"Spadek" - J. D. Bujak
Nie wiem, co sprawiło, że wybrałam akurat tę książkę. Coś podświadomie mnie przyciągało (może słowo "Kraków" w opisie?), ale tak naprawdę nawet opis książki do mnie nie dotarł. Może go przeczytałam, ale nie zwróciłam szczególnej uwagi - ostatnimi czasy mam poważne problemy z przyswajaniem sobie jakichkolwiek informacji, dotyczy to również tekstów na okładkach, których nie pamiętam już po sekundzie od przeczytania. Na szczęście z książkami jest inaczej, a "Spadek" na pewno zapamiętam na dłuższy czas.
Nie będę się rozdrabniać na fabułę - wystarczy wiedzieć, że młoda lekarka dostała w spadku kamienicę w Krakowie, ale musiała odbić się na chwilę od ziemi i użerać z pewnymi nadprzyrodzonymi wydarzeniami. Tyle z głównego wątku fabularnego. Ale przejdźmy do rzeczy.
Zakochałam się w tej książce dlatego, że tutaj nic nie jest takie, jakie się wydaje. Nie dość, że książka naprawdę świetna, choć Polska, to jeszcze dzieją się jakieś cuda, których mogłaby pozazdrościć Meyer, a Rowling uśmiechnęłaby się z uznaniem. Choć mam wrażenie, że Bujak nabija się trochę z tej pierwszej, bo liczę, że pewnego wątku potraktować poważnie nie powinnam! Pilipiukowskie przedstawienie Krakowa, które pokochałam w jego trylogii o kuzynkach Kruszewskich, odbijało się echem od stron "Spadku", wprawiając mnie w radosny nastrój. A bohaterowie, choć trochę zbyt marysuiczni, potrafią rozbawić. Prowadzą mnie spacerkiem po Krakowie, który znam, kocham i za to jestem jeszcze bardziej entuzjastycznie nastawiona. A gdy w połowie książki pomyślałam, że może by na chwilkę odpocząć i poczytać coś innego, usłyszałam od Bujak kategoryczne NIE i za nic nie mogłam się oderwać.
Spodobała mi się magia, z jaką mamy tu do czynienia. Naturalna, surowa. Parę roślin, kilka słów i duchy nad głowami. Nieludzcy ludzie, ludzkie cechy w przedmiotach. Ciekawe rozwiązanie, które ja jednak przeprowadziłabym trochę inaczej, jednak zachowam sobie ten pomysł na przyszłość. I jeszcze jedna interesująca rzecz - momentami bywało naprawdę mroczno i można się było wystraszyć (szczególnie, gdy jest się samotnym w dużym domu, drzwi trzaskają od przeciągu, a po domu czasami też włóczą się duchy - zdecydowanie rozumiałam uczucia bohaterki).
A za tę herbaciarnię uściskałabym autorkę, w myślach wypiłam litry herbaty wraz z bohaterami. Jeśli tylko Bujak napisze jeszcze parę takich książek, znajdę zastępstwo za Pilipiuka na szczycie listy moich ulubionych polskich pisarzy. Takiej fantastyki było mi potrzeba. Nie infantylnej, nie uproszczonej, może trochę słodkiej, ale zdecydowanie na wyższym poziomie rozrywki niż wspomniany wyżej już-nie-Wielki Grafoman.
Jednak nie myślcie, że ta książka to chodzący ideał - początek czytało się dość opornie, a poza tym ma również inne drobne wady. Mimo to zdecydowanie ją polecam. Po jakimś czasie trudno się otrząsnąć ze świadomości, że to naprawdę dobra książka. To 456 stron pochłonięte w zaledwie kilka godzin. Wciąż mnie to dziwi.
Z przyjemnością przeczytam poprzednią książkę autorki, a póki co polecam tę.
Dziękuję wydawnictwu
Nie będę się rozdrabniać na fabułę - wystarczy wiedzieć, że młoda lekarka dostała w spadku kamienicę w Krakowie, ale musiała odbić się na chwilę od ziemi i użerać z pewnymi nadprzyrodzonymi wydarzeniami. Tyle z głównego wątku fabularnego. Ale przejdźmy do rzeczy.
Zakochałam się w tej książce dlatego, że tutaj nic nie jest takie, jakie się wydaje. Nie dość, że książka naprawdę świetna, choć Polska, to jeszcze dzieją się jakieś cuda, których mogłaby pozazdrościć Meyer, a Rowling uśmiechnęłaby się z uznaniem. Choć mam wrażenie, że Bujak nabija się trochę z tej pierwszej, bo liczę, że pewnego wątku potraktować poważnie nie powinnam! Pilipiukowskie przedstawienie Krakowa, które pokochałam w jego trylogii o kuzynkach Kruszewskich, odbijało się echem od stron "Spadku", wprawiając mnie w radosny nastrój. A bohaterowie, choć trochę zbyt marysuiczni, potrafią rozbawić. Prowadzą mnie spacerkiem po Krakowie, który znam, kocham i za to jestem jeszcze bardziej entuzjastycznie nastawiona. A gdy w połowie książki pomyślałam, że może by na chwilkę odpocząć i poczytać coś innego, usłyszałam od Bujak kategoryczne NIE i za nic nie mogłam się oderwać.
Spodobała mi się magia, z jaką mamy tu do czynienia. Naturalna, surowa. Parę roślin, kilka słów i duchy nad głowami. Nieludzcy ludzie, ludzkie cechy w przedmiotach. Ciekawe rozwiązanie, które ja jednak przeprowadziłabym trochę inaczej, jednak zachowam sobie ten pomysł na przyszłość. I jeszcze jedna interesująca rzecz - momentami bywało naprawdę mroczno i można się było wystraszyć (szczególnie, gdy jest się samotnym w dużym domu, drzwi trzaskają od przeciągu, a po domu czasami też włóczą się duchy - zdecydowanie rozumiałam uczucia bohaterki).
A za tę herbaciarnię uściskałabym autorkę, w myślach wypiłam litry herbaty wraz z bohaterami. Jeśli tylko Bujak napisze jeszcze parę takich książek, znajdę zastępstwo za Pilipiuka na szczycie listy moich ulubionych polskich pisarzy. Takiej fantastyki było mi potrzeba. Nie infantylnej, nie uproszczonej, może trochę słodkiej, ale zdecydowanie na wyższym poziomie rozrywki niż wspomniany wyżej już-nie-Wielki Grafoman.
Jednak nie myślcie, że ta książka to chodzący ideał - początek czytało się dość opornie, a poza tym ma również inne drobne wady. Mimo to zdecydowanie ją polecam. Po jakimś czasie trudno się otrząsnąć ze świadomości, że to naprawdę dobra książka. To 456 stron pochłonięte w zaledwie kilka godzin. Wciąż mnie to dziwi.
Z przyjemnością przeczytam poprzednią książkę autorki, a póki co polecam tę.
Dziękuję wydawnictwu
Nie wiem gdzie ty dostrzegasz wady? Może to ja mam klapki na oczach, bo osobiście jestem oczarowana stylem i magią tej książki. Widzę, że zbiegłyśmy się dziś w czasie umieszczając recenzje ,,Spadku'' :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i też rozpoczynam poszukiwania poprzedniej książki tej autorki.
Cyrysiu, początek jest troszkę niezgrabnie napisany, bohaterowie trochę zbyt idealni. I nie ma w sobie czegoś, co nazwałabym perfekcją. Też jestem nią oczarowana i te wady mi nie przeszkadzają. Nawet smutno mi się zrobiło, gdy już się skończyła :).
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam, mimo tego złego początku :D
OdpowiedzUsuńAlinko - ja również poczułam smutek, że to już koniec. Naprawdę mi się znakomicie czytało tę książkę.
OdpowiedzUsuńTristezzo, początek nie jest zły, tylko po prostu niedoskonały :).
OdpowiedzUsuńCyrysiu, o tak. A teraz trzeba przeczytać inne i wyprowadzić się na chwilkę z Krakowa...
To ona ma już jedną książkę za sobą? Myślałam, że to jest jej debiut. Mogłaby lepiej pisać. Ale... ze swoim komentarzem poczekam do swojej recenzji :D.
OdpowiedzUsuńKolejna pozytywna recenzja, ta książka przyciąga mnie coraz bardziej :)
OdpowiedzUsuńmam ochotę przeczytać :)
OdpowiedzUsuń