"Zaginiona księga z Salem" - Katherine Howe
To książka, której nie chce się skończyć. Nie miałam co do tego wątpliwości, gdy zaczęłam ją czytać i gdy już ją skończyłam, z żalem zamykając.
Punktem, w którym bezgranicznie się w tej powieści zadurzyłam, był opis domu babci głównej bohaterki - starego, drewnianego, zarośniętego bluszczem, z równie zarośniętym ogrodem, w którym rosły zarówno warzywa, jak i różne trujące rośliny. Do domu wkradały się promienie słoneczne, w których tańczyły drobinki kurzu. Dokładnie takiego, w jakim sama najchętniej bym się zamknęła i gotowała, czytała, pisała, bądź czarowała. A sama bohaterka - Connie, doktorantka na wydziale historii - miała go posprzątać, by móc go sprzedać i spłacić zaległy podatek. W międzyczasie wymyślała temat pracy doktorskiej i natrafiła na klucz w starej Biblii i kawałek kartki z nazwiskiem Deliverance Dane. W tym momencie postanowiła wyruszyć na poszukiwania owej kobiety.
Nie można zaprzeczyć, że to książka o magii - ale magii innej, naturalnej, prawdziwej. Tej, którą każdy człowiek ma w sobie, ale musi ją dopiero odkryć. Jest to dobro. Tak, po prostu dobro. Ale również zioła, ogień i zardzewiałe gwoździe. Każdy ma swoje sposoby, a Katherine Howe pozwala nam popatrzeć na nie z różnej perspektywy. I co ważniejsze - odpowiedzieć na pytanie: Czy czary naprawdę istnieją?
"Zaginiona księga z Salem" jest cudowną książką na lato, pełną słońca, barw. Autorka bardzo dobrze operuje słowami, tworząc wokół nas niesamowitą atmosferę spokoju. Jest czarująca, jak to zostało napisane na okładce. Mroczna może troszeczkę, bardzo mało, by nadać jej odrobiny równowagi. Ale cokolwiek by się nie działo - wiemy, że skończy się dobrze. I to w żaden sposób nie ujmuje powieści wartości. Wciąga bardzo mocno. A smaczku dodaje fakt, że autorka jest spokrewniona z dwoma kobietami oskarżonymi w Salem o czary.
Mam wrażenie, że nie potrafię zbyt wiele i kompetentnie o tej książce napisać. Zauroczyła mnie, zaczarowała swoim spokojem. Dokładnie taka, jaka być powinna, bez żadnego przesytu, wrzucania do powieści wszystkiego, co się da, a tak naprawdę niepotrzebnego dla głównej osi fabuły. I rzeczywiście najchętniej bym jej nie kończyła, tylko czytała w nieskończoność. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. "Zaginioną księgę z Salem" polecam gorąco wszystkim - czy lubicie czary czy też nie - książka jest naprawdę dla każdego. I nie pożałujecie.
Za egzemplarz gorąco dziękuję wydawnictwu Niebieska Studnia.
Punktem, w którym bezgranicznie się w tej powieści zadurzyłam, był opis domu babci głównej bohaterki - starego, drewnianego, zarośniętego bluszczem, z równie zarośniętym ogrodem, w którym rosły zarówno warzywa, jak i różne trujące rośliny. Do domu wkradały się promienie słoneczne, w których tańczyły drobinki kurzu. Dokładnie takiego, w jakim sama najchętniej bym się zamknęła i gotowała, czytała, pisała, bądź czarowała. A sama bohaterka - Connie, doktorantka na wydziale historii - miała go posprzątać, by móc go sprzedać i spłacić zaległy podatek. W międzyczasie wymyślała temat pracy doktorskiej i natrafiła na klucz w starej Biblii i kawałek kartki z nazwiskiem Deliverance Dane. W tym momencie postanowiła wyruszyć na poszukiwania owej kobiety.
Nie można zaprzeczyć, że to książka o magii - ale magii innej, naturalnej, prawdziwej. Tej, którą każdy człowiek ma w sobie, ale musi ją dopiero odkryć. Jest to dobro. Tak, po prostu dobro. Ale również zioła, ogień i zardzewiałe gwoździe. Każdy ma swoje sposoby, a Katherine Howe pozwala nam popatrzeć na nie z różnej perspektywy. I co ważniejsze - odpowiedzieć na pytanie: Czy czary naprawdę istnieją?
"Zaginiona księga z Salem" jest cudowną książką na lato, pełną słońca, barw. Autorka bardzo dobrze operuje słowami, tworząc wokół nas niesamowitą atmosferę spokoju. Jest czarująca, jak to zostało napisane na okładce. Mroczna może troszeczkę, bardzo mało, by nadać jej odrobiny równowagi. Ale cokolwiek by się nie działo - wiemy, że skończy się dobrze. I to w żaden sposób nie ujmuje powieści wartości. Wciąga bardzo mocno. A smaczku dodaje fakt, że autorka jest spokrewniona z dwoma kobietami oskarżonymi w Salem o czary.
Mam wrażenie, że nie potrafię zbyt wiele i kompetentnie o tej książce napisać. Zauroczyła mnie, zaczarowała swoim spokojem. Dokładnie taka, jaka być powinna, bez żadnego przesytu, wrzucania do powieści wszystkiego, co się da, a tak naprawdę niepotrzebnego dla głównej osi fabuły. I rzeczywiście najchętniej bym jej nie kończyła, tylko czytała w nieskończoność. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. "Zaginioną księgę z Salem" polecam gorąco wszystkim - czy lubicie czary czy też nie - książka jest naprawdę dla każdego. I nie pożałujecie.
Za egzemplarz gorąco dziękuję wydawnictwu Niebieska Studnia.
No no :) Szybko się uwinęłaś z recenzją :) Też tak miewam, gdy książka bardzo mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńTakich książek nigdy się nie chce kończyć. Ładnie ją opisałaś i bardzo zachęcająco.
OdpowiedzUsuńAle narobiłaś mi ochoty na tę książkę... Zapisuję i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja. Teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać tej książki :) Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńTo teraz muszę ją mieć! :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale zachęciłaś mnie bardzo. Wpisuję na listę :)
OdpowiedzUsuńChciałabym ją bardzo, ale na razie pozostaje mi mieć nadzieję, że biblioteka ją kupi.
OdpowiedzUsuńWow, bardzo mnie zachęciłaś. Muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuń---
Hej, tu karus96 z book-love.blog.onet.pl. Obecnie przeniosłam się na www.books-silence.blogspot.com, bardzo proszę o zmianę w linkach :). Dziękuję i pozdrawiam!
Bardzo dobra recenzja, zdecydowanie zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki. Jejku, już nie mogę się doczekać kiedy ją kupię! ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja - Zwróciłaś uwagę na każdy interesujący szczegół. Z chęcią przeczytam jak się uda ;P
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie swoją recenzją xD
OdpowiedzUsuńzaraz zwariuję :D Co wchodzę na blogi, to dopisuję do listy tysiąc książek do przeczytania! Kiedy ja się z tym wszystkim wyrobię ;pp
OdpowiedzUsuńDominiko, prawdopodobnie wtedy, kiedy i ja - po śmierci :D.
OdpowiedzUsuń