Paplanie okołoksiążkowożyciowe.

Postanowiłam się bliżej przyjrzeć temu, co czytam. Załamałam się. Prawie same książki dla wydawnictw. Cóż, nie lubię tego odwlekać w nieskończoność. Ale teraz się trochę zbuntuję i poczytam książki własne i niewłasne, które bezinteresownie pojawiły się w moich stosach. I chcę Was jednocześnie przeprosić, że taki nawał recenzyjnych...

Ostatnio przypomniałam sobie o tym, jak bardzo chcę przeczytać/obejrzeć Doriana Graya. I muszę powiedzieć, że przybliżam się ku temu :). Znaczy najpierw ku obejrzeniu. Później przeczytam (trochę nie ta kolejność, prawda? Chociaż mi to jest obojętne). Ostatnio również odkryłam w sobie coś interesującego - każdą nową książkę zaczynam od razu czytać, po czym ją odkładam, bo o ile sześć książek na raz jestem w stanie czytać, to kilkanaście mnie już przerasta ;).

No i matury! Kto z Was zdaje? Ja poprawiam niemiecki i jutro tak gwoli rozrywki zdam sobie podstawowy angielski. Właściwie wciąż nie wiem, po co to robię. Ktoś mi powiedział, że chyba dlatego, bym nie wyszła z wprawy. I jeszcze ten maj! We wtorek przed godziną 14 byłam mentalnie w lutym, aż nagle ochłonęłam, spojrzałam na zegarek i tu nagle: MAJ! O cholera... I od wtorku otrząsam się z tej informacji ;). Jednym z efektów otrząsania było to, że poszłam do Empiku odebrać biografię Angeliny Jolie. Oczywiście zaczęłam ją, za zakładkę służy mi kolczyk, który właśnie wyjęłam i chęć zrobienia czegoś ze sobą. Nie wiem czego. Jak na razie postanawiam sobie trochę pogadać. Zdarza mi się to czasem, więc raczej nikogo już to nie dziwi, prawda?

Ten miesiąc, który mnie dobił, bo gdzieś zniknęły mi dwa inne, zapowiada się ciekawie. Idę z przyjaciółką na "Madama Butterfly" do opery, co jest moim marzeniem od przeczytania biografii madame Sadayakko. Później do teatru. Nie lubię teatru. Po prostu nie lubię. Sama nie wiem czemu. Ale muszę. Więc będę musiała to przeboleć z nadzieją, że mi się spodoba.

Piję herbatę, czuję, że nie będzie się Wam najlepiej czytało tego postu. Ale i tak go opublikuję. Teraz pójdę obejrzeć Doriana. Mam nadzieję, że mi się spodoba. Powinnam się uczyć na jutrzejsze kolokwium... Ale zrobię to w autobusie. Przed maturą z angielskiego. Podejrzewam, że gramatyka opisowa języka niemieckiego nie jest najlepszym pomysłem w tym wypadku, ale teraz rzuciłabym tą książką o ścianę czy inne okno, a tego nie chcę, ponieważ kosztowała za dużo, a okna nowego nikt mi nie wprawi i będę marzła, dopóki się nie wyprowadzę, więc może lepiej, żebym jej nie dotykała ;).

Miłego wieczoru, bez żadnych głupich problemów, jakie mam ja. Chociaż mam poważniejsze, ale udam, że nie istnieją. A teraz uśmiechnijcie się i idźcie czytać ^^.

Przesyłam Wam wirtualnego Chupa Chupsa pomarańczowego i herbatę bananowo-wiśniową.

Komentarze

  1. Doriana Graya oglądałam i przyznam, że to całkiem miły film. Świetna (jak zawsze) gra Colina F., bardzo przystojny i całkiem utalentowany odtwórca głównej roli. Reszta aktorów też dopasowana na ulał. Widać, że włożone zostały ogromne pieniądze. Efekty specjalne połączone z prawdziwym angielskim klimatem. Na Oskara to nie zasługuje, ale i tak warto obejrzeć. :)

    Mnie też czasem przytłacza ogrom recenzyjnych książek. Jednak narzekać nie ma, co, tylko się cieszyć. :)

    Powodzenia zarówno w maturze z niemieckiego jak i na kolokwium.
    Pozdrawiam serdecznie i spokojnego wieczoru. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biografia Angeliny! Cudownie, czekam na recenzję :). I bardzo się cieszę, że jednak udało Ci się iść na "Madame Butterfly". I życzę powodzenia na maturze z angielskiego :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Bananowo-wiśniowa? Takiej jeszcze nie piłam, więc chętnie, chętnie, a i Chupa Chupsem nie pogardzę ;).
    Do Doriana też się przymierzam już tak długo, że momentami... o tym zapominam. Ale chyba bardziej do filmu niż do książki, choć jakby mi wpadła ta w nowym, pięknym wydaniu to właściwie czemu nie ;). Mnie przerażają nie tylko recenzyjne, ale i te moje własne, z których część leży już na półce kilka lat i nadal czeka na przeczytanie, a ja wciąż nie mam czasu.
    Matury nie zdaje, całe szczęście, poprawiać też już nie chcę, powiedzmy, że w zamian "zadowalam" się egzaminami, więc podziwiam, że masz zapał, by poprawiać, serio.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miss Jacobs, "miły" to ostatnie określenie jakie bym mu dała ;). Jest mroczny, namiętny. "Miły" do tego nie pasuje. Ale bardzo mi się podobał. Jedna tylko scena mi nie podeszła, chociaż gdyby ją wyciąć, troszkę zburzyłaby się konstrukcja. Nie mogę się doczekać książki, ciekawa jestem, jak to wszystko było opisana. Zastanawiałam się calutki film. A co do recenzyjnych... nie przeraża mnie ilość, ale wąty niektórych osób, które się czepiają i nazywają blogi oraz recenzje laurkami dla wydawnictw. O ile nie uważam, bym miała sobie coś do zarzucenia w tej kwestii, to coraz bardziej zaczyna mnie to wkurzać.

    C.S., zapewne doczekasz się jej całkiem niedługo, ponieważ nie mogę się doczekać, aż pochłonę ją w całości :). Możliwe, że już w weekend. A na Madame jeszcze nie byłyśmy (idę z Oliwką), jednak bilety już mamy. Idziemy w przyszłą niedzielę i jestem przeszczęśliwa z tego powodu ^^. Bardzo mnie ucieszył Twój komentarz ^^.

    izusr, możesz znaleźć ją w Rossmannie. Jest bardzo dobra - ja i moja mama pijemy ją niemal nałogowo ;). Film właśnie obejrzałam i mogę polecić z czystym sumieniem. Ma w sobie coś... och. Widziałaś "Czarnego łabędzia"? Jest podobny, momentami doszłam do wniosku, że Aronofsky ostro postanowił zapożyczyć z tego filmu. Ale jest zrobiony inaczej, subtelniej w pewnych momentach. Książkę, jak już napisałam wyżej, po obejrzeniu filmu chcę przeczytać jeszcze bardziej, niż chciałam po recenzji Arii. Co do matury - boję się, że nie wytrwam na tych studiach i wolę mieć możliwość innego kierunku. Gdy poprawię maturę, może dostanę się na orientalistykę :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Alino,
    Fakt "miły" to nie jest najtrafniejsze określenie. Chodziło mi o to,że nie ma się poczucia straty czasu.
    Namiętność i ta mroczność owszem, ale tylko w trakcie trwania filmu. Nie wzbudził we mnie żadnych trwalszych uczuć.

    W kwestii "laurek" to nie masz się czym przejmować. Jeśli ktoś chce się przyczepić to zawsze znajdzie powód.
    Swoją drogą to gdzie się z nimi spotykasz ? Przypominam sobie, że była lekka "afera" ale tak naprawdę w większości przerost formy nad treścią.
    Mnie osobiście nigdy takie oskarżenia nie spotkały. Bo słów rzuconych w eter, że ktoś tam ... nie biorę na poważnie. Jeśli ma się odwagę oskarżać to i trzeba mieć odwagę mówić z "imienia i nazwiska", z konkretnymi argumentami.

    OdpowiedzUsuń
  6. We mnie jednak coś po filmie pozostało. Ciężko mi określić co. Ale nie czuję, bym straciła czas. Z tym się w pełni zgadzam :).
    Dzisiaj w komentarzach na jakimś blogu pojawiło się narzekanie. Zresztą dość często, gdy czytam komentarze na blogach, spotykam się z tym. A może po prostu tak trafiam? Nie wiem. Ale dzisiaj mnie to dotknęło. Wyjątkowo, chociaż zazwyczaj się tym zupełnie nie przejmuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Możliwe, że tak po prostu trafiasz. :)
    Ja już dawno nic takiego nie widziałam i tym bardziej się tym nie przejmuję. Ci, którzy znają mój blog od początku wiedzą, że jeśli książka mi się nie podobała to zwyczajnie nie napiszę przychylnej recenzji. Reszta nie ma obowiązku czytać. Blogów o tematyce książkowej obecnie powstaje jak grzyby po deszczu ( i chcę wierzyć, że to z pasji a nie możliwości późniejszej współpracy z wydawnictwami), więc każdy może sobie wybrać tych internautów do których ma najwięcej zaufania.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie się dobrze czyta wszystkie Twoje posty,czy to recenzje,czy "paplanie okołoksiążkożyciowe" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. wbrew temu co myślisz post czytało się bardzo przyjemnie. Ja nawet czasem wolę poczytać jakieś osobliwe własne wynurzenia niż wciąż recenzje. Bo ile można czytać recenzji, prawda?
    Co do matur... podziwiam. Serio. A jeszcze masz jutro kolosa? Olaboga. Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Badając moje ostatnie przygody książkowe zauważyłam, że czytam praktycznie wyłącznie książki biblioteczne oraz recenzyjne. Oczywiście cierpią na tym moje osobiste nabytki, leżakując wciąż na półkach. I ciągle sobie obiecuję, że już przestanę pożyczać, że podaruję sobie na trochę wydawnicze nowości, ale niestety jest to ciężkie, bardzo ciężkie :)

    Doriana chcę również przeczytać, a potem obejrzeć film. W tej kolejności. Chociaż muszę przyznać, że to nie moje pierwsze takie postanowienie książkowo-filmowe, gdyż już "Tatarak" Wajdy czeka na mnie długo, a "Kochanice króla" to się chyba nawet nieco zestarzały (w tym drugim przypadku jednak jest pewna przewaga - książkę mam na półce, film zaś na płytce).

    Maturę nową zdawałam, jako pierwszy rocznik (albo prawie pierwszy, licząc nieszczęśliwców z 2002 roku) i też poprawiałam. Historię i WOS. Wspominam to, praktycznie jak jeden z egzaminów na studiach - trochę nauki i sukces. Tylko, że bez stresu.
    Trzymam kciuki za Twoje zmagania!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Też lubię czasem poczytać życiowe wynurzenia, nie tylko recenzje - dzięki temu mam wrażenie, że obcuję z żywym człowiekiem, nie tylko literkami na monitorze komputera ;) Zawsze czerpię przyjemność z odwiedzania znanych mi już blogów i skojarzeń - o, to ta blogerka, która ma szarego kota, ta z kolei lubi lody czekoladowe, ten bloger kocha fotografować - to takie ludzkie jest :) Poza tym mam szaloną słabość do Chupa Chupsów i herbaty bananowo-wiśniowej (oraz innych Rossmanowych, truskawkowa z wanilią bodajże i karmelowa - cudeńko ;)) Co do matury - trzymam mocno kciuki, za przemyślenia dotyczące studiów również. A jeśli chodzi o recenzje... Moim, świeżym tu wciąż okiem - nie zauważyłam na twoim blogu takiej tendencji, bo i nie patrzę na to, czy książka pochodzi z wydawnictwa, czy z biblioteki, czy jest prywatnym nabytkiem. Dla mnie liczy się treść recenzji, to, czy jest rzetelna. Aferę znam, czytałam te wątki i... Hm, każdy w swoim sumieniu może sobie odpowiedzieć na pytanie, czy pisze szczerze. Ja zawsze zakładam, że tak jest i do żadnych blogów nie podchodzę z nieufnością. Cieszę się, że tylu nas jest - czytających i szkoda by było, gdyby to i tak dość zamknięte środowisko traciło czas na spory, zamiast skupić się na czytaniu. Uff, rozpisałam się - to tyle ode mnie w ramach mojej życiowej paplaniny :)

    OdpowiedzUsuń
  12. wcale mi nie przeszkadza ten 'recenzyjny nawał' ;) każdy Twój post jest uroczy i dobrze mi się je czyta ^^ trzymam kciuki za maturę (nigdy więcej do niej nie podejdę, za duży stres, a ja nerwy mam w strzępach)..
    Niestety, od jutra zaczynam opracowywanie tekstów na teorię literatury, więc powieści zaczną trwać w zawieszeniu :( mam tylko nadzieję, że przestanę myśleć o J., bo siedzi mi w głowie od wczorajszej rozmowy...

    buziaczki ;**

    OdpowiedzUsuń
  13. "Czarnego łabędzia" też nie oglądałam. Cholera, w ogóle mam takie zaległości filmowe, że nie wiem kiedy mam je nadrobić :D Tym bardziej, że w taką pogodę nie chce mi się siedzieć i oglądać ;D.
    A z maturą, faktycznie, to chyba dobre zabezpieczenie, mam nadzieję, że dobrze poszło :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Sil, raczej chodziło mi o to, że jest kiepsko napisany ;). Ale cieszę się, że tego nie odczułaś.

    Claudette, ja się zazwyczaj nie czepiam jakoś szczególnie ekranizacji, chyba że twórcom uda się ją tak zepsuć, że już gorzej być nie mogło. "Kochanice króla" chciałabym przeczytać, film od dawna mam już za sobą ;). Lubię tę autorkę, chociaż przeczytałam tylko jedną jej książkę. A matura w porównaniu z tym, co przeżywam na studiach, to jak napisanie kartkówki ze znajomości lektury. Jeśli tylko ma się pojęcie, z jakiej się pisze, to już tylko z górki ;).

    Niedopisanie, ja czasem się łapię na tym, że nudzą mnie recenzje i chciałabym, by bloggerzy pisali o swoim życiu i wtedy na jakiś czas przerzucam się na inne blogi, ale na krótko, bo Was wszystkich kocham :D. Herbatę truskawkowo-waniliową piłam tylko Herbapolu (kocham!), kiedyś miałam malina-wanilia z Rossmanna, ale trafiłam na kiepską partię, bo była po prostu paskudna. A przynajmniej te dwie torebki, które zaparzyłam. Ale Orient z Rossmanna? Mniaaam. Bardzo podobała mi się Twoja paplanina. A na dzień dzisiejszy nie przejmuję się aferą. Chwila słabości już mi minęła :). Ja sobie ufam i niczego sobie nie zarzucam.

    Panno Indyviduum, dziękuję ^^. Matura mnie relaksuje, z pewnością bardziej niż niektóre osoby u mnie na studiach...

    Kolmanko, dziękuję xD.

    Izusr, to był na razie tylko podstawowy angielski, do niczego mi nie potrzebny i banalny, modlę się o mój przyszłotygodniowy niemiecki ^^. Ja ostatnio oglądam więcej filmów. Jak się jest nieprzytomnym łatwiej się je przyswaja niż książki.

    OdpowiedzUsuń
  15. Doriana bardzo chętnie przeczytam i obejrzę, zwłaszcza, że gra tam jeden z moich ulubionych aktorów ;) Powodzenia na maturze ;]

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak tam niemiecki?
    Podziwiam Twoją chęć do poprawiania matury. Z drugiej strony chyba warto. Ja już jestem staruszka i takiej możliwości nie miałam.
    Dziś po raz pierwszy zajrzałam do Ciebie i ogromnie mi się spodobało. Post jest świetny! Kto powiedział, że na książkowych blogach muszą być tylko recenzje? Wcale nie.
    Co do króciutkiej dyskusji o recenzowaniu dla wydawnictw, właśnie parę chwil temu skończyłam pisać swoje przemyślenia na moim osobistym blogu i trzymam waszą stronę. Jak najbardziej takie recenzje są potrzebne i wcale nie uważam, że pisane są po kątem przypodobania się wydawnictwu.
    Aha! Jeszcze sprawa herbatki. Uwielbiam wszystkie owocowe, ale tej nie znam. Muszę spróbować, choć za bananami nie przepadam. Ale liczą się przecież nowe doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Balbino, niemiecki... hmm... sama nie wiem. Okaże się, gdy będą wyniki, mam bardzo mieszane uczucia. Ja matury nie przeżyłam jakoś traumatycznie, podeszłam do niej bardziej na luzie niż do zwykłego szkolnego sprawdzianu, więc nie mam automatycznej niechęci do pisania jej po raz kolejny :).
    Dziękuję, że post Ci się podoba. Mój blog nie jest stricte książkowy. Jest moim blogiem, ale recenzje faktycznie go zdominowały, co mi nie przeszkadza.
    A o Twoje zdanie co do dyskusji właśnie czytam i cieszę się, że nie jesteś po stronie osób, które są przeciwnikami czegoś takiego.
    W herbatce jest lekka nuta banana, ale dominuje wiśnia, więc nie powinno Ci to przeszkadzać :).
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3