"Cienie sukuba" - Richelle Mead
Mogę szczerze powiedzieć, że mam lekkiego świra na punkcie tej serii i zorientowałam się dopiero przy trzecim tomie, gdy już było za późno na leczenie się. "Cienie sukuba" to piąta z kolei część, niestety przedostatnia, jak się doszukałam na stronie autorki...
Cała seria opowiada o Georginie Kincaid, sukubie, która nie jest zadowolona ze swojego fachu, ma miękkie serce, co sprawia, że nie chce dewastować dobrych duszy i woli do reszty niszczyć tylko te złe, a to i tak w momentach, gdy brakuje jej energii. Gdy do Seattle przyjeżdża autor jej ulubionych książek, zakochuje się w nim, co po jakimś czasie on odwzajemnia. Jednak różnice "gatunkowe" sprawiają, że ich związek jest co najmniej skomplikowany. W dodatku Georgina ma wyjątkowo kiepski rok - ciągle przydarza jej się coś złego i nadprzyrodzonego - to zakochuje się w niej nefilim, a ona pomaga zniszczyć jego siostrę, to uwzięła się na nią Nyx, a to dzieci Nyx w ramach zemsty, a to jeden z bogów rozprowadza nielegalnie swoją krew jako narkotyk (wyjątkowo skuteczny, tak swoją drogą, chętnie bym zakupiła trochę na sesję). Więc, jak widać, życie Georginy nie dość, że zrujnowane w sprawach sercowych, zawisa na włosku również w sensie dosłownych (a może nie do końca, bo Georgina od ładnych kilkuset lat już nie żyje).
W "Cieniach sukuba" mamy do czynienia z pewnymi pociągającymi wizjami, które wciągają Georginę do krainy snów, ale działają na nią tylko wtedy, gdy ma drastyczne pogorszenie nastroju. A o to nie trudno, bo Seth (jej ukochany pisarz) bierze ślub z jej przyjaciółką, a Georgie pomaga w przygotowaniach. W dodatku do Seattle na wakacje przyjeżdża inny sukub, który uznaje, że Seth jest na tyle interesujący, by się nim "zająć". Georginę to przerasta i zły humor murowany. Nawet nie zauważa tego, co ja zauważam od pierwszego tomu, ale dopiero tutaj jest wyraźne - że Carter, anioł, jest w niej zakochany aż po aureolę. Co prawda w tym tomie rzadko się pojawiał mój ulubiony tekst pt. "Cholerne anioły!", ale... jaką radość sprawiła mi ta książka! I dowiadujemy się trochę więcej na temat, czyj kontrakt został schrzaniony, a to najważniejszy punkt programu.
Ten tom jest trochę gorszy, dość statyczny (mimo to mnie zachwyca), ale usprawiedliwia go to, że trzeba zacząć powoli wszystko wyjaśniać, naprawiać i kierować na dobrą drogę - w końcu przed nami jeszcze tylko jeden, który wychodzi w drugiej połowie tego roku. Bardzo nie mogę się doczekać, chociaż jednocześnie nie chcę, by to nastąpiło, ponieważ trudno będzie mi się rozstać z historią Georgie.
Bardzo gorąco polecam całą tę serię wszystkim - nie tylko fanom fantasy. Nie jest przesłodzona, zbyt paranormalna, jest taka... na granicy. Ale tak niesamowicie wciąga i poprawia nastrój, że nie da się przejść obok niej obojętnie. Kocham te książki.
Za egzemplarz recenzencki bardzo, bardzo gorąco dziękuję wydawnictwu Amber.
Przepraszam za nieodwiedzanie Waszych blogów i brak odpowiedzi na drugą połowę komentarzy pod "Czarnym łabędziem", ale wczoraj miałam dość wysoką gorączkę i ledwo trzymałam się na nogach. Ale dzisiaj termometr mi powiedział, że jestem zdrowa, więc cieszę się, że Was widzę! :D.
Cała seria opowiada o Georginie Kincaid, sukubie, która nie jest zadowolona ze swojego fachu, ma miękkie serce, co sprawia, że nie chce dewastować dobrych duszy i woli do reszty niszczyć tylko te złe, a to i tak w momentach, gdy brakuje jej energii. Gdy do Seattle przyjeżdża autor jej ulubionych książek, zakochuje się w nim, co po jakimś czasie on odwzajemnia. Jednak różnice "gatunkowe" sprawiają, że ich związek jest co najmniej skomplikowany. W dodatku Georgina ma wyjątkowo kiepski rok - ciągle przydarza jej się coś złego i nadprzyrodzonego - to zakochuje się w niej nefilim, a ona pomaga zniszczyć jego siostrę, to uwzięła się na nią Nyx, a to dzieci Nyx w ramach zemsty, a to jeden z bogów rozprowadza nielegalnie swoją krew jako narkotyk (wyjątkowo skuteczny, tak swoją drogą, chętnie bym zakupiła trochę na sesję). Więc, jak widać, życie Georginy nie dość, że zrujnowane w sprawach sercowych, zawisa na włosku również w sensie dosłownych (a może nie do końca, bo Georgina od ładnych kilkuset lat już nie żyje).
W "Cieniach sukuba" mamy do czynienia z pewnymi pociągającymi wizjami, które wciągają Georginę do krainy snów, ale działają na nią tylko wtedy, gdy ma drastyczne pogorszenie nastroju. A o to nie trudno, bo Seth (jej ukochany pisarz) bierze ślub z jej przyjaciółką, a Georgie pomaga w przygotowaniach. W dodatku do Seattle na wakacje przyjeżdża inny sukub, który uznaje, że Seth jest na tyle interesujący, by się nim "zająć". Georginę to przerasta i zły humor murowany. Nawet nie zauważa tego, co ja zauważam od pierwszego tomu, ale dopiero tutaj jest wyraźne - że Carter, anioł, jest w niej zakochany aż po aureolę. Co prawda w tym tomie rzadko się pojawiał mój ulubiony tekst pt. "Cholerne anioły!", ale... jaką radość sprawiła mi ta książka! I dowiadujemy się trochę więcej na temat, czyj kontrakt został schrzaniony, a to najważniejszy punkt programu.
Ten tom jest trochę gorszy, dość statyczny (mimo to mnie zachwyca), ale usprawiedliwia go to, że trzeba zacząć powoli wszystko wyjaśniać, naprawiać i kierować na dobrą drogę - w końcu przed nami jeszcze tylko jeden, który wychodzi w drugiej połowie tego roku. Bardzo nie mogę się doczekać, chociaż jednocześnie nie chcę, by to nastąpiło, ponieważ trudno będzie mi się rozstać z historią Georgie.
Bardzo gorąco polecam całą tę serię wszystkim - nie tylko fanom fantasy. Nie jest przesłodzona, zbyt paranormalna, jest taka... na granicy. Ale tak niesamowicie wciąga i poprawia nastrój, że nie da się przejść obok niej obojętnie. Kocham te książki.
Za egzemplarz recenzencki bardzo, bardzo gorąco dziękuję wydawnictwu Amber.
Przepraszam za nieodwiedzanie Waszych blogów i brak odpowiedzi na drugą połowę komentarzy pod "Czarnym łabędziem", ale wczoraj miałam dość wysoką gorączkę i ledwo trzymałam się na nogach. Ale dzisiaj termometr mi powiedział, że jestem zdrowa, więc cieszę się, że Was widzę! :D.
Muszę w końcu sięgnąć po jakąś książkę Richelle Mead :D zachęciłaś mnie :P
OdpowiedzUsuńIsabelle, to bardzo się cieszę, weź się za Sukuba :D.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam nic tej autorki, ani nie miałam zamiaru brać się za tę serię. Nie spodziewałam się, że może być dobra. Zaskoczyłaś mnie i może, może, jak wpadnie mi w ręce przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMuszę też sprawdzić co to :)
OdpowiedzUsuńTeż nie znam prozy Richelle Mead i myślę, że czas to zmienić.
OdpowiedzUsuńJak tak się teraz zastanawiam to chyba nie czytałam jeszcze nic tej autorki i choć to chyba nie do końca mój styl, to warto będzie sięgnąć po jakąś jej książkę ;).
OdpowiedzUsuńOby zdrowie Ci dopisywało, wiem jak to jest męczyć się z gorączką :*
OdpowiedzUsuńA co do książki... Widziałam tę serię w księgarniach, miałam nawet zamiar kupić, ale ostatecznie zakupiłam wtedy L. J. Smith, co superdobrym wyborem nie było, ale cóż poradzić... ;)
Futbolowo, trzeba było mnie wcześniej zapytać, to bym Ci powiedziała, że Pani Smith to bardzo ZŁY wybór :D.
OdpowiedzUsuńJaki wspaniałomyślny termometr;).
OdpowiedzUsuńOto nareszcie jedyna książka z tych, o których czytam dzisiaj na blogach, która zdecydowanie przypadłą mi do gustu - warte odnotowania na kupczej liście;).
Esencjo, ale pamiętaj, że serie zaczyna się od pierwszego tomu ;).
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcająca recenzja. Może i ja kiedyś sprawie sobie jakąś książkę Richelle Mead.
OdpowiedzUsuńOsobiście polecam do przeczytania książki innej autorki (też uzależniają) Lisy McMann. Naprawdę fajne (choć przeznaczone dla nastolatków), ale może się nią zainteresujesz. Polecam ze swej stron
Mead jest genialną autorką. Uwielbiam przygody Georginy. Niedawno wyszła 1 cz. nowej seri. Zapewne ta książka też będzie świetna.
OdpowiedzUsuń