"Dom tysiąca nocy" - Maja Wolny

Pozornie książka opowiada całkiem banalną historię o Polce, która wyjechała do Włoch, by zacząć nowe życie w skąpanej słońcu krainie. Opiekuje się starszą Włoszką, byłą rewolucjonistką, i jej wnukiem. Jednak, jak już powiedziałam, to tylko pozory.

Maja Wolny napisała książkę o bólu i miłości. Subtelną, ale ostrą w wyrażaniu swoich emocji. Zgodzę się tutaj po części z opinią Olgi Tokarczuk, która uważa, że to wrażliwe pisarstwo wysokiej próby. Czytałam lepsze książki, które również opowiadają o emocjach (ale jak na złość żadnej sobie nie mogę teraz przypomnieć, jednak wiem, że gdzieś są), nie wymuszając ich. Są ledwie muskane, żeby nie wedrzeć się za bardzo w prywatną sferę bohaterów. Czasem nie można zauważyć, co jest wypowiedzią, a co już nią nie jest. Sprawia to, że życie i poszczególne wątki wydają się być ze sobą ściśle połączone, a jednak tak nie jest.

Autorka pięknie wplotła motyw Nietzschego i jego miłości do Malwidy von Meysenburg. O ile obie postacie istniały w rzeczywistości i faktycznie łączyła ich przyjaźń, ciężko mi stwierdzić, na ile prawdziwy jest opisany przez Maję romans. Ma on jednak bardzo istotne znaczenie dla fabuły (głównie przez skojarzenie Brunona imion Malwiny i Malwidy), misternie skonstruowanej. Karty nie są od razu wystawiane na stół, a odkrywane jedna po drugiej, powoli, z namysłem, zaostrzając ciekawość.

Zakończenie jest po części przewidywalne, jednak zbyt wiele nie wyjaśnia. Pozostawia tę subtelną mgiełkę, jaką osnuta jest całą książka. I pozwala zapomnieć, że bohaterowie są do siebie zbyt podobni, z lekkim przemieszaniem cech.

Jednak warto przeczytać "Dom tysiąca nocy". Książka jest krótka, w bardzo ładnej i nastrojowej okładce, a poza tym dobrze się ją czyta.

Tak na marginesie dzisiaj jest jej premiera, a ja otrzymałam ją od wydawnictwa Prószyński, jak to się chwaliłam w poprzedniej notce :)).


A co do studiów - jestem kompletnie wyprana. Czekam tylko na weekend, by odpocząć choć trochę. Muszę się przyzwyczaić do wczesnego wstawania, a po ponad czterech miesiącach nie jest to proste...

Komentarze

  1. Jak Ci fajnie ;).

    Hm, to przemieszanie cech charakteru u bohaterów trochę mi zaleciało mną. Muszę nad tym popracować. Co do książki, to okładka rzeczywiście ładna, ale czy powieść tak samo ciekawa? Jakoś ani trochę mnie nie interesuje. Ale nic dziwnego, ja wciąż jestem myślami w wydawnictwie Initium i przy pisarce Anne Bishop ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. To przemieszanie polegało na tym, że Carla była rewolucjonistką, a Matylda buntowniczką. Obie zaliczyły stratę (różnie rozumianą w kontekście obu bohaterek) kogoś najbliższego i obie bywały momentami w swoim życiu rozwiązłe seksualnie. Bruno pisał książkę, Matylda chciała kiedyś napisać. Trochę to nasycone i mnie drażniło.

    Powieść ciekawa. Definitywnie. Zaskakiwała mnie. To chyba wiele tłumaczy ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam kilka recenzji tej książki i jestem nią coraz bardziej zainteresowana ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. hm, zaciekawiłaś mnie. dodam sobie do listy ;)
    co do studiów to na pewno się przyzwyczaisz ;) nie taki diabeł straszny jak go malują ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dominiko, wiem, że się przyzwyczaję, ale ten pierwszy tydzień mnie zabił ^^. A szczególnie piątek. Nienawidzę piątków.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja na pewno sięgnę. Swoją drogą wydawnictwo Prószański i S-ka ma wiele świenych zapowiedzi:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3