"Klub Miłośniczek Czekolady" - Carole Matthews
To wcale nie diamenty są najlepszymi przyjaciółmi kobiety, a czekolada. Niezbyt droga, ogólnodostępna, pyszna, słodka, pożądana w każdym momencie życia. Niektórzy jednak tak kochają czekoladę, że tworzy się między nimi więź i powstaje Klub Miłośniczek Czekolady.
Smakowita literatura kobieca. Gdybym nie obawiała się bólu głowy, spróbowałabym policzyć wszystkie czekoladowe produkty, które występują w tej książce. Jednak autorka wiedziała o czym pisze. Można się o tym zorientować w przedmowie:
Od razu podeszłam do książki z wielkim entuzjazmem. Bo kto mógłby napisać lepszą książkę o czekoladzie niż czekoladoholik? Już z miejsca przepraszam za powtarzające się słowo "czekolada", ale jak mus to mus (czekoladowy).
Czekolada odgrywa tu jednak rolę drugorzędną. Łączy, ratuje, pociesza, ale mimo wszystko chodzi w książce o przyjaźń między czterema kobietami - każda z nich jest inna, wszystkie mają swoje problemy, z którymi nie potrafią sobie poradzić. Oczywiście pomagają sobie nawzajem, ale autorce należy się duży plus za to, że pokazała trudy, z jakimi się spotykają bohaterki i jeszcze rzucała im kłody pod nogi, zamiast zręcznie je usunąć przy pierwszej nadarzającej się okazji. Na szczęście przyjaźń pomaga pokonać przeszkody.
Niestety jest jedna wada - gigantyczna wręcz przewidywalność. I nie chodzi tyle o samo zakończenie, co o poszczególne wątki. Na szczęście nie oczekiwałam po niej zagadkowości od pierwszej strony do ostatniej. Taki typ literatury, cóż poradzić. Na mnie skupia swoją uwagę ta ilość "kłód", która wyróżnia "Klub Miłośniczek Czekolady" spośród innych książek dla kobiet. Uwiarygadnia ją, chociaż są pewne momenty, w których o "wiarygodności" mówić nie sposobna. Za to można mówić o czekoladzie, czekoladzie, czekoladzie... Gdybym ja jej tyle zjadła, nie byłabym w stanie przecisnąć się przez drzwi (już nie ten sam metabolizm co kiedyś... Starość nie radość...). Na szczęście nasze cudowne bohaterki radzą sobie z tym całkiem nieźle (choćby unikając zajęć jogi. Tak, UNIKAJĄC). A nawet jeśli wyjdzie coś gorzej, to zawsze mogą się pocieszyć kolejną pralinką, kolejnym kubkiem gorącej czekolady, kolejnym batonikiem...
Ta książka ma bardzo negatywny wpływ na dietę. Wiecie, ile mnie kosztowało, by nie iść do sklepu po czekoladę, żeby zagryzać nią kolejne strony? Na szczęście nie zjadłam ani odrobiny! Toż to wyraźna oznaka naprawdę silnej woli. Ale nie powiem, że ochoty nie miałam, ponieważ wtedy bym skłamała.
Polecam tę książkę dokładnie w taki sam sposób, jak każdą inną dla kobiet - ku rozrywce, ku oderwaniu się od świata zewnętrznego, ku oderwaniu się od kłopotów, ku znalezieniu pretekstu do zjedzenia jeszcze jednej tabliczki czekolady.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa G+J.
A Wam, moje Kochane, życzę słodkiego, czekoladowego Dnia Kobiet <3.
Smakowita literatura kobieca. Gdybym nie obawiała się bólu głowy, spróbowałabym policzyć wszystkie czekoladowe produkty, które występują w tej książce. Jednak autorka wiedziała o czym pisze. Można się o tym zorientować w przedmowie:
Badania do tej książki były procesem bardzo żmudnym - tyle różnych czekolad, a tak niewiele czasu! Ogromnie dziękuję wszystkim osobom, które pomogły mi w mojej misji i dzięki którym moja miłość do czekolady zamieniła się w poważne uzależnienie.
Od razu podeszłam do książki z wielkim entuzjazmem. Bo kto mógłby napisać lepszą książkę o czekoladzie niż czekoladoholik? Już z miejsca przepraszam za powtarzające się słowo "czekolada", ale jak mus to mus (czekoladowy).
Czekolada odgrywa tu jednak rolę drugorzędną. Łączy, ratuje, pociesza, ale mimo wszystko chodzi w książce o przyjaźń między czterema kobietami - każda z nich jest inna, wszystkie mają swoje problemy, z którymi nie potrafią sobie poradzić. Oczywiście pomagają sobie nawzajem, ale autorce należy się duży plus za to, że pokazała trudy, z jakimi się spotykają bohaterki i jeszcze rzucała im kłody pod nogi, zamiast zręcznie je usunąć przy pierwszej nadarzającej się okazji. Na szczęście przyjaźń pomaga pokonać przeszkody.
Niestety jest jedna wada - gigantyczna wręcz przewidywalność. I nie chodzi tyle o samo zakończenie, co o poszczególne wątki. Na szczęście nie oczekiwałam po niej zagadkowości od pierwszej strony do ostatniej. Taki typ literatury, cóż poradzić. Na mnie skupia swoją uwagę ta ilość "kłód", która wyróżnia "Klub Miłośniczek Czekolady" spośród innych książek dla kobiet. Uwiarygadnia ją, chociaż są pewne momenty, w których o "wiarygodności" mówić nie sposobna. Za to można mówić o czekoladzie, czekoladzie, czekoladzie... Gdybym ja jej tyle zjadła, nie byłabym w stanie przecisnąć się przez drzwi (już nie ten sam metabolizm co kiedyś... Starość nie radość...). Na szczęście nasze cudowne bohaterki radzą sobie z tym całkiem nieźle (choćby unikając zajęć jogi. Tak, UNIKAJĄC). A nawet jeśli wyjdzie coś gorzej, to zawsze mogą się pocieszyć kolejną pralinką, kolejnym kubkiem gorącej czekolady, kolejnym batonikiem...
Ta książka ma bardzo negatywny wpływ na dietę. Wiecie, ile mnie kosztowało, by nie iść do sklepu po czekoladę, żeby zagryzać nią kolejne strony? Na szczęście nie zjadłam ani odrobiny! Toż to wyraźna oznaka naprawdę silnej woli. Ale nie powiem, że ochoty nie miałam, ponieważ wtedy bym skłamała.
Polecam tę książkę dokładnie w taki sam sposób, jak każdą inną dla kobiet - ku rozrywce, ku oderwaniu się od świata zewnętrznego, ku oderwaniu się od kłopotów, ku znalezieniu pretekstu do zjedzenia jeszcze jednej tabliczki czekolady.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa G+J.
A Wam, moje Kochane, życzę słodkiego, czekoladowego Dnia Kobiet <3.
Piękny ten blog, no przepiękny! Czy to jakaś sesja zdjęciowa była? ;>
OdpowiedzUsuńMi niedawno Miranda urządziła pstrykankę aparatem i teraz rozważam, czy by nie dać mojej gęby na bloga :P
Najlepsze życzenia z okazji naszego dnia! :*
Może jestem dziwnym człowiekiem, ale ja preferuję jedynie gorzką czekoladę i to w małych ilościach ;) Słodycze też mnie jakoś specjalnie nie kręcą, ale myślę, że w tytule tej książki równie dobrze mogła by być kawa, żelki, herbata albo książki. To taki mały pretekst do połączenia się na kilka chwil tych czterech kobiet i to jest piękne ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Uwielbiam czekoladę pod każdą postacią, dlatego z chęcią o niej poczytam. Na relaksującą i odprężającą lekturę zawsze jest dobra pora :)
OdpowiedzUsuńNie wyróżnię się z tłumu jeśli powiem, że wprost kocham czekoladę;). Dzisiaj właśnie miałam w szkole poważną dyskusję o najlepszych i najgorszych czekoladach (jak człowiek głodny, to się i samym gadaniem próbuje napchać;)).
OdpowiedzUsuńKsiążkę więc jak najbardziej tak. Swoją drogą, kiedy przeczytałam o przyjaźni między czterema różnymi kobietami, od razu przypomniało mi się "Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów", którym się kiedyś zaczytywałam...
O rany to ja w takim razie muszę sie trzymać się z daleka od tej książki, bo jestem od 1,5 miesiąca na diecie i nie mogę tego zaprzepaścić :).
OdpowiedzUsuńHmmm na samą myśl aż ślinka cieknie. Niestety ja należę do tych, którzy jednak polecieli by po tą tabliczkę do sklepu...:)
OdpowiedzUsuńA ja sobie dziś zjadłam kawałek czekolady, w taki dzień można ;D.
OdpowiedzUsuńKsiążka do przeczytania w jakiś deszczowy dzień, tak ją sobie przynajmniej wyobrażam, więc jak tylko nadarzy się taka okazja, od razu lecę czytać ;P.
I ja jestem zwolenniczką czekolady, więc książkę przeczytam choćby dla samego tytułu i ciekawości :) a już wkrótce, bo 16 marca jest dzień czekolady - więc lektura w sam raz na tą porę :)
OdpowiedzUsuńGdzie Ty mi tutaj z takimi numerami, jak ja na diecie akurat? ;)
OdpowiedzUsuńCzekolada!!! Uwielbiam czekolade jak większość zresztą. Pyszna recenzja i chyba się skuszę na tę książkę. Akutrat jest dostępna w Biedronce... no coż odpowiednia książka w opowiednim miejscu... :D
OdpowiedzUsuńczekolada??-może być:) książka-rewelacja:D cz.1 jak i cz.2 polecam
OdpowiedzUsuń