie grozi Eugenie śmiercią w ciekawy
sposób. Ona sama przyznaje, że byłby naprawdę zabawny, gdyby nie mówił tego
poważnie. Choć nie pojawia się często, wprowadza trochę więcej rozrywki.
Richelle Mead napisała spójną książkę i konsekwentnie
ciągnie małą ilość akcji. W tym wypadku jednak nie powiem, że to się chwali.
Mam szczerą nadzieję, że kolejny tom rozwinie co ciekawsze wątki. Za wyjątkiem
dialogów jest napisana dobrze, postacie potrzebują doszlifowania. Sama w sobie
jest dobrym remedium na stresujący wieczór, ponieważ wciąga do swojego świata,
ale też nie wymaga od czytelnika zbyt wiele i można się przy niej bardzo miło
zrelaksować. Nie jest mdła. Niestety do pełnego sukcesu trochę jej jeszcze
brakuje.
Akademię wampirów Mead bardzo, ale to bardzo lubię. Teraz czaję się na serię o sukubie, a i "Córkę burzy" mam w planach - widać trochę rozczarowuje, ale... ja jakoś po prostu lubię styl Mead i nawet jakby byla tragiczniejsza, to dla samego stylu bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńJa się czaję na Akademię Wampirów. Mnie akurat nie rozczarowała, bo i niczego się po niej nie spodziewałam. Pewnie bardziej by mi się spodobała, gdybym nie miała do czynienia z Sukubem :D.
UsuńAkademia wampirów bardzo mi się podobała, więc mogę Ci ją polecić. Seria o sukubie wywarła na mnie również pozytywne wrażenie. Niestety mam obawy co do Córki burzy. Może kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja jestem zakochana w "Akademii Wampirów" tej pisarki i chociaż czytałam tylko ją to i po Sukkuba i po "Córkę Burzy" sięgnę. Mimo, że recenzja wskazuje na to, iż w tej drugiej nie ma akcji, to wszystko co wyjdzie spod pióra Richelle Mead, przeczytam.
OdpowiedzUsuńNie byłam przekonana, ale widzę, ze jednak warto ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam serie "Akademię Wampirów" i "Sukub". Uważam, że są świetne, zachwyciły mnie stylem i rozgrywającą się akcją, dlatego obawiam się "Córki burzy". Po tej recenzji boję się, że nie sprosta moim wymaganiom, tak jak poprzednie cykle. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że nie sprosta, ale przeczytać i tak warto :).
Usuń