„Elizabeth Taylor. Dama, kochanka, legenda” – David Bret


Kolejna wielka postać Hollywood. Kolejna aktorka uzależniona od narkotyków, seksu i sławy. Kolejna kobieta…

Nie oglądałam z nią żadnego filmu. Po przeczytaniu tej książki czuję nawet niechęć do zrobienia tego. Do tego momentu dojdziemy jednak za chwilę. Poznawanie sław weszło mi ostatnio w nawyk. Elizabeth Taylor mnie zaintrygowała, choć znałam ją tylko z nazwiska. Cudowna okładka książki (czarno-biała z fioletowymi tęczówkami i napisami – jedno z moich ulubionych połączeń kolorystycznych) też miała wpływ na moją decyzję. I wszystko było idealnie, dopóki nie zaczęłam czytać.

Do książki zniechęcił mnie sam biograf – dzieciństwo przedstawił na zaledwie kilku(nastu) stronach, zupełnie się w nie nie zagłębiając. Dowiedziałam się tylko tyle, że Elizabeth się urodziła, była bogata, matka była apodyktyczna i wrzuciła ją do świata kina, a ojciec Liz miał mnóstwo kochanków. Zresztą cała książka się kręci wokół gejowskiego środowiska Hollywood oraz seksu i narkotyków. Następnie przez pół książki powtarza, że aktorka grała kiepsko w niemal każdym filmie, żeby na stronie 127 napisać: „Wszystkie też [aktorki takie jak Susan Hayward, Gina Lollobrigida, Marilyn Monroe, Brigitte Bardot – AN] – poza Monroe i Bardot – były bardziej utalentowane”. Akurat te dwie mniej utalentowane aktorki były bardziej znane i przychylniej przyjmowane przez krytyków. Oscar dla Taylor to „Oscar łoża śmierci”, która to śmierć nie nastąpiła. Shirley MacLaine (także nominowana jako najlepsza aktorka w tamtym roku) stwierdziła krótko: „Przegrałam z tracheotomią” (str. 134)- drugi Oscar może był bardziej zasłużony, jednak moich sił nie wystarczyło na zastanawianie się nad tym. Na końcu autor mówi: „Może gdyby poślubiła swoją pierwszą miłość (…) i zrezygnowała z kariery (…) może wtedy jej życie byłoby mniej tragiczne. Ale wtedy świat nie poznałby jej fascynującego talentu, który zdarza się raz na kilka pokoleń” (str. 285). Po tym zastanawiam się, co było jej talentem: osiem małżeństw (siedmiu mężów), narkotyki, dziesiątki kochanków i całkowita nieodpowiedzialność zawodowa? Robiła to i Vivien Leigh, i Marilyn Monroe i zapewne wiele innych aktorek w tamtych (i obecnych) czasach. To nie porządna biografia, ale wyciąganie z życia najbardziej sensacyjnych momentów, co równie dobrze mogłaby napisać redakcja Plotka, Kozaczka, czy jak się tam polskie portale plotkarskie zwą.

Przez to zaprzeczanie sobie, zignorowanie dzieciństwa i skupianie się wyłącznie na erotycznych ekscesach i skandalach generalnie źle czytało mi się tę książkę, choć bywały też momenty, gdy zaglądałam do niej z przyjemnością, jednak należały do rzadkości.

Mam jeszcze kilka zarzutów natury technicznej: jest indeks, w którym można znaleźć filmy i osoby, jednak nie ma bibliografii, przez co patrzę na książkę jeszcze bardziej sceptycznie. Nie ma też tego, czego zawsze w biografiach mi brakuje, a co zamieszczane jest rzadko: kalendarium życia z ważniejszymi datami i wydarzeniami oraz – w przypadku aktorki – kompletna filmografia. Dla mnie to jest ważne, gdy mogę ogarnąć czyjeś życie jednym spojrzeniem po przejściu przez nie z daną osobą. I porównać z działalnością [artystyczną]. Zaś brak źródeł sprawia, że książka może wrócić na półkę i nigdy jej nie opuścić. Nie ufam takim i tyle.

Grupa docelowa – fani aktorki. Czy polecam? Nie mnie oceniać, bo jak widać uczepiłam się tej książki jak rzep psiego ogona i nie potrafię nawet przez sekundę być obiektywna. Dzięki biografowi czuję do Elizabeth Taylor niechęć, na którą w przypadku innej książki pewnie by nie zasłużyła.

Komentarze

  1. Nie przepadam za biografiami, a tutaj jeszcze widać, że jest zrobiona "po łepkach", dlatego odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ostatnio tak samo jak ty uczepiłam się 'poznawania sław'. I chociaż tak samo Elizabeth Taylor nie znam z żadnych filmów to chciałam książkę przeczytać. Przyznam, że chociaż mnie zniechęciłaś coś dalej mnie do niej przyciąga (czyżby piękna okładka?) i myślę, że jak biografia trafi w moje ręce to i tak przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3