"Dracula" - Bram Stoker


Wśród zamieszania związanego z modą na różne rzeczy warto się cofnąć do korzeni i zobaczyć, od czego się wywodzą pewne rzeczy zniekształcone przez czas i ludzi. „Zmierzch” Stephenie Meyer sprawił, że wampiry wróciły w łaski czytelników, jednak od normalnego potwora ewoluowały w przystojnych wegetarianów. Ja od dawna chciałam poznać historię, od której wszystko się zaczęło, czyli słynnego „Draculę” Brama Stokera.

Legendy sprawiają, że mamy wobec nich jakieś oczekiwania, dlatego też moja przygoda z Draculą została rozbita na dwie części – pierwsza rozczarowana (sto stron), a druga zamieniająca się w powolny zachwyt. Na początku uważałam tę książkę za nudną i szukałam w niej tego, co sprawiło, że jest tak znana. Nie do końca przemówiło do mnie czytanie czegoś, co jest napisane w formie listów, telegramów i dzienników. Nie odczuwałam grozy, nie potrafiłam zaprzyjaźnić się z bohaterami. Jednak w drugim etapie czytania zaczynałam dostrzegać nie tyle horror i potwory, co skupiłam się na wiktoriańskim społeczeństwie, jego ograniczeniach, miłościach, przyjaźniach i wierzeniach oraz podróżach przez Europę. W tym samym czasie fabuła zaczęła się robić interesująca, a moja niechęć zamieniła się w przyjemność obcowania z lekturą.

Książka ta zdecydowanie różni się od obecnych na rynku książek o wampirach (tutaj wyjątek stanowi „Historyk” Elizabeth Kostovy, która widocznie czerpała z materiału, jaki pozostawił swoim czytelnikom Bram Stoker – śmiem nawet twierdzić, że jej książka jest o wiele lepsza i bardziej mroczna). Forma jak i sposób stopniowania napięcia oraz bohaterowie zdecydowanie nie pasują do współczesnego wizerunku wampira, łowcy wampirów oraz kobiet w ich otoczeniu. „Dracula” jest nietypowy (jak na czas obecny), dlatego wiele osób może się rozczarować – jak ja na początku – ponieważ nie tego można oczekiwać po najsłynniejszym wampirze w historii. On, jako postać, rozczarowywał mnie aż do końca. Na szczęście wspomnienie Draculi wykreowanego przez Elizabeth Kostovę go ratowało.

Przyznam, że książka wciąż wzbudza we mnie sprzeczne emocje – od zachwytu do niezadowolenia – jednak zdecydowanie przeczytam ciąg dalszy napisany przez potomka Brama Stokera. Teraz już wiem, czego się spodziewać i jak najprawdopodobniej będzie to wyglądać, dlatego myślę, że rozczarowanie nie będzie już tak silne, a bardzo ciekawią mnie dalsze losy Miny Harker, jej męża Johnathana oraz syna. I samego Draculi, jeśli będzie dane mi go tam spotkać.

Osoby zainteresowane wampirami zdecydowanie powinny zapoznać się z początkami i dowiedzieć się, jak wygląda prawdziwy wampir. A następnie przeczytać „Historyka”, którego uwielbiam. Bo choć „Dracula” z czasem robi się coraz lepszy, nie ma szans na to, bym zaliczyła go do moich ulubionych książek – nawet tych z kategorii krwiopijców.

Komentarze

  1. Cieszę się, że ktoś wreszcie wznowił tę książkę.
    Bez "Drakuli" nie byłoby "Historyka" i całej literatury "wampirycznej", która pojawiła się później...

    BTW. Nazywanie "wegetarianinem" kogoś, kto żywi się zwierzętami to spore nadużycie. ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wampiry mi się już przejadły, ale może zrobię wyjątek dla tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka czeka na mojej półce, więc niedługo się za nią zabiorę:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że "Dracula", tak jak "Frankenstein" w początkowej fazie jest książką epistolarną :) I widzę, że podzielasz opinię mojej dobrej znajomej :)
    Ja się jeszcze za nią nie zabrałam, ale na pewno zabiorę! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja mialam na odwrot, na poczatku bylam zachwycona - a potem im dalej, tym wydawalo mi sie nudniej i z trudem dobrnelam do konca ;-)).

    OdpowiedzUsuń
  6. Chętnie poznam klasykę i prawdziwego wampira, bo te wszystkie istoty z paranormali do mnie nie przemawiają. Nie miałam pojęcia, że powstała kontynuacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak Dracula zachęcająco nie wygląda :D.
      Powstała kontynuacja. Bodajże w 2010 lub 2011 została wydana w Polsce.

      Usuń
  7. "Draculę" mam w planach, aczkolwiek "poznałam" już prawdziwe wampiry- w książkach Anne Rice :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta książka to rzeczywiście zbiór sprzecznych emocji... Ja do dziś jestem bardzo nią zawiedziona, bo dla mnie była po prostu NUDNA. A najfajniejsze jest w tym wszystkim to, że mamy zupełnie odmienne wrażenia - dla mnie to właśnie pierwsze 100 stron było najbardziej ciekawych, wtedy naprawdę dobrze się bawiłam czytając tę książkę. Dracula chodzący po ścianach na zewnątrz swojej posiadłości naprawdę mnie wystraszył i do dziś ten obraz jest dla mnie z lekka niepokojący ;)
    A z kolejnymi stronami wszystko się taki mdłe zrobiło... Szczególnie Mina - jak ona mnie wkurzała niemiłosiernie! Kobieta - chodzące współczucie, miłość, dobroć... niczym płyn wzmagający wymioty, bleh.

    Btw. dzisiaj dostałam paczuszkę, dziękuję ślicznie! Listonosz jaki zainteresowany, co też może być w takim maleństwie! Odpakowuję, a on: "Ech, te baby..." :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam tak z książkami, że zaczynam czytać w złym momencie, później przerywam i wracam, a potem się okazuje, że zaczyna mi się podobać. Dracula był fajny, ale znowu... J. mnie niemiłosiernie denerwował. Później początki z Lucy były okropnie nudne, ale gdy zaczęła służyć za karmicielkę zaczęło się fajnie. Ale ci faceci, którzy zakochaliby się w dosłownie każdej kobiecie i każdą uważali za ideał zasługiwali na odstrzał, choć mi się już podobało.

      Proszę! Przyznam szczerze, że chciałam coś do niej dorzucić, ale pieniądze mi się skończyły xDDD. Pozdrów listonosza ode mnie!

      Usuń
    2. J. był denerwujący, to prawda xD Ale i tak za dużo się po tej książce spodziewałam... No wiadomo - najważniejsza książka o wampirach...

      Oj tam, po co cokolwiek dorzucać, balsam do ust w zupełności wystarczył :D Pozdrowię ;)

      Usuń
    3. E tam najważniejsza. Raczej pierwsza i najbardziej znana (a przynajmniej pierwsza znana).
      Ja także spodziewałam się za dużo.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3