"Dziewczęta z Szanghaju" - Lisa See


Czasem mam wrażenie, że książki do mnie mówią. Że celowo nie czytam jakiejś zaraz po zakupie, tylko czekam na nią kilka miesięcy, mimo iż jest tuż obok, wystarczy wyciągnąć po nią rękę. Książka jakby wie, kiedy powinna być przeze mnie przeczytana. Albo wie, że zawiodę się, dlatego nie powinnam od razu jej pochłaniać, tylko poczekać, aż uczucia po zakupie ostygną. I tak było w tym wypadku.

Lisę See znam już z "Kwiatu Śniegu i sekretnego wachlarza" oraz "Miłości Peoni". Obie książki mnie zachwyciły przedstawieniem bogactwa chińskiej kultury - z tym że każda z innej perspektywy. "Dziewczęta z Szanghaju" są czymś zupełnie innym i wiedziałam, czego się po nich spodziewać pod względem fabularnym.

Jest to historia dwóch pięknych sióstr, które żyły w Szanghaju i pracowały jako modelki jeszcze przed II Wojną Światową. Zarabiały na swoją przyszłość, by móc wyjść za mąż z miłości, ponieważ w tych czasach krępowanie stóp oraz aranżacja małżeństw odchodziły w niebyt, tradycje ulegały pewnym zmianom. Jednak ich ojciec przegrał pieniądze, dom oraz... córki. Wybuchła wojna, musiały uciekać przed mafią, ponieważ nie wsiadły na statek, który miał je zawieźć do ich mężów w Ameryce. Po pewnych perypetiach (chociaż to słowo brzmi optymistycznie, a nie powinno tak być) dotarły na miejsce.

Autorka przedstawia nam problemy chińskich emigrantów, różne sposoby przetrwania w trakcie wyjazdu. Opowiada o stosunku Amerykanów do Chińczyków oraz, oczywiście, o tradycjach. O tym, jak ulegały zmianom podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, a jednocześnie silnie trzymały się swoich korzeni.

Nie jestem zawiedziona pod względem fabularnym, ale językowym. Książka wciąga, nie mogę jej tego odmówić, jest ciekawa i barwna. Jednak nie czułam emocji. Lisa See nie poradziła sobie z opisaniem okrucieństwa wojny i gwałtów, ani też ze stopniowym zatracaniem się siostrzanej miłości. Są tutaj obrazy, ale nie ma uczuć. Przynajmniej ja ich nie widziałam.

W porównaniu z poprzednimi książkami autorki "Dziewczęta z Szanghaju" są marne. Jednak mają swój urok, przyjemnie się je czyta. W sam raz na jeden wieczór. Jeśli ktoś chciałby przeczytać coś Lisy See, polecam zacząć swoją przygodę od jej pierwszej powieści, czyli "Kwiatu Śniegu...".

Komentarze

  1. A ja nie umiem się zdecydować, od której książki zacząć swoją przygodę z twórczością tej pani.^^'''

    A propos języka - może to też wina tłumacza?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznij od początku ^^.

    Poszłam sprawdzić i faktycznie - tę książkę tłumaczyła inna Pani. No cóż. Niech wydawnictwo lepiej wróci do poprzedniej tłumaczki ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chciałabym przeczytać "Dziewczęta z...", ale chyba zacznę rzeczywiście od "Kwiatu śniegu", chociaż słyszałam parę razy, że ta pierwsza jest lepsza:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam "Miłośc Peoni" i bardzo mi się podobała, a "Dziewczęta" czekają dzielnie na półce na swoją kolej i z każdą pozytywną recenzją cieszę się na spotkanie z nimi.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Saro - "Śniegu" powinno być z dużej litery, bo Kwiat Śniegu to imię. Aktualnie zwalam moje niezadowolenie z "Dziewcząt" na tłumaczkę, więc "Kwiat Śniegu" polecam z czystym sumieniem jako początek ^^.

    Tusienko - mam nadzieję, że uznasz to spotkanie za udane :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do tej książki nie jestem zdecydowana, ale "Kwiat śniegu" już od dawna mnie kusi ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Daj mu się opętać! To cudo! ^^.

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię książki Lisy See.Niestety Dziewcząt z Szanghaju jeszcze nie czytałam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kolejna świetna recenzja. Ha, czyli dobrze reagowałam, patrząc się na półkę w księgarni, za każdym razem kiedy koło "Dziewcząt" przechodziłam, ale nigdy po nią nawet nie sięgając. Ja bym poleciła czytanie od "Peoni". Jeśli ktoś będzie miał identyczne wrażenia z moimi po opisach krępowania stóp, to po następną książkę pani See może już nie sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  10. Yoanno - przeczytaj koniecznie :).

    C.S. - ale "Kwiat Śniegu" jest najlepszy. W "Peonii" znowu jest część fantastyczna, dla niektórych nie do ugryzienia. Poza tym czytałam gdzieś, że jest za dużo bezsensownych opisów. I tak będę obstawać przy tym, by zacząć od "Kwiatu Śniegu".

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytałam jeszcze książek tej autorek. Może kiedyś....

    OdpowiedzUsuń
  12. Nabrałam ostatnio ochoty na "Kwiat śniegu i sekretny wachlarz". Chyba kupię.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3