"1Q84. Tom 1" - Haruki Murakami
W związku z tą książką miałam kilka problemów. Po pierwsze dostawałam pomieszania z poplątaniem, bo wszyscy to czytali, a ja nie. Po drugie to Murakami, kolejne pomieszanie z poplątaniem. Po trzecie nie miałam skąd go wziąć, więc dostawałam pomieszania z poplątaniem. Po czwarte, gdy już go przeczytałam, nie wiedziałam, jaką ocenę mu wystawić. Moje pomieszanie osiągnęło apogeum poplątania.
Murakami jest specyficznym autorem. W to chyba nikt nie wątpi. Moje pierwsze spotkanie z nim wcale nie sprawiło, że wiedziałam, czy go lubię, czy też może nie. Był mi obojętny, więc postanowiłam zabrnąć w to dalej, dowiedzieć się, co o nim sądzę. Ta książka miała mi w tym pomóc. I o dziwo wiedziałam nawet, o czym czytam. Nadążałam za fabułą. Zresztą, gdyby ją uogólnić, nie jest ona skomplikowana. Rozwleczenie czegoś niezbyt długiego na prawie pięćset stron i nie sprawienie, by czytelnik się nudził, jest naprawdę godne podziwu. Szczególnie, że ten tom nie zamyka historii. On ją dopiero otwiera. Dostajemy tutaj jedynie zarys tego, co się będzie dziać. Czyli kolejne dwa tomy będą mieć podobną objętość (drugi tom jest niewiele cieńszy). Ale czemu ja piszę o ilości stron? Naprawdę ta książka coś ze mną zrobiła.
Jak już mówiłam, wg mnie tom pierwszy jest zaledwie wstępem do całej historii Aomame, Tengo, Little People. O ile pierwszą dwójkę poznajemy dość dobrze, o tyle ci ostatni są osnuci mgłą tajemnicy. Swoją drogą spodziewam się, że nawet po przeczytaniu trzeciego tomu nie będzie wiadomo, kim oni naprawdę są. Za to Aomame jest fajna, ponieważ jest zawodową morderczynią. Tengo jest fajny, ponieważ jest pisarzem. Little People są fajni, bo nic o nich nie wiem. Dlatego nie starałam się dowiedzieć, w jaki sposób Tengo i Aomame się ze sobą spotkają, o co w tym wszystkim chodzi, i dlaczego na niebie są dwa księżyce. Obserwowałam zachowania bohaterów, ich życia, przemyślenia, a w gruncie rzeczy nie działo się tam nic ciekawego. Więc wyjaśni mi ktoś, dlaczego ten przeklęty Murakami tak mnie wciągnął w swój świat? Na szczęście nie zostawił mi całkowitej rozsypanki, ale dał kilka elementów, które da się ze sobą połączyć, bądź umieścić obok siebie i nie zostawić po lekturze całkowitego bałaganu w myślach.
Muszę powiedzieć, że mi się podobało. Że nie wiem czemu, że nie wiem co, że nie wiem jak. Ale podobało. Że chcę kolejny tom i w końcu się dowiedzieć czegoś więcej na temat, o którym nie wiem niemal całkowicie zupełnie nic. Cóż uroiło się w głowie tego Japończyka? Nie wiem. Ale chcę się dowiedzieć. Ale żeby ocenić tę książkę? Nie, to mnie przerasta. Bo przecież w gruncie rzeczy nie dzieje się w niej nic. Dlatego nie oceniam, ślepo polecam, czekam na kolejny, a Arii dziękuję za użyczenie mi tego czegoś niedookreślonego. I liczę, że szybciutko użyczy mi również tom drugi.
Murakami jest specyficznym autorem. W to chyba nikt nie wątpi. Moje pierwsze spotkanie z nim wcale nie sprawiło, że wiedziałam, czy go lubię, czy też może nie. Był mi obojętny, więc postanowiłam zabrnąć w to dalej, dowiedzieć się, co o nim sądzę. Ta książka miała mi w tym pomóc. I o dziwo wiedziałam nawet, o czym czytam. Nadążałam za fabułą. Zresztą, gdyby ją uogólnić, nie jest ona skomplikowana. Rozwleczenie czegoś niezbyt długiego na prawie pięćset stron i nie sprawienie, by czytelnik się nudził, jest naprawdę godne podziwu. Szczególnie, że ten tom nie zamyka historii. On ją dopiero otwiera. Dostajemy tutaj jedynie zarys tego, co się będzie dziać. Czyli kolejne dwa tomy będą mieć podobną objętość (drugi tom jest niewiele cieńszy). Ale czemu ja piszę o ilości stron? Naprawdę ta książka coś ze mną zrobiła.
Jak już mówiłam, wg mnie tom pierwszy jest zaledwie wstępem do całej historii Aomame, Tengo, Little People. O ile pierwszą dwójkę poznajemy dość dobrze, o tyle ci ostatni są osnuci mgłą tajemnicy. Swoją drogą spodziewam się, że nawet po przeczytaniu trzeciego tomu nie będzie wiadomo, kim oni naprawdę są. Za to Aomame jest fajna, ponieważ jest zawodową morderczynią. Tengo jest fajny, ponieważ jest pisarzem. Little People są fajni, bo nic o nich nie wiem. Dlatego nie starałam się dowiedzieć, w jaki sposób Tengo i Aomame się ze sobą spotkają, o co w tym wszystkim chodzi, i dlaczego na niebie są dwa księżyce. Obserwowałam zachowania bohaterów, ich życia, przemyślenia, a w gruncie rzeczy nie działo się tam nic ciekawego. Więc wyjaśni mi ktoś, dlaczego ten przeklęty Murakami tak mnie wciągnął w swój świat? Na szczęście nie zostawił mi całkowitej rozsypanki, ale dał kilka elementów, które da się ze sobą połączyć, bądź umieścić obok siebie i nie zostawić po lekturze całkowitego bałaganu w myślach.
Muszę powiedzieć, że mi się podobało. Że nie wiem czemu, że nie wiem co, że nie wiem jak. Ale podobało. Że chcę kolejny tom i w końcu się dowiedzieć czegoś więcej na temat, o którym nie wiem niemal całkowicie zupełnie nic. Cóż uroiło się w głowie tego Japończyka? Nie wiem. Ale chcę się dowiedzieć. Ale żeby ocenić tę książkę? Nie, to mnie przerasta. Bo przecież w gruncie rzeczy nie dzieje się w niej nic. Dlatego nie oceniam, ślepo polecam, czekam na kolejny, a Arii dziękuję za użyczenie mi tego czegoś niedookreślonego. I liczę, że szybciutko użyczy mi również tom drugi.
Pozostaję nadal ja, która nie czytałam pierwszego tomu nawet. Dobrze, że leży na półce.. :)
OdpowiedzUsuńZapomniałaś o Fukaeri :) Książka ta ma szansę stać najdłużej czytaną przeze mnie pozycją, bo wałkuję ją już ponad miesiąc - i końca nie widać. I w sumie nawet nie wiem, czy mi się podoba czy nie... jest tak rozwlekła. Chociaż z drugiej strony: nie nudzi... Sama nie wiem :)
OdpowiedzUsuńZgodzę się z Tobą, że Murakami jest specyficznym autorem i rzeczywiście trudno go ocenić. Ja jeszcze nie mam wyrobionego o nim zdania, bo przeczytałam tylko "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu", teraz czytam "Na południe od granicy, na zachód od słońca" i może ta pozycja coś mi rozjaśni :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSkarletko, nie zapomniałam. Ale uznałam, że ona stoi pomiędzy Tengo a Little People i w sumie ona się zawiera w nich, nie jest osobna, o ile rozumiesz, o czym mówię. Dlatego jej tam nie umieściłam. To moje najdłużej czytane książki zajmują znacznie więcej czasu ;). Jakby ten "Tato" Whartona, którego czytam od lipca.
OdpowiedzUsuńBibliofilko, obawiam się, że nie rozjaśni xD. A może? Nie wiem. Nawet o prawdopodobieństwie rozjaśnienia mówić się nie da :D.
Murakami przede mną i już nie mogę się doczekać:)). Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńPróbowałam kiedyś przeczytac "Norwegian Wood", ale jakos rady nie dałam. 1Q84, miałam ostatnio w rękach w bibliotece i odłozyłam. Jeszcze nie teraz, bo nie chcę się totalnie zniechęcić. Czaję się na "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" ze względu na temat i może dzięki tej książce polubię samego autora, a wtedy łatwiej będzie mi przyswoić jego inne dzieła.
OdpowiedzUsuńWłaśnie,wszyscy czytają lub czytali,lub będą czytać,ja jeszcze nie miałam przyjemności trzymać tej książki w łapkach :)
OdpowiedzUsuńChociaż muszę przyznać,że Murakami to "twardy zawodnik",niestety nie mogę sie do niego przekonać,zaczynam i nie kończę,odkładam na później...tak miałam z jego książką "Ślepa wierzba i śpiąca kobieta"...
Jeszcze przede mną, ale lubię Murakamiego i chętnie przeczytam tę powieść- mam nadzieję, że znajdę czas latem, które coś zaczęło się oddalać... ;)
OdpowiedzUsuńMurakami jest na mojej liście do przeczytania, ale kiedy ja to wszystko zrobię to nie mam pojęcia :P
OdpowiedzUsuńAlinko - jeszcze nie do końca wiem, bo jestem na dokładnie 250 stronie, ale Fukaeri i jej sposób wysławiania się już mnie zdążyła poirytować :)
OdpowiedzUsuńMoja droga! Cudnie się czytało recenzję ^^ Cieszę się, że Ci się podobał Murakiś. Następną część wyślę Ci jak tylko ją odzyskam, bo wciąż jest na ludziach... ^^
OdpowiedzUsuń;*:*:*
Dokładnie czuję to samo, co Ty przed lekturą tej książki.
OdpowiedzUsuńWszyscy czytali, a ja jestem do tyłu, chociaż powieść mam już na swej półce. Jestem jeszcze wstrząśnięta (i zmieszana) po lekturze "Tańcz, tańcz, tańcz".
I muszę przyznać, że zawsze trochę boję się Murakamiego. Że nie podołam, iż nie będę chciała, czy też nie będę miała sił, by iść z autorem dalej. Że mnie sponiewiera.
I zawsze się pozytywnie rozczarowuję :) Mam oczywiście nadzieję, że podobnie będzie w tym przypadku.
Dzięki za tę recenzję.
Pozdrawiam!
Bigosowa, mam nadzieję, że jednak się w końcu dogadacie :).
OdpowiedzUsuńEvito, ja trochę walczyłam z "Przygodą z owcą". Ale "1Q84" jest lepsze od tego. A Wierzby nie czytałam. Zawsze możesz spróbować. I najwyżej odłożyć ;).
Beatrix, oddalać? Chyba tylko pod względem pogody :D. Ja wczoraj się budzę po południu (choć od paru godzin byłam na nogach) i krzyczę: To już maj?!, bo ja psychicznie byłam jeszcze w lutym... xD.
Dosiaku, sama się nad tym zastanawiam xD.
Skarletko, jej sposób wysławiania jest interesujący :D. Nie poirytowała mnie, wręcz przeciwnie.
Ario Kochana Ma, cieszę się, że podobała Ci się recenzja :D. Ja poczekam, i tak mam mało czasu. A ten tom odeślę Ci, jak trochę odetchnę. Mam nadzieję, że Ci się nie spieszy?
Claudette, ja też się go boję w jakiś sposób. Ale gdybym miała na swojej półce, od razu bym się za nią zabrała! ^^.
Zawsze mam właśnie to dziwne uczucie poplątania, kiedy czytam Murakamiego. Że może źle interpretuję, źle czytam, nie do końca wyłapuję sensy, że się gubię, plączę. Cieszę się więc z tej recenzji - pokazuje mi, że nie jestem jedyna :)
OdpowiedzUsuńNie pali się :) Odsyłaj, kiedy będziesz miała czas :*
OdpowiedzUsuń