"Dziewczyny z Hex Hall" - Rachel Hawkins


Od jakiegoś czasu magii w literaturze jest aż za dużo. Książki, które o niej traktują, przeważnie pozostawiają wiele do życzenia i powielają schematy. Są cukierkowo słodkie, a ze stworzeń nocy powstaje budyń. A powinien co najmniej kebab w wykonaniu mojego ojca, po którym człowiek nie ma wyjścia i musi zionąć ogniem. Spodziewałam się (no, bądźmy ze sobą szczerzy!), że "Dziewczyny z Hex Hall" będą typową powiastką dla nastolatek, która kończy się pocałunkiem z udomowionym wampirem, bez głębszego sensu i namysłu. Nie miałam racji. Dlatego bardzo, bardzo dziękuję Vampire Slayer za to, że pozwoliła mi ją u siebie wygrać :).

Hex Hall to nie jest zwykła szkoła dla stworzeń magicznych. To bardziej poprawczak, do którego Rada wysyła tych, którzy ryzykują ujawnieniem swoich zdolności w sposób zbyt drastyczny. Uczniowie nie są grzeczni, a często kłócą się między sobą ze względu na różnice rasowe. Ale wszyscy są świadomi jednego - swojej mocy.

Gdy Sophie trafia do Hex Hall, dowiaduje się, że ona tak naprawdę nie ma zielonego pojęcia o tym, czym jest magia. Wychowywana przez matkę, która jest człowiekiem, nie posiada takich informacji jak ci, którzy byli wychowywani w magicznych rodzinach. Jest to źródłem jej kłopotów. A kłopoty, jak się okazuje, ma niemałe...

Książka trafiła do mnie w idealnym momencie, gdzie spontaniczne ataki śmiechu (bo wybuchami tego nazwać nie mogę, trwały zbyt długo) były dla mnie zbawienne. Książka jest żywa, nie jest mdła, autorka bardzo dobrze tworzy magiczną atmosferę i przedstawia poszczególne rodzaje Prodigium oraz różnice między nimi. I nie chodzi tylko o gatunkowe, ale również stereotypy jakimi posługują się również w tamtym świecie, uprzedzenia rasowe i drobne złośliwości, jakie można robić innym postaciom. Można powiedzieć, że to szkoła na swój sposób amerykańska, aczkolwiek magiczna.

Napisana jest dość dobrze, czyta się ją przyjemnie, nic nie wybija z rytmu. Sama się zdziwiłam, że pochłonęłam ją jednym tchem, a miałam ją tylko zacząć. Na początku dwa razy trafiłam na moment, w którym się zastanawiałam, czy pani Hawkins nie brała lekcji pisania dla nastolatek u Meg Cabot, ale później już tego nie było. Po skończonej lekturze naszło mnie jedno skojarzenie z "Harrym Potterem". Ale poza tym uważam, że nie jest to kopia niczego innego. A nawet jeśli, to o wiele lepsza kopia niż oryginał.

Kilka drobnych niedokończonych wątków pozwala mi mniemać, iż powstanie druga część. Nie mogę się tego doczekać. Jeśli tylko będzie tak dobra jak pierwsza, stanie się moim oficjalnym poprawiaczem nastroju. I bardzo się ucieszyłam, gdy się dowiedziałam, że wspierała ją w pisaniu Becca Fitzpatrick. Chociaż "Szeptem" w porównaniu z "Hex Hall" jest... och, zmierzchowate (to potwierdza teraz wszystkie zarzuty, które starałam się odpierać).

Gorąco polecam tym, którzy nie boją się lektur dla nastolatek i chcą uśmiać się do łez.


Komentarze

  1. Hex hall... och, już kocham tę książkę. Brzmi bajecznie. Ha i nareszcie przyznałaś, że Szeptem jest dość dużą kopią Zmierzchu... :D Nie mogę się już tej książki doczekać :).
    P.S. Edward na smyczy... ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie nie do końca... Powiedziałam, że jest "zmierzchowate". Czyli przesłodzone i w konwencji upiór-jest-dobry-chodźmy-razem-do-łóżka, bohaterka niewydarzona... A nawet jeśli kopią, to lepszą od oryginału, o!
    Przydałby mu się jeszcze kaganiec... ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, kaganiec nie... Ale chodzi posłusznie za panią, a smycz ma obrożę czarną ze srebrnymi kółkami... xD. No nie przesadzajmy, nie lepszą. Kopia, ale inna xDD.

    OdpowiedzUsuń
  4. też ją wygrałam i czeka u mnie w kolejce :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że pozytywnie ją odebrałaś. Taka wygrana cieszy podwójne, co? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Okładka jak dla mnie nie jest zbyt interesująca, fabuła może intersować, ale mnie ta książka odstrasza, ale mimo to jak wpadnie mi w ręce to przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Edith - mam nadzieję, że Ciebie również tak ubawi jak mnie :).

    Vampire Slayer - oczywiście, że podwójnie, bo sama bym jej nigdy nie kupiła, a przynajmniej nie na tym etapie rozwoju, w którym się znajduję ;).

    Saro - nie oceniaj książki po okładce! Cóż Cię w niej tak odstrasza? Moim zdaniem nie ma co :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze powiedziawszy, okładka nie zachęca do lektury. Chociaż pozory mylą ...

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetna ta książka i gratuluję wygranej ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Yoanno - właśnie przez okładkę miałam takie a nie inne podejście.

    Meme - dziękuję :). A książka naprawdę fajna ^^.

    OdpowiedzUsuń
  11. A mnie właśnie ta okładka zachęca :D :)
    I recenzje i treść również :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3