"Mężczyzna idealny" - Michal Viewegh
"Mam nadzieję, że książka sprawi Ci radość; mnie bawi niezmiennie" - napisała mi w liście dołączonym do książki jej poprzednia właścicielka. Lekko uniosłam brwi w geście zdziwienia, ponieważ spodziewałam się raczej typowego romansidła, a nie czegoś, co może bawić. Może gdybym spojrzała na okładkę, dostrzegłabym na niej ironię, jaką nacechowana jest cała książka. I nie chodzi tutaj o to, że dziewczyna całuje męską dłoń (czy nie powinno być na odwrót?...), ale o jej spojrzenie, które mówi znacznie więcej niż ten gest. Jednak zwróciłam na to uwagę znacznie później.
W moim życiu nie miałam raczej wiele do czynienia z literaturą czeską. Możliwe, że nasze drogi w ogóle wcześniej się ze sobą nie zbiegły. Nie mam zbyt dobrych skojarzeń z tym krajem - są podobne do tych z Kanadą. Ponury kolor pomarańczowy, którego nie lubię. O ironio, okładka "Mężczyzny idealnego" również jest pomarańczowa. Ciężko było mi się przestawić. Aż otworzyłam, przeczytałam pierwsze słowa i wsiąkłam.
Jest to opowieść o miłości Laury i Olivera. On ma czterdzieści lat, ona niewiele ponad dwadzieścia. Jej matka nienawidzi Czechów. Ona sama ciągle szuka mężczyzny idealnego. Oliver zaś jest człekiem interesującym, tak interesującym, że czasem ma się ochotę trzepnąć go wałkiem do ciasta. Ale nasza cudowna Laura się zakochuje, z wzajemnością zresztą. Ale właśnie doszłam do wniosku, że nie ma sensu mówić o fabule, bo to wcale nie sprawia, że wiadomo, o czym ta książka w ogóle jest.
Tak naprawdę nie wiem, co powiedzieć. W jaki sposób opowiedzieć tę historię, jej zalety (bo wad tak naprawdę nie zauważyłam), wszystko, by Was zachęcić i pokazać, co naprawdę o niej sądzę. Oczywiście mam z tym problem, ale w moim przypadku to nic dziwnego. Tutaj jest takie cudowne poczucie humoru, ironia, niebanalne postacie, ciekawy język, wydarzenia... Wszystko doskonale ze sobą współgrające. Jest zapisem miłości, ale nie takiej, dla której przenosi się góry, ale miłości, która z góry jest traktowana podejrzliwie, chociaż ma mnóstwo przesłanek do tego, by powątpiewać w wątpliwości. Pomińmy to moje masło maślane. Ta książka cudownie nabija się z kobiet, mężczyzn, miłości i wszystkiego innego, jednocześnie traktując je poważnie. I jest po prostu cudowna. Tak samo jak opisane w niej stosunki matki z córką. Mogę się pochwalić, że sama mam podobne z moją mamą.
Czytając ją, uwolniłam się od migreny. Sama nie wiem, w jaki sposób to nastąpiło, ale fakt faktem - głowa mnie przestała boleć, humor mi się poprawił, książka skończyła, a ja się zirytowałam, bo się wciągnęłam, a tu koniec!
Dlatego polecam. Bo nie mam jej nic do zarzucenia. Oprócz tego, że się skończyła, rzecz jasna. Wybornie się przy niej bawiłam (to słowo pasuje doskonale). I naprawdę jest warta przeczytania. A ja chcę obejrzeć film na jej podstawie, chociaż spodziewam się, że będzie znacznie gorszy.
I jeszcze kilka ogłoszeń drobnych. W Empiku panuje promocja, w której wybrane książki wydawnictwa W.A.B. są z 50% zniżką, oraz Czarnej Owcy (Larsson etc.) 25%.
Wydawnictwo Muza zaprasza Was na spotkania w warszawskich Hybrydach z następującymi osobami:
17.05 Rafał Tomański
18.05 Piotr Szarota
26.05 Marek Orzechowski
A mój komputer próbował zrobić wszystko, żeby dzisiejsza recenzja nie powstała. Podejrzewam, że dlatego mi osobiście się ona niezbyt podoba ;).
***
Jak widać, posty wróciły. Z tego co widzę, nie tylko u mnie :). Ale komentarze i tak zeżarło. Myślicie, że wrócą? Nieważne. I tak Google porobiło w bałagan w zakładkach, więc przyjrzyjcie im się. Tę recenzję wrzuciłam "na wierzch", żeby było widać, że jest. "Córkę Krwawych" dam wieczorem :).
Miłego (bezkłopotowego) dnia!
I filmik, o :).
W moim życiu nie miałam raczej wiele do czynienia z literaturą czeską. Możliwe, że nasze drogi w ogóle wcześniej się ze sobą nie zbiegły. Nie mam zbyt dobrych skojarzeń z tym krajem - są podobne do tych z Kanadą. Ponury kolor pomarańczowy, którego nie lubię. O ironio, okładka "Mężczyzny idealnego" również jest pomarańczowa. Ciężko było mi się przestawić. Aż otworzyłam, przeczytałam pierwsze słowa i wsiąkłam.
Jest to opowieść o miłości Laury i Olivera. On ma czterdzieści lat, ona niewiele ponad dwadzieścia. Jej matka nienawidzi Czechów. Ona sama ciągle szuka mężczyzny idealnego. Oliver zaś jest człekiem interesującym, tak interesującym, że czasem ma się ochotę trzepnąć go wałkiem do ciasta. Ale nasza cudowna Laura się zakochuje, z wzajemnością zresztą. Ale właśnie doszłam do wniosku, że nie ma sensu mówić o fabule, bo to wcale nie sprawia, że wiadomo, o czym ta książka w ogóle jest.
Tak naprawdę nie wiem, co powiedzieć. W jaki sposób opowiedzieć tę historię, jej zalety (bo wad tak naprawdę nie zauważyłam), wszystko, by Was zachęcić i pokazać, co naprawdę o niej sądzę. Oczywiście mam z tym problem, ale w moim przypadku to nic dziwnego. Tutaj jest takie cudowne poczucie humoru, ironia, niebanalne postacie, ciekawy język, wydarzenia... Wszystko doskonale ze sobą współgrające. Jest zapisem miłości, ale nie takiej, dla której przenosi się góry, ale miłości, która z góry jest traktowana podejrzliwie, chociaż ma mnóstwo przesłanek do tego, by powątpiewać w wątpliwości. Pomińmy to moje masło maślane. Ta książka cudownie nabija się z kobiet, mężczyzn, miłości i wszystkiego innego, jednocześnie traktując je poważnie. I jest po prostu cudowna. Tak samo jak opisane w niej stosunki matki z córką. Mogę się pochwalić, że sama mam podobne z moją mamą.
Czytając ją, uwolniłam się od migreny. Sama nie wiem, w jaki sposób to nastąpiło, ale fakt faktem - głowa mnie przestała boleć, humor mi się poprawił, książka skończyła, a ja się zirytowałam, bo się wciągnęłam, a tu koniec!
Dlatego polecam. Bo nie mam jej nic do zarzucenia. Oprócz tego, że się skończyła, rzecz jasna. Wybornie się przy niej bawiłam (to słowo pasuje doskonale). I naprawdę jest warta przeczytania. A ja chcę obejrzeć film na jej podstawie, chociaż spodziewam się, że będzie znacznie gorszy.
I jeszcze kilka ogłoszeń drobnych. W Empiku panuje promocja, w której wybrane książki wydawnictwa W.A.B. są z 50% zniżką, oraz Czarnej Owcy (Larsson etc.) 25%.
Wydawnictwo Muza zaprasza Was na spotkania w warszawskich Hybrydach z następującymi osobami:
17.05 Rafał Tomański
18.05 Piotr Szarota
26.05 Marek Orzechowski
A mój komputer próbował zrobić wszystko, żeby dzisiejsza recenzja nie powstała. Podejrzewam, że dlatego mi osobiście się ona niezbyt podoba ;).
***
Jak widać, posty wróciły. Z tego co widzę, nie tylko u mnie :). Ale komentarze i tak zeżarło. Myślicie, że wrócą? Nieważne. I tak Google porobiło w bałagan w zakładkach, więc przyjrzyjcie im się. Tę recenzję wrzuciłam "na wierzch", żeby było widać, że jest. "Córkę Krwawych" dam wieczorem :).
Miłego (bezkłopotowego) dnia!
I filmik, o :).
filmik o kocurku widziałam juz wczesniej ale jest hmmmm... "przeboski" ;)
OdpowiedzUsuńA ksiązka zapowiada się naprawde ciekawie. Oby do wakacji!
Cieszę się, że Ci się spodobała :-). Ja lubię w niej właśnie ten humor i lekką ironię, zakończenie, które jest perskim okiem puszczonym do czytelnika (a może raczej czytelniczki, skoro pierwsze wydanie nosiło tytuł "Powieść dla kobiet"). Największym odkryciem było jednak dla mnie to, że burak nie jest wyłącznie polskim wynalazkiem ;-D.
OdpowiedzUsuń