Wystawa kotów rasowych.

Dzisiaj nareszcie spełniło się moje marzenie. Zawsze chciałam iść na wystawę kotów rasowych, ale... powodów, dla których się to nie spełniało, było multum. Większość polegała na tym, że moim rodzicom "się nie chciało". W tym roku wystawa była wręcz w zasięgu ręki, ponieważ odbywała się w Myślenicach, obok których mieszkam. Więc około południa pojechałam z moją rodziną (ale oczywiście rodziców tam nie było z ww. powodu).

Bilet wstępu kosztował 6 zł zwykły i 3 zł ulgowy. Pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy przy wejściu, były różne przydatne (chociaż nie niezbędne) przedmioty używane przez koty. Można je tam było nabyć (przykładowo domek-drapak dla kota wysokości metra kosztował 225 euro). Zawsze chciałam kupić kotu coś takiego, ale było za drogie. Dzisiaj jeszcze dodatkowo sprawdziłam wygodę takiego urządzenia. Czemu nie robią ich w rozmiarze dla ludzi?! ;).

Dopiero na hali widać było obszerne klatki, w których wylegiwały się koty. Mało które robiły coś bardziej ambitnego. Dwa małe Persy się ze sobą bawiły, ale dopiero gdy wychodziliśmy. Sfinksy (na całej wystawie były tylko dwa) siedziały cały czas. Część kotów była oceniana przez sędziów, po sali krążyła pani fotograf, która zrobiła kilka ujęć mojej ręki głaszczącej koty ;). Właściciele byli w większości bardzo mili (pomijając odrobinę złośliwą Panią od Sfinksów, której kot miał chyba coś z jej zachowania, przynajmniej takie skojarzenie mnie naszło). Opowiadali o kotach z miłością i zaangażowaniem. Bardzo rozpieścili swoich podopiecznych. Ale to ma swoje zalety, ponieważ w tym miejscu osoba, która nie lubi kotów, po prostu musiała się przekonać, że są cudowne i wcale nie są takie okropne, jak niektórzy uważają ^^. Koty się łasiły do widzów, dawały się głaskać. To bardzo miło ze strony ich właścicieli, że na to pozwalali. Wyjmowali je na prośbę z klatek i nie mieli nic przeciwko pieszczotom :). Spotkałam się z dwoma przypadkami, gdzie należało zdezynfekować ręce - przy jedynym Devonie (ha! Urodzony w Niemczech, bardzo mnie to ucieszyło ;). Ale Polak po naturalizacji - mieszka u nas cztery lata i spłodził już trochę dzieci, jak powiedział miły Pan Właściciel - Devon miał na imię Firewall) i przy Sfinksach.

Tamten Rosyjski był bardzo podobny :).
Ilościowo definitywnie królowały rasy Maine Coon i Brytyjski Krótkowłosy. Obie rasy wręcz ubóstwiam. Tę pierwszą za cudowne długie futro i ogromne wręcz rozmiary, a Brytyjskiego za "pucołowatość" i futro w cudownym odcieniu szarości. Jednak przekonałam się, że niesamowitą urodę prezentuje Rosyjski Niebieski - też jedna z moich ulubionych ras. Jeden z nich miał takie cudownie głębokie ciemnozielone oczy. Zakochałam się. Najchętniej zabrałabym wszystkie ze sobą. Broniłam Sfinksy, Devona i kota, o którego istnieniu nawet nie wiedziałam (Peterbald), przed stwierdzeniami pt. "brzydal". Zachwycałam się nimi. Moją nową miłością stały się Święte Koty Birmańskie. Są przewspaniałe. Było trochę Persów, kilka Norweskich Leśnych, Ragdolle. Wszystkie cudowne, ale każdy pod innym względem. Były też takie o pyszczkach podobnych do psów, jednak nie pamiętam, jak się nazywały. Były bodajże dwie rasy tych kotów. Cudowne Bengalskie - o dwóch różnych umaszczeniach - jasnym i ciemnym. Innych kotów niestety już nie pamiętam, a może nie było więcej? ;).

Taka wystawa jest cudownym przeżyciem dla miłośnika kotów. Jednak wychodząc ma się ochotę zabrać każdego z nich. Ceny są różne. Od tysiąca złotych, poprzez czterysta euro, aż do ośmiuset dolarów. Można było je kupić na miejscu, zabrać wizytówkę hodowcy, albo nabyć dla własnego kota jakąś zabawkę, legowisko czy może dla siebie samego jakąś pamiątkę, jak cudowny kubek z chińskiej porcelany za 70 zł. Szkoda, że nikt nie kupił go dla mnie ;).

Postaram się częściej bywać na takich imprezach. Było cudownie. A zdjęć niestety nie posiadam, bo nie pomyślałam, by zabrać ze sobą telefon ^^. Może następnym razem...

Komentarze

  1. Koty są super. Zawsze jak przechodzę obok zoologicznego w centrum handlowym, to nie mogę się powstrzymać przed obejrzeniem żywej wystawy. Czasem trwa to znacznie dłużej niż 10 minut, szczególnie wtedy, gdy koty bawią się w najlepsze. Chętnie wybiorę się również na wystawę, jeśli takowa będzie kiedyś organizowana niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Tydzień temu była wystawa psów, na którą niestety nie poszłam ze względu na brak towarzystwa:( Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również jestem oddaną wielbicielką kotów. :) Kocham koty wszystkich ras i każdej maści. :) Każdy kot jest wyjątkowy. :) I mimo, że kocham wszystkie zwierzęta, to koty jednak są u mnie na 1. miejscu. :)
    Ja również lubię chodzić na wystawy kotów (i psów także). Miałam okazję być już 2 razy i z pewnością jeszcze nie raz pójdę. W moim mieście są organizowane praktycznie co roku. :)
    Pozdrawiam. :)
    P.S. Bardzo fajnie czyta się Twoje recenzje. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Yoanno, zaproponowałabym swoje towarzystwo, bo na wystawie psów nigdy nie byłam, a mogłoby być ciekawie, jednak na Śląsk nie wywędruję ^^.

    Wetko, w Krakowie również :). Dziękuję ^^.

    Sabinko, owszem, było ^^.

    OdpowiedzUsuń
  4. A, to w Myślenicach było? xDD

    Koty są niezwykłymi, niepokojącymi stworzeniami, nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać.

    Dziękuję za relację i pozdrawiam serdecznie!^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Luizo, ależ proszę bardzo ;). Tak, w Myślenicach. Właśnie dlatego, że koty są, jakie są, są tak cudowne. Bo są sobą, czego nie można powiedzieć o ludziach (o, odzywa się ta, która sobą jest, gdy nie jest, ale jest - wiesz, ja mam chyba schizofrenię :D).

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam koty! Jaki cudowny wpis! Pisz codziennie o kotach, dobra? :D I ja chcę więcej zdjęć, domagam się wręcz! A zdjęcie brytyjczyka z dedykacją dla mnie ^^

    Pięknie tu, tak jesiennie sie zrobiło :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ario, nie bardzo mam jak pisać więcej o kotach. Ale przy nadarzającej się okazji bardzo chętnie :)).

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak tak czytam komentarze tutaj i na innych blogach, to dochodzę do wnisku, że wszyscy uwielbiają koty:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Haha, bo tak chyba jest ;)). Przynajmniej w świecie książkoholików ;).

    OdpowiedzUsuń
  10. ja się zgodzę z Sarą;) Moje koty mają "naturalne" drapaki zrobione z pni drzew:) A buszują wszędzie, więc myślę, że taki domek nie zrobił by na nich wrażenia. Też kiedyś miałam okazję być na wystawie kotków ale bardzo podobnie jak w Twoim przypadku, rodzice nie zawsze wyrażali taką chęć (teraz poszła bym sama, bo już z nimi nie mieszkam, lecz wtedy miałam z 15-16lat)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też kocham koty. A zwłaszcza mojego czarnucha ;) Na wystawie takowej nigdy nie byłam. Zawsze ceny biletów zwalały mnie z nóg, bo w Poznaniu kosztują ok. 40 zł! Jestem w szoku, że Tz tutaj piszesz, że 6 ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Komlanko, może na nich by nie zrobił, ale robi na mnie już od wielu lat ;). Dlaczego rodzice muszą stawać na drodze wystawom kotów? ^^.

    Dominiko, naprawdę tak drogo?! Nie wierzę. A ulgowy był o połowę tańszy. Ech, miałam szczęście :).

    OdpowiedzUsuń
  13. dobrze, że mnie tam nie było bo chciałabym zabrać wszystkie do domu. I Kota która ma mnie by była zazdrosna ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Oddam Nianię w dobre ręce - i to jak najbardziej materialnie - konkurs, losowanie, czy jak tam zwał...

"Dziewczyna o szklanych stopach" - Ali Shaw