"Londyński bulwar" - Ken Bruen

Trochę pomieszałam z recenzjami. Przeczytałam "Klub Miłośniczek Czekolady", a zaraz po nim "Londyński bulwar", jednak uznałam, że przekręcę kolejność i Czekoladę zostawię na Dzień Kobiet. A tak, ku osładzaniu sobie życia, bo tuż po Tłustym Czwartku jest już wystarczająco słodko ;).

Książka wzbudziła we mnie sporo emocji. Ale nie tyle pod względem fabuły, ale formy. Zazwyczaj, gdy czytamy jakąś książkę, jest ona napisana w określony sposób. Style autorów rzadko różnią się od siebie diametralnie. Są pewne różnice, oczywiście, jednak w wyjątkowych przypadkach styl aż "wali" po oczach i nie daje o sobie zapomnieć. I Ken Bruen może się czymś takim właśnie pochwalić. "Zabójczy jak kula w łeb" - napisane jest na okładce. Nie mogę się nie zgodzić. Szczególnie, że z drugiej strony jest dorzucone "błyskotliwy, liryczny". I gdy połączymy te dwa opisy, wiemy już mniej więcej, z czym się spotkamy.

Właśnie ten styl wpływa w znacznej mierze na odbiór książki. Balansujemy tutaj gdzieś między nastoletnim pisarstwem Dorotei de Spirito, a dojrzałym - choć nietypowym - polskim postmodernizmem Tomka Tryzny. Ken Bruen ich w sobie łączy, tworząc coś, co można by nazwać magią, ale rozumianą w sposób jak najbardziej przyziemny. Magią zawartą w prostych słowach, ale nie czarującą. Po prostu tchnieniem dusznego powietrza na strychu. Czymś, co można odbierać jednocześnie pozytywnie i negatywnie.

Ja z początku byłam zawiedziona. Nie doceniłam tego. Jednak im dalej szłam, tym bardziej mi pasował ten styl. Dobrze oddawał smutną, samotną dolę bohatera, który dopiero co wyszedł z więzienia po odsiedzeniu trzyletniego wyroku. A bohater ten jest sympatyczny. Mimo wszystko. Uwielbia czytać, nie chce dalej brnąć w świat przestępczy. I chociaż zapętla się coraz bardziej, popełnia wiele błędów, to jednak znajduje coś, dla czego warto mu dalej walczyć. Rozdwaja się. Przy okazji poznajemy jego siostrę-schizofreniczkę, podstarzałą aktorkę, półświatek i świat przestępczy. Jest broń, trochę bójek, narkotyki, miłość, zamieszanie... I to wszystko jest ciekawe, chociaż w tym wydaniu bardzo specyficzne. Ciężko mi powiedzieć, na ile może się spodobać (nie)przeciętnemu czytelnikowi. Ja sama miałam mieszane uczucia. Jednak ostatni fragment podbił moje serce. Znalazłam w nim coś doskonale ulotnego, a jednocześnie stabilnego. Coś, czego mi często brakuje w życiu i książkach. Coś, co mogłabym uznać za "moje". I tutaj był ten ostatni fragment, a nawet można to zacieśnić do ostatnich dwóch zdań.

W książce jest jedna frustrująca rzecz, jaką są przeróżne wyliczenia. Dowiadujemy się dokładnie, co bohater zamówił na śniadanie, jak coś wygląda, a wszystko jest zamieszczone w osobnych linijkach. Coś rzadko spotykanego i wprowadzającego melancholijny nastrój, który towarzyszy całej lekturze. Ale tutaj muszę również dodać, że on jest specyficzny i wcale nie dołujący. W "Londyńskim bulwarze" mamy również mnóstwo odnośników do literatury i muzyki, co uważam za wspaniałe, nadające lekturze zupełnie innego, głębszego, poziomu.

Jestem bardzo ciekawa, w jaki sposób został nakręcony na jej podstawie film (z Colinem Farrellem i Keirą Knightley). Sama bym nie wymyśliła, co z nim zrobić. Bezapelacyjnie muszę go obejrzeć, by móc pochłonąć książkę w pełni.

Mogę powiedzieć, że mi się podobało. Książka jest interesująca. Raczej warto ją przeczytać, ale wiem, że mogę mówić w tym wypadku tylko za siebie. Sobie samej bym ją poleciła z zastrzeżeniem "nie zniechęć się od razu". Dlatego Wam polecam ją dokładnie tak samo. Nie zniechęćcie się od razu.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu G+J.

Komentarze

  1. No cóż, bardzo chętnie przeczytam :). Zainteresowałaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadmiar szczegółów to ja akceptuję chyba tylko u Murakamiego. Chociaż kto wie, może i w innej powieści by mi się to spodobało. Tyle tylko, że ta akurat tematyką mnie nie kusi. Choć ta wzmianka o stylu już otwiera wrota ciekawości ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż chyba sięgnę, żeby się przekonać co takiego spodobało ci w stylu pisania autora :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozbudziłaś moją ciekawość, więc po książkę oczywiście chętnie sięgnę ;).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Oddam Nianię w dobre ręce - i to jak najbardziej materialnie - konkurs, losowanie, czy jak tam zwał...

"Dziewczyna o szklanych stopach" - Ali Shaw