Czym różni się śliwka od kota. Książki. I o tym, który Ją tak bardzo kocha... - czyli Alina wraca z wakacji.

Ostatnie dwa tygodnie były interesujące. Właśnie tyle mnie nie było w domu, a połowę tego czasu spędziłam z przyjaciółką nad morzem. Gdy tylko weszłam do domu, od razu poszłam do komputera i nagle poczułam się tutaj tak obco... Ale na razie to naprawiam. Wykredowana uradowała mnie informacją, że wygrałam u niej książkę. Czy mogłoby być przyjemniejsze powitanie? Oczywiście oprócz tego, że ojciec otworzył mi drzwi do domu, trzymając drewnianą lagę ;). Wciąż mi się chce śmiać, gdy o tym myślę. Przecież to normalne, gdy ktoś dzwoni grubo po dwudziestej trzeciej do drzwi jak opętany ;).

Jeśli ktoś chce wyjechać na urlop nad nasze wspaniałe polskie morze, bez najmniejszego wahania polecę mu Kołobrzeg. Nigdy nie doceniałam tego miasteczka, nie zdając sobie sprawy z jego rozmiarów. Myślałam, że jest wielki. A to takie urocze miejsce, gdzie ciężko znaleźć jest sklep, w którym przyjmują karty płatnicze. Po Krakowie to ciężki szok. Naprawdę. Z niemal każdego miejsca jest blisko do plaży, morze daleko od brzegu nie jest głębokie. Cudowne molo i latarnia morska. Nie spędziłam na plaży wiele czasu, głównie spacery. Dopiero w sobotę popołudniem postanowiłam zapracować na swoje zapalenie płuc. Wygląda na to, że mi się nie udało.

Chodząc po Kołobrzegu, naszło mnie spostrzeżenie, że jest tam więcej Niemców niż w Berlinie. Ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu rozumiałam wszystko, co mówili. To raj, raj, raj.

Ale prawdziwym rajem jest taki sklep z rękodziełem, który nazywa się "Pod Aniołem". Właśnie tam znajduje się śliwkot. A cóż to takiego?

To podobno jest gliniany i glazurowany na śliwkowo kot. Tyle że moim zdaniem ten kot to śliwka z ogonkiem i robaczkiem majdającym nóżkami. Moja przyjaciółka śmie uważać, że to jest kot. Po trzech dniach kłótni na ten temat doszłyśmy do niejakiego porozumienia, nazywając ową figurkę śliwkotem. Niestety zdjęcia nie mam. Ale wolałabym go nie pokazywać i tak, gdyż mogłabym zostać zdołowana Waszym stwierdzeniem, że to faktycznie jest kot. A to by bolało ;). Była tam jeszcze fugur(k)a Anielicy z Diabłem. Ona siedzi Mu na kolanach, ma smutną twarz. Oboje mają zamknięte oczy. A wyraz jego twarzy... On Ją tak bardzo kocha...

Nie kupiłam tylko dlatego, że kosztowali 195 zł. A to było jedno z niewielu miejsc, gdzie można płacić kartą. Jeśli ktoś chce mi Ich sprezentować - nie obrażę się ;).

I oczywiście nie obyło się bez książkowych podboi. Wyjechałam z domu z "Władcą równin", "Wróżbami z koronek" i "Powrotem Niani". W międzyczasie zamówiłam w Empiku "Muskając aksamit". Odwiedziłam ten w Galerii Krakowskiej i przy okazji zapytałam, czy mają w salonie. Mieli, więc kupiłam i anulowałam powyższe zamówienie. Czyli pojechałam do Kołobrzegu z czterema (swoimi - oprócz "Wróżb") książkami. I zmusiłam przyjaciółkę, żeby wzięła "kilka" swoich (o tym, jak wyglądało jej pakowanie, opowiadać nie będę ;)). Zapas miałyśmy spory na te sześć dni. Jednak my, książkoholiczki, nie obeszłyśmy się tylko tym, co wzięłyśmy...

W Kołobrzegu jest biblioteka, gdzie sprzedawali stare książki po złotówce. Tam zostało odnalezione "Śniadanie u Tiffany'ego. Harfa Traw" Trumana Capote oraz "Irmina" Domagalika. To tylko moje, o jej zakupach wspominać nie będę. Jest też w tym mieście wspaniała Tania Książka. Nie dość, że sprzedawca zna się na swoim fachu jak nikt inny, to jeszcze książki ma wspaniałe, a ceny bardzo dobre. Najpierw kupiłam "Obłęd serca", w którym z miejsca się zakochałam i ta miłość po przeczytaniu wciąż trwa, a w ostatnim dniu jeszcze "Tysiąc drzewek pomarańczowych" (które i tak zamierzałam prędzej czy później nabyć) i książkę, którą należy spalić przed przeczytaniem. Przynajmniej tak brzmi pierwsze zdanie. Jej tytuł to "Historia Pana B.".

Nie wiem, jakim cudem domknęłam walizkę.

Wakacje są udane. Morze zaliczone po ponad pięciu latach abstynencji. Książki czytane, a stosik, zamiast się zmniejszać, rośnie. A niedługo pora zacząć studia...

Serdecznie Wam dziękuję za życzenia udanego wyjazdu. Wspominałam je, i Was, codziennie. Teraz nadrobię zaległości na Waszych blogach, a jutro możecie się spodziewać recenzji "Władcy równin", który, mogę to już powiedzieć, jest książką niesamowitą.

Ale czy po tylu (nastu) godzinach pociągiem nie powinnam iść spać? Nie. Definitywnie Wasze blogi są ważniejsze ;).

Komentarze

  1. Ja wiem, że w domu najlepiej, ale w Twoim przypadku to chyba aż szkoda wracać z wakacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj po powrocie!

    OdpowiedzUsuń
  3. W moim słowniku to coś na kształt bardzo grubego kija ^^.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mua mua mua :*. Strasznie fajnie to wszystko opisałaś. Ja też chcę tę figurkę! Musimy poszukać sponsora lub dwóch ;). W takim razie może kiedyś z Tobą do tego Kołobrzegu pojadę. Dla tej księgarni... :D.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witamy z powrotem :D Tęskniłam ^^

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3