"Terapia" - Sebastian Fitzek

Fitzuś znowu powalił mnie na kolana! A gdy czytałam "Terapię", byłam prawie pewna, że tym razem będzie znacznie gorzej, bo debiut, bo się jeszcze nie wyćwiczył w mąceniu w głowie czytelnika. Pomyliłam się, ale po raz kolejny bardzo się z tego powodu cieszę. Tym razem wytrwale walczyłam z Fitzusiem do samego końca, nie poddałam się w połowie książki i wciąż próbowałam poskładać wszystko w całość i odgadnąć zakończenie. Mogę z dumą powiedzieć, że w sporej części mi się udało. Uczepiłam się jednej myśli jak rzep psiego ogona (jakiś pies tutaj występuje, więc miałam czego) i nawet gdy nie do końca pasowała mi ona do czegokolwiek, nie porzucałam jej, zaprzyjaźniłam się z nią i okazało się, że miałam rację. Ha! Nawet nie wiecie, jaka jestem z tego powodu zadowolona. Reszta to tylko przypuszczenia czające się gdzieś z tyłu czaszki, ale również okazały się właściwe. Niestety nie potrafiłam ich poskładać w całość. Ale swój sukces osiągnęłam. Teraz Wam powiem, czego on właściwie doty...