"Wschodzący Księżyc" - Keri Arthur

Połączenie wampira i wilkołaka - dla mnie coś zupełnie nowego, chociaż część moich znajomych od razu wspominała o filmie "Underworld" (który próbuję właśnie obejrzeć, ale śmiertelnie mnie nudzi). Ja go nie znałam przed przeczytaniem "Wchodzącego Księżyca", więc dziewiczo zagłębiłam się w lekturę.

Choćbym bardzo chciała, nie mogę jednoznacznie odepchnąć od siebie książek fantasy, fantastyki, czy innych romansów paranormalnych. Cudownie odprężają. A gdy są jeszcze dobrze napisane, jak właśnie "Wschodzący Księżyc", to od razu można porzucić myśl o zbliżającym się egzaminie/sprawdzianie/kolokwium/zaliczeniu i po prostu czytać, ignorując to, co powinno się robić. I tak zrobiłam. Rano wsiadłam do autobusu z książką, zaczęłam czytać, przed południem na przerwie wróciłam, czytając w ciemnościach (powiedzmy, że jeden z wykładowców nie był do końca zadowolony w trosce o mój wzrok), później kolejne zajęcia, poszłam na przystanek, tam czytałam dalej, wsiadłam do autobusu i kontynuowałam lekturę. Gdy dotarłam na mój przystanek, zostało mi do końca jakieś sześćdziesiąt stron. Po powrocie do domu (bo wcześniej jeszcze półtorej godziny szukałam tych przeklętych butów, o których wspominałam na Facebooku) postanowiłam doczytać książkę. Trochę się nie wyspałam, ale w jeden dzień ze sporymi przerwami pochłonęłam te 439 stron.

Jednak nie do końca pochwalam czytanie książki w autobusie i innych miejscach publicznych, ponieważ w książce jest bardzo duża ilość seksu. Niemal na każdej stronie. A seks ten nie jest grzeczny i "po bożemu". Jeszcze trochę, a niektórzy mogliby się pokusić o nazwanie tego pornografią (ja definitywnie nie). Było to bardzo ciekawe doświadczenie, wręcz marzyłam, by ktoś zajrzał mi przez ramię. Niestety miałam pecha. Ale przynajmniej nikt nie przeszkadzał mi w poznawaniu historii Riley.

Znajdujemy się w przyszłości. Z treści wywnioskowałam, że z całą pewnością nie jest to już XXI wiek. Wampiry i wilkołaki nie ukrywają się, chodzą ulicami. Oczywiście nie żywią do siebie zbytniej sympatii, ale gdy trzeba, potrafią razem współpracować. Jednak w okolicach pełni księżyca, gdy wilkołacze hormony szaleją, a stworzenia te nie myślą o niczym innym jak namiętnym i wyuzdanym seksie (chociaż faza księżyca tego nie determinuje - są chętne zawsze, po prostu w tym okresie, jeśli nie otrzymają odpowiedniej dawki namiętności, mogą stać się naprawdę krwiożercze - rozumiecie, profilaktyka), na progu mieszkania Riley pojawia się nagi, niezwykle seksowny wampir. Nagle okazuje się, że Riley jest wplątana w niezwykle poplątaną sprawę, z którą raczej nie chciałaby mieć nic do czynienia, gdyby jej brat nie był w niebezpieczeństwie. Rusza do boju, wampir u jej boku, Departament Innych Ras próbuje ją przekonać, by stała się Strażniczką (synonimem mogłaby być zabójczyni), a biedna dziewczyna jeszcze musi sobie radzić z upierdliwym facetem i księżycową gorączką.

Dochodzę do wniosku, że mogłabym naprawdę wiele o tej książce napisać. Gdy tak mam, oznacza to, że bardzo mi się podobało. A w tym wydaniu naprawdę miało co - wartka akcja, która nie zwalnia nawet na moment, a jeśli coś się na chwilę uciszy, dziura zapychana jest seksem. W dodatku ta cudownie minimalistyczna okładka - aż chce się patrzeć. Dobrze, ma swoje wady, jednak wciąż bardzo mi się podoba. Książka nie jest również całkowicie nieprzewidywalna, ale jednak ma mnóstwo zalet natury rozrywkowej. I po raz pierwszy od dawna zdarzyło mi się, że polubiłam dokładnie tych bohaterów, których powinnam, a ci źli zostali przeze mnie znielubiani. Zapisuję to autorce na plus, bo udało jej się osiągnąć swój cel, a ja zazwyczaj jestem bardzo oporna w tej kwestii.

"Wschodzący Księżyc" otwiera dziewięciotomowy cykl Zew Nocy, na którego kolejne tomy będę wyczekiwała z utęsknieniem. Chyba znalazłam godnego zastępcę mojej miłości do serii o sukubie Richelle Mead, której ostatni tom pojawi się w USA we wrześniu tego roku. Czyli książek paranormalnych nie wyrzucę w kąt, czytać będę dalej, tyle że tym razem przeprowadzę się z Seattle do Melbourne. Tak, akcja tej książki dzieje się w Australii, to też coś nowego, prawda?

Polecam, jakże mogłabym nie polecić. Z krystalicznie czystym sumieniem, bo przed dużą ilością seksu już Was ostrzegłam.

I dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica za egzemplarz.


Wszyscy o tym piszą, ja miałam nie napisać, ale tak mi żal Japonii... Mam nadzieję, że wszystko się unormuje, chociaż ciężko w tym wypadku mówić cokolwiek o normowaniu.

Obejrzałam dzisiaj "Pamiętnik Księżniczki 2". Hmm. Nie spodziewałam się, że będę się tak dobrze bawić xD. Mój wzrok właśnie zbłądził w stronę stosu obok komputera i chyba pójdę czytać "Córkę Krwawych".

Teraz poobracałam sobie w rękach "Wchodzący Księżyc" i odkryłam, że Demotywatory.pl są jego patronem medialnym. To mnie zdemotywowało xD. I tak przeczytam kolejne tomy. Mam wrażenie, że mówię od rzeczy, więc teraz wkleję zdjęcie okładki i kliknę "Publikuj posta", bo zaraz opowiem Wam, co jadłam na śniadanie. A halawa, pomarańcza i kiwi to naprawdę nic fascynującego. Hah, jednak napisałam xD.

Komentarze

  1. Ciekawa recenzja i okładka też świetna. Ale chyba nie sięgniemy, ze względu na zbyt dużo seksu. Nie to, że czytamy tylko grzeczne książki(vide: "Wiedźmin", gdzie takich scen jest trochę), ale: "Niemal na każdej stronie" to dla nas za dużo. I wątpimy, żeby każda taka scena mogła mieć ważne znaczenie.

    Ginny i Pan Tygrysek

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli polecasz to chętnie przeczytam mimo, że od jakiegoś czasu zewsząd można napotkać taką literaturę to mam ochotę na coś właśnie takiego i lekkiego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie dostałam ją od Ericy i czeka na mnie na półeczce, ale muszę dokończyć poprzedni stosik ;) Ja nie wiem co to jest seks "po bożemu" ! :D Dlatego się cieszę, że takiego tam nie ma, może się czegoś ciekawgo dowiem i wykorzystam ;]
    Podobno ta seria za granica uważana jest za lepszą o tej z Sookie Stackhouse, więc warto się z nią zaznajomić ;)

    Pozdrawiam cieplutko i wiosennie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ginny, nie, nie każda scena ma ważne znaczenie. A Wiedźmina czytałam, więc wiem, jak to tam wygląda :).

    Dario, możemy za ten wysyp podziękować "Zmierzchowi"...

    Przyjemnostki, nie znam Sookie, więc nawet nie mogę powiedzieć, jaki mam stosunek do tych obu książek. A seks "po bożemu" jak to ujęłam, jest... dobra, ciężko to wyjaśnić. Ale jakby ograniczyć się tylko i wyłącznie do pozycji misjonarskiej ;). Miłego wieczoru :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam ochotę ją przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Domysliłam się :D to był taki żarcik sytuacyjny ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio już na nią zwróciłam uwagę i widzę, że warto przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Choć nie przepadam za wątkiem z wampirami zaciekawiłaś mnie. A co do Japonii to szczerze ja bym tam nie mogła mieszkać, bo nawet jeżeli przeżyłabym takie trzęsienie płakałabym nad tymi, których znam i którym się nie udało...

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze mówiąc połączenie wampira i wilkołaka niezbyt mnie pociąga, a jeszcze ten seks na każdej stronie- trochę to nudne. :D
    nie przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyjemnostki, chyba ze mną źle, skoro go nie załapałam xD.

    Meme, niektórzy potrafią płakać i na odległość za ludźmi, których nigdy nie widzieli. Zawsze jest ciężko. I cieszę się, że Cię zaciekawiłam :).

    Dominiko Anno, bo ja wiem, czy nudne? Ja się nie nudziłam ;P.

    OdpowiedzUsuń
  11. Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że chcę poznać historię Riley i "zwiedzić" ten świat - pełen wampirów, wilkołaków i... seksu ;P

    OdpowiedzUsuń
  12. Aniusiaczku, bardzo się cieszę, mam nadzieję, że nie wpłynę na "demoralizację" społeczeństwa :D.

    OdpowiedzUsuń
  13. Też właśnie mam tą książkę i nie mogę się jej doczekać :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3