"PRacownik" - Hubert Hurbański

"PRacownik" jest podobno jedyną do tej pory powieścią fabularną, której akcja ma miejsce w prywatnych agencjach PR (dla nieuświadomionych - Public Relations). Ja sama mam za sobą dwie zagraniczne ("Bliźniacy z Tribeki" Rachel Pine oraz "Portier nosi garnitur od Gabbany" Lauren Weisberger) i śmiem twierdzić, że choć "Bliźniacy..." mi się szczególnie nie podobali, to i tak mam po nich przyjemniejsze wspomnienia niż po "PRacowniku".

Już nawet spora ilość literówek nie ma takiego wpływu na mój odbiór tej niewielkiej powieści. Skupiłabym się raczej na tym, że nie otrzymałam tego, co opis okładkowy mi obiecywał. O mechanizmach PRu jest tutaj naprawdę niewiele - to raczej opowieść niezadowolonego z siebie PRacownika, który trafia do agencji, które systematycznie go oszukują, przez co przepuszcza tę rzeczywistość przez krzywe zwierciadło, może ku celom uzyskania większej ilości śmiechu, bądź głębszego wciągnięcia czytelnika. Ja się nie śmiałam, nie wciągnęło mnie. Jedynie mi uświadomiło, że gdyby naprawdę wszystkie polskie agencje PR takie były, reklama w tym kraju by zupełnie nie istniała.

Nie odbieram tej książki jako PRowej powieści fabularnej, tylko jako wyznania sfrustrowanego pracownika, który nie radzi sobie z własnym życiem. Szczerze mówiąc, opis na okładce (czyli również na większości portali oraz w księgarniach internetowych) jest bardzo ładnie brzmiącą nadinterpretacją. Gdyby książka rzeczywiście taka była, z całą pewnością byłabym zachwycona. Oto doskonały przykład oddziaływania mediów na człowieka! Sprzedają coś kiepskiego jako dobrego i oczekują, że człowiek się zachwyci po samej reklamie.

Jedyną rzeczą, która naprawdę mi się w "PRacowniku" podobała, jest jego zakończenie. Jest rewelacyjne, pokazuje sposób myślenia i własną tezę autora na temat życia, która mnie przekonuje, choć jest lekko pesymistyczna. Zaś książeczka w całości zdecydowanie nie zachwyca, wolałabym przeczytać jakiś poradnik, bo widać, że tutaj ciężko mówić o poważnym potraktowaniu tematyki. I nie chodzi o te niedostatki PRu. Chodzi o zapowiedzi, co być powinno, a czego nie ma i sam fakt, że jest to pozycja po prostu nudna. Na szczęście ma tylko 135 stron, w innym wypadku mogłoby się to źle skończyć dla nas obu.

Jeśli ktoś bardzo chce, może przeczytać. Jednak ja nie polecam.

Za egzemplarz dziękuję portalowi

Oraz Wydawnictwu Promocyjnemu Albatros
(nie mylić z tym drugim Albatrosem Kuryłowicza!)

Po napisaniu tej recenzji, w trakcie wyszukiwania okładki, trafiłam na fragment programu, w którym jest mowa o "PRacowniku". Tak się składa, że poniekąd prezenterzy się ze mną zgadzają - że ta książka jest PRem, ale pływa po powierzchni. Może oni nie powiedzieli, że jest nudna. Cóż, to była moja rola.
Filmik dla zainteresowanych:

Komentarze

  1. Miałam podobne do Twoich odczucia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo iż zakończenie jest ciekawe, to zdecydowanie nie zamierzam sięgać po tę książkę, gdyż nie czuje w ogóle zainteresowania tą tematyką. No cóż każdy ma inne gusta.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3