Weekend na opak.

Źle oceniłam ten weekend. Byłam święcie przekonana, że gdy wrócę do domu, by siedzieć w nim dwa dni bez wychodzenia (co nie do końca okazało się prawdą), zanudzę się na śmierć, znowu się będę czymś denerwować i ślęczeć nad dwoma tekstami z serii kryminałów dla germanistów (czyli krótkie kryminały, z których trzeba wywnioskować, kto zabił, co z pozoru jest proste, ale jednak trzeba zrozumieć tekst i przeanalizować go na wszystkie strony, a i tak okaże się, że nie trafiłam ;)) i słownictwem, bo we wtorek jest kolokwium. A tu taka niespodzianka!

Po wczorajszych zakupach okazało się, że na całą dobę dom będzie tylko dla mnie. Cisza. Spokój. Tylko ja, komputer i niemiecki. Ale to miało swoje zalety. Przez ostatni czas nie miałam okazji zrobić w kuchni nic. A wczoraj stworzyłam kurczaka po hawajsku a la moi, który był "nie słony". Miałam robić różne cuda z dynią, jednak w sklepie jej nie mieli, więc zadowoliłam się różnymi innymi rzeczami.

Już mam ambitny plan na dzisiaj. Na śniadanie była halawa, na pierwsze danie zupa pomidorowa z czarnymi oliwkami (och, nie miałam pojęcia, że to połączenie może być tak smaczne!), na drugie będzie kurczak ze szpinakiem, ale nie wymyśliłam jeszcze dokładnie, co z nim zrobię, na kolację smażony oscypek z żurawiną. Upiekłabym ciasto, ale mikser nie działa.

No i nareszcie, jedząc śniadanie, mogłam oglądać ZDF! Bardzo mi tego brakowało. Jednak teraz chyba powinnam się wreszcie wziąć za naukę... Kto do mnie przyjedzie, by mi pomóc? Nie umiem się sama uczyć, no, nie umiem... Poczytałabym jakąś książkę, ale nie mogę.

Pozdrawia Was przejedzona, rozleniwiona, zadowolona z życia
Alina ;).

Komentarze

  1. Ja też zabieram się do nauki już od samego początku weekendu, ale zawsze znajdzie się coś ciekawszego do roboty. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby tak, ale ja zaraz pójdę sprzątać, byleby tylko nie zacząć się uczyć ;). A to przeważnie oznacza, że jest ze mną źle xD.

    OdpowiedzUsuń
  3. Alino jakbym widziała siebie. Miałam bardzo ambitny plan na ten weekend. Wyszło jak zwykle... przeleżałam, przemyślałam i przeleniuchowałam calutki :) Dopiero teraz pomyślałam, że może jednak za coś można by się zabrać:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolmanko, ja jednak się za coś wzięłam... Chociaż bardzo, bardzo opornie mi idzie :D. Życzę Ci powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale kochana, przecież weekend po to jest by się przejadać, wylegiwać, obijać i poświęcać tylko przyjemnym rzeczom, a potem z wyrzutami sumienia wracać do szarej codzienności poniedziałkowej.

    Ja również planów na każdy weekend mam co niemiara - na pewno się pouczę, napiszę trochę magisterki, poprawię poprzednie rozdziały, przeczytam niezbędne artykuły naukowe - a dzisiaj pijąc herbatkę Earl Grey i jedząc pyszną, domową szarlotkę z nieukrywaną rozpaczą stwierdzam, iż... nic nie zrobiłam.

    Ale, ale. Przecież nieco ogarnęłam pokój, poukładałam nowe nabytki w mojej biblioteczce, dokończyłam dwie rozpoczęte książki i poczyniłam znaczne postępy w dokończeniu trzeciej. Więc może jednak coś zrobiłam...

    OdpowiedzUsuń
  6. Claudette, to u Ciebie dzisiaj czytałam tę przeuroczą recenzję o książce, której nie mógł napisać Polak! xD. W sumie dobrze wiedzieć ^^.

    Tak, ale ja nie robię również nic w tygodniu. A korzystając ze spokoju, powinnam była jednak poudawać, że się uczę.

    Mam nadzieję, że pomimo nic nie zrobienia, praca magisterska w ostatecznym rozrachunku będzie świetna :).

    Hm. To ja gotowałam pół dnia, pozmywałam naczynia, poodkurzałam, wsadziłam pranie do komody i pół dnia czekałam na coś ciekawego do czytania. Ale wciąż nie był to niemiecki ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. Na tą zupę z oliwkami się z chęcią zapiszę ^-^ a niemiecki też przydałoby się przypomnieć, by móc normalnie się porozumieć :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aneto, zapraszam :). Zupę ugotuję, a niemieckiego pouczymy się razem ^^.

    OdpowiedzUsuń
  9. Haha. O zupie mi nic nie mówiłaś! Zapomniałaś dodać, że jeszcze popisałaś ;p. widzę, że czytasz Rubio. Ciekawa jestem, czy będziesz nim tak samo zachwycona jak ja. Czytałam go dawno temu w III gimnazjum i do tej pory zostawił we mnie niezatarte wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj jak ja bym chciała być w twojej skórze ;P Trzymam kciuki za jutrzejsze kolokwium ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Też miałam dzisiaj taki dzień - olałam zajęcia, wyspałam się, zrobiłam dobre jedzenie, obejrzałam film, poczytałam książkę. Wróciła energia i radość - tego było mi trzeba - paru godzin tylko dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  12. C.S., nie mówiłam? To smutne xD. Pewnie będę, chociaż Wharton trochę mnie męczy. Jednak opanowałam już jego styl, więc będzie dobrze :).

    Meme, kolokwium poszło chyba nieźle, było proste. Zobaczymy ^^. Dziękuję za trzymanie za mnie kciuków!

    Futbolowo, można powiedzieć, że ja też olałam. Po kolokwium wsiadłam w autobus, wróciłam do domu i życie od razu stało się przyjemniejsze :)).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3