"Wyznania gejszy" - Arthur Golden

Chyba każdy przynajmniej słyszał o tej książce, albo jej ekranizacji (świetnej swoją drogą, uważam ją za najlepszy film na podstawie książki, chociaż nawet teraz, gdy w trakcie ponownego czytania doszukałam się pewnych nieścisłości, nie zmieniłam zdania). Z jakiejś przyczyny "Wyznania gejszy" musiały zasłużyć na miano bestselleru. Ostatnio czytałam je trzy lata temu (a przed czterema laty zdarzyło się w związku z nimi ciekawe wydarzenie i to była pierwsza moja próba zdobycia ich na własność) i od tej pory wiedziałam, że chcę posiadać tę książkę. Udało mi się tego dokonać ledwie przed paroma dniami i, szczerze mówiąc, nie zamierzałam jej w tym czasie czytać, ale w autobusie robiłam wszystko, żeby nie uczyć się na egzamin (z którego, niemal się nie ucząc, dostałam 4+. Jak to się mówi? Do trzech razy sztuka - zdałam za trzecim razem) i zaczęłam. No i musiałam skończyć. Wciągnęła mnie na nowo i przynajmniej mam świadomość, że moje odczucia sprzed trzech lat nie były idealizowane.

O fabule mówić nie będę, ponieważ powiedziane zostało już wiele. Może tylko wspomnę, że pewna niesforna dziewczynka z biednej rodziny trafiła do okiya, gdzie miała kształcić się na gejszę, narozrabiała, więc droga do jej przyszłości została zamknięta, dopóki ktoś nie otworzył jej na nowo. Wszystko toczyło się wokół miłości absolutnej, niedozwolonej.

Autor przedstawił nam życie gejsz bardzo malowniczo. Bardzo łatwo można sobie wyobrazić sytuację w Kioto w przededniu II Wojny Światowej, poczuć atmosferę i zapragnąć zostać gejszą przynajmniej na chwilę. Ja jestem nią zauroczona po raz kolejny, w trakcie czytania chciałam obejrzeć poszczególne sceny z filmu, jednak w autobusie było to trochę niemożliwe. Książka jest piękna, momentami smutna, przewidywalna, ale jednocześnie zasługuje w pełni na miano światowego bestselletru - gdyby tylko "Zmierzch" był taki świetny...

Kto jeszcze nie przeczytał - gorąco polecam. Najlepiej do kompletu z filmem, chociaż niektórzy nie uznają czytania i oglądania... W tym wypadku to nie powinno zaszkodzić. Ja sobie nie wyobrażam znać tylko jedną z wersji. Naprawdę.


Wróciłam! Było cudownie, mam mnóstwo energii, a praca semestralna ma tylko cztery linijki, ale co tam! Murakiś już przeczytany do połowy, "Zawsze przy mnie stój" w całości (kocham!), recenzja wkrótce, a ja dzisiaj kupiłam sobie dwie herbaty sencha - malinową i imbirowo-cytrynową. Jutro planuję nawiedzić Starbucksa, wypożyczyć "Kojiki" i może wreszcie się przygotować na zajęcia, hm. Jutrzejszą historię literatury mamy w Jagiellonce. Umrę tam. Wspominałam coś o mojej bibliotekofobii?

A za kiepską recenzję przepraszam. Nie umiem pisać o tej książce, sama nie wiem czemu. A może jeszcze nie wybiłam się z rytmu podróży.

Gdy przejeżdżałam przez Warszawę, chciałam wysiąść z pociągu. Nie podoba mi się to miasto, ale coś mnie mocno do niego ciągnie. Wybieram się tam całkiem niedługo. Może następnym razem napiszę o herbacie? Dzisiaj chyba osiągam bardzo wysoki poziom w robieniu dygresji.

Komentarze

  1. Film widziałam dwa razy. Książki jeszcze nie czytała, ale widzę że naprawdę powinnam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Film widziałam, a książki [o, zgrozo!] nadal w rękach nie miałam. Raz chciałam kupić, ale w sklepie zobaczyłam dwa wydania, każde spod pióra innego autora i zaniemówiłam.
    Gdy już sprawdziłam, o które wydanie mi chodzi, ksiązka jakoś wypadła mi z glowy..
    Będę musiala ponownie się rozejrzeć..

    OdpowiedzUsuń
  3. Na tyle, na ile pamiętam, film nie do końca mnie przekonał. Książkę za to mam na półce - w języku angielskim. Zastanawiam się, na ile umiałabym ją ocenić wiedząc, że mój angielski starcza wyłącznie na rozumienie samego przekazu, a nie dostrzeganie czegoś więcej w warstwie językowej, budowie itd. Będę musiała zastanowić się nad polską wersją :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Film uwielbiam - więc książka obowiązkowa. Obowiązkowa jest dla mnie jeszcze lektura książki wydanej przez gejszę, która opowiadała autorowi swoją historię. Podobno autor wiele przeinaczył, a ona bardzo się tym zdenerwowała i wydała własną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze nie czytałam, oglądałam natomiast film, ale niewiele z niego pamiętam :P Książkę mam w planach.

    Ja za najlepszą ekranizację uważam "Zieloną Milę", którą uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam tą powieść, czytałam ją również ze trzy lata temu, kocham również film i mam takie samo zdanie na ten temat co Ty :)

    Takich książek się nie zapomina...

    Pozdrawiam serdecznie! I życzę miłego popołudnia :]

    OdpowiedzUsuń
  7. Vampire Slayer, hmm. Wydaje mi się, że mówisz o zupełnie innej książce. "Wyznania gejszy" są opowieścią fikcyjną. Co prawda była gejsza, która opowiadała autorowi o życiu gejsz, jednak to nie książka o niej. Sayuri faktycznie została stworzona na podstawie jednej z najsłynniejszych gejsz, ale to tylko był szkielet, na którym napisano historię. Więc nie masz racji w tej kwestii, chodzi Ci o inną książkę. Chyba że ja źle zrozumiałam Twoją wypowiedź, co jest całkiem prawdopodobne i Ty z wielkim skrótem myślowym mówiłaś o innych wyznaniach gejszy ^^.

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę z przykrością stwierdzić, że ani nie czytałem książki ani nie oglądałem filmu. Mam jednak zamiar to nadrobić więc będzie dobrze :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekałam na twoją recenzje i jeeest!
    Widze, ze mamy baaardzo podobne zdanie co do tej ksiązki i filmu.
    U-wiel-biam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Różowe niebo do wynajęcia, o taaak! Ktoś na mnie czeka! Haha, dziękuję :*.

    OdpowiedzUsuń
  11. Alino, Vampire_Slayer mówi o książce "Gejsza z Gion" Mineko Iwasaki. To ta kobieta udzieliła wywiadu Goldenowi i to ona oburzyła się na ilość przeinaczeń, jakich on dokonał, na nieścisłość w przedstawieniu życia gejsz.

    OdpowiedzUsuń
  12. Filmu jeszcze nie oglądałam, ale książkę przeczytałam z 3-4 lata temu. Już troszeczkę wyleciała mi jej fabuła z pamięci, ale pamiętam, że całość pochłonęłam bardzo szybko.
    A odnośnie Warszawy - jestem z Łodzi, ale studiuję w Warszawie i chyba już tutaj zostanę, przynajmniej na jakiś czas. Podoba mi się ten pośpiech, nieustanne zmiany itd.;]

    OdpowiedzUsuń
  13. Litero, dziękuję. Teraz rozumiem.

    Radosiewko, ja chyba wolę trochę więcej klasyki, spokoju, atmosfery wieczności, że tak to nazwę, i to daje mi Kraków, Warszawa jest trochę zbyt bezosobowa ^^.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3