"Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa" - Eduardo Mendoza
O Mendozie na blogach jest głośno. A może było jeszcze jakieś półtora miesiąca temu. W czasie pakowania mojej przyjaciółki (o którym miałam nie opowiadać) rzuciłam w nią "Niezwykłą podróżą Pomponiusza Flatusa", żeby wreszcie się zapoznać z tym Wybitnym Panem Pisarzem. I chociaż to jest książeczka o rozmiarach mizernych, przeczytanie jej zajęło mi... jakiś czas. Bo ja Pana Mendozy nie ogarniam, ot co.
Alternatywna historia początków naszej ery. Jezus jest urwisem, rzuca kamieniami w Bogu ducha winnego Łazarza. Józef jest nie do końca rozgarnięty. Maryja... nazbyt elokwentna i gadatliwa jak na owe czasy i jej pozycję społeczną. A Pomponiusz? Postać nader komiczna, która ma obsesję na punkcie bycia niewydarzonym filozofem. Czyli... akcja!
Józef zostaje oskarżony o zamordowanie pewnego bogacza. Jezus zgłasza się do Pomponiusza, by udowodnił, że jego ojciec jest niewinny. Więc szukają. Chodzą. Pytają. Zakochują się. Tak, tak, Jezus również. Starszy w matce - prostytutce, młodszy - w córce, przyszłej prostytutce. Po kilku(nastu) dziwnych wydarzeniach dochodzi do rozwiązania zagadki.
Doceniam autora za pomysł. Za wykonanie i odwagę. W końcu ktoś mógłby nasłać na niego Inkwizycję za takie cuda, a wiadomo, że w Hiszpanii działała najbardziej wytrwale. Jest nawet zabawnie. Ale nie zachwycająco. Spodobało mi się jedynie, że spora ilość postaci z Nowego Testamentu mieszkała w Nazarecie, po czym wszyscy się wyprowadzili i pozmieniali nazwiska. Przy córce prostytutki już wiedziałam, co z niej wyrośnie. Domyślacie się? Jeśli nie, to proszę natychmiast sięgnąć po Pana Browna i jego najsłynniejszą teorię spiskową, a nie zadawać głupie pytania!
Mam w planach przeczytanie jeszcze dwóch książek Mendozy. Mam nadzieję, że wzbudzi we mnie jakieś konkretniejsze emocje. Bo o tym wyżej zamierzałam w ogóle nie pisać. Ale chyba przypadkiem zmieniłam zdanie.
Alternatywną historię początków naszej ery czytałam już w wersji Moore'a i bardzo mi się podobało, a co się przy tym uśmiałam to moje. Niestety przez to "Podróż..." może mieć dość podniesioną poprzeczkę.
OdpowiedzUsuńTyle że ja Moore'a nie czytałam. Dlatego u mnie się ta teza nie sprawdza.
OdpowiedzUsuńWięc polecam ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam i to była książka Mendozy, która najbardziej mi się spodobała. Było kilka dobrych fragmentów i lekturę wspominam naprawdę dobrze, chociaż ogólnie rozwiązanie mnie zawiodło, jakieś takie niedopracowane.
OdpowiedzUsuńMuszę się w końcu spiąć i przeczytać coś Mendozy, bo wszyscy się tak nim zachwycają...:)
OdpowiedzUsuńEsencjo - mam nadzieję, że nie jest najlepsza, bo się naprawdę zawiodę ;). Wierzę, iż następna mi zrekompensuje niedogodności.
OdpowiedzUsuńSaro - jak widać na moim przykładzie, nie wszyscy się zachwycają ;).
Słuchałam w radiowej Trójce - ale to już dawno - fragmentów. Może kiedyś sięgnę po książkę (czy raczej cykl książek).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie^^
Nie czytałam, ale kiedyś spróbuję coś Mendozy :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam opis książki i sama lekko nie ogarniam. Gratuluję pomysłu twórcy, ale czy nie za daleko brnie on w las ze swoją oryginalnością? Jakoś tak... Słowem, nie ogarniam :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
ja z tych humorystycznych książek Mendozy nie czytałam nic. Za to znam go z poważniejszej książki i z chęcią poczytam więcej.
OdpowiedzUsuń