Wyniki matur...

...a ja wcale nie czuję się jakoś inaczej.

Jestem już oficjalnie dojrzała - chyba właśnie to oznacza ten dokument z szumnym napisem:

RZECZPOSPOLITA POLSKA
ŚWIADECTWO DOJRZAŁOŚCI

Chyba trzeba być osobą naprawdę dojrzałą, żeby rozszyfrować, gdzie co jest. W końcu dokonałam odkrycia - po lewej stronie były wyniki z matur ustnych, a po prawej z pisemnych. Nie mam pojęcia, kto wymyślił taki układ, ale naprawdę można się pogubić.

Oczywiście nie obeszło się też bez wyklinania mojego polonisty. Jeśli kiedykolwiek powiem, że był dobrym nauczycielem, błagam, zabijcie mnie. Głośno, przed wychowawczynią, historykiem i pedagogiem szkolnym, oznajmiłam, że powinnam go spalić na stosie. A to wszystko dlatego, że... miałam za dobry wynik. Biorąc pod uwagę ocenę, jaką chciał mi wystawić na zakończenie szkoły, powinnam zdać maturę na 29%. A skończyło się na surrealistycznym wyniku - 51% z podstawowego i 70% z rozszerzonego.

Nie mogłabym też nie wspomnieć o matematyce. Królowej Nauk i pogromie humanistów w całym kraju. W sumie ja też się do nich zaliczam. A w różnicy?... Ja lubię matematykę, jednak nie radzę sobie z nią jakoś szczególnie. Chociaż muszę przyznać, że od próbnej sporo się podniosłam (albo raczej na niepróbnej byłam bardziej przytomna - Burn w malutkich buteleczkach, chociaż niezachwycająco smaczny, stawiał mnie na nogi przed każdą maturą). Z 60% przeszłam do 76%, wcale nie próbując zwiększyć swojej wiedzy. Jakoś tak wyszło... A matematyka miała być taka straszna. Bałam się jej najmniej. Nie to, co mojego języka ojczystego...

I zbliżamy się do momentu kulminacyjnego! Mojej największej maturalnej porażki. Liczyłam, że będę miała o pół punktu więcej na rozszerzonym niemieckim. Skończyło się na tym, że zamiast mieć 83%, miałam 82%... Wszyscy uważali, że to wysoko. Dla mnie nie. Zepsułam. Za to podstawowy niemiecki napisałam w miarę w porządku. Na 100%.

Ustne mnie dzisiaj nie pociągały. Znałam ich wyniki od razu, więc chwalenie się jest nie do końca konieczne. Jednak, żeby wszystko było w pełni, powiem, że na 20 punktów miałam: polski - 20, podstawowy niemiecki - 16, rozszerzony niemiecki - 13. Za ten podstawowy muszę się wytłumaczyć - miałam temat, w którym musiałam opisać przebieg meczu piłki nożnej. A wszyscy wiedzą, że nie trawię sportu, a o ww. wiem tylko tyle, że są dwie drużyny, piłka, dwie bramki, sędzia i trawa. Więc na maturze powiedziałam wszystko, co wiedziałam. Porażka.

Idąc krakowskimi Plantami rozmawiałam z dwoma koleżankami z klasy. Oczywiście obowiązkowym tematem nie były same wyniki, a raczej sama matura. Rozważałyśmy temat wypracowania z rozszerzonego polskiego (ten z Rejem i Tokarczuk). Kiedy to wspominam, uważam, że to naprawdę zabawne. Opowiadanie o wypracowaniu, które napisało się prawie dwa miesiące temu, nic się nie pamięta, a mimo to zachowuje się, jakby cała ta sytuacja zdarzyła się najdalej dzień wcześniej albo i nawet tego samego dnia.

Mogę podsumować to wszystko jako w miarę zadowalające. W tym momencie zaczynam odliczanie do wywieszenia listy rankingowej na studia. 12 dni. Dużo i mało jednocześnie. Gdyby się zastanowić, zdążyłabym w tym czasie jeszcze kilka tysięcy razy umrzeć. Ale nie. Ja się dostanę. Prawda?

Komentarze

  1. Możliwe, że przeoczyłam to w tekście, ale na jakie studia się wybierasz?

    I jak tak czytam, to cieszę się, że maturę mam już dawno za sobą... ufff :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przeoczyłaś, po prostu nie napisałam ;). Na germanistykę lub ewentualnie filologię szwedzką.

    Matura nie taka straszna, jak ją malują ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Pochwal się, jak już będziesz wiedziała na czym stanęło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję wyników. Ja swoje otrzymałam 18czerwca (egzamin gimnazjalny) i nie powiem, żebym była jakoś mocno uradowana.

    Mam kuzynkę na germanistyce. Mówi, że jest bardzo ciężko. Więc życzę Ci powodzenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A jakie miałaś? I jaki język pisałaś?

    O germanistyce (a szczególnie UJ-kiej) słyszałam tyle przerażających historii, że się zastanawiam, czy mam zmysł samobójcy ;).

    A po egzaminie gimnazjalnym byłam wściekła. Miałam o cały jeden punkt mniej, niż się spodziewałam ^^.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam 33 z części humanistycznej i 36 z części matematyczno-przyrodniczej. Pisałam język angielski.
    Jestem bardzo niezadowolona, bo nie dość, że miałam ciężki rok i w ogólnie nie przygotowałam się do testów i poszłam na "żywca" to jeszcze dali nam tak trudny, że szok.

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie. Pamiętam to. Radioaktywne biedronki... Ale pomyśl, że progi i tak spadną, bo wszyscy będą mieć w tym roku gorsze :).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3