"Mumia" - Anne Rice
Zdarzają się momenty, w których myślę, że moi ulubieni i
dobrze znani mi pisarze niczym już nie będą w stanie mnie zaskoczyć. Nie ma co
ukrywać – każdy ma swój sposób pisania, własny sposób myślenia i konkretną
estetykę i zwykle wychodzi to pisarzom na dobre, a gdy próbują coś zmienić,
zdarza się, że osiągają porażkę. „Mumia” Anne Rice mnie zaskoczyła już na
pierwszych stronach, gdy zauważyłam, że coś jest nie tak. Jakby to nie była do
końca Anne Rice.
Książka opowiada o nieśmiertelnym Ramzesie Wielkim.
Faraonie, który wypił eliksir wiecznego życia i pogrążył się w mroku z powodu
utraconej miłości do, jakże by inaczej, mojej ukochanej postaci historycznej –
Kleopatry. Lata dwudzieste XX wieku. Wielkie odkrycie w Egipcie, śmierć, wyższe
sfery. Zakochany Alex, wyemancypowana Julie, niemoralny Henry, schorowany
Elliott, wierny Samir… i mumia. Rice zabiera nas w podróż po Londynie,
Aleksandrii, Kairze, a także pozwala nam popatrzeć na ten świat z innej
perspektywy – człowieka, który nigdy wcześniej nie widział samochodów i
elektryczności. Oferuje nam także znacznie więcej.
Książki Anne Rice są zwykle specyficzne. Zawsze czuć w nich
ogromne pokłady smutku, potrafią nawet wpędzić w lekką depresję. Momentami
czyta się je ciężko. Smutek jednak jest nie do odparcia. W „Mumii” dostrzegłam
poważną zmianę. Owszem, jest cierpienie, ale nie jest ono tak intensywne, jak
można dostrzec choćby w Kronikach Wampirów, czy niedawno wydanej w Polsce serii
o płatnym mordercy szukającym odkupienia („Pokuta” itd.). Atmosfera wcale nie
jest tak mroczna i lepka, jakiej zwykle doświadczałam w jej książkach. Czy to
możliwe, że konieczność dbania o konwenanse miała taki wpływ na lekturę, czy
może w samej autorce coś się zmieniło przed rozpoczęciem pisania?
Jednym z moich ulubionych filmów jest „Mumia” (i druga część
„Mumia powraca”). W trakcie lektury zaczęłam się zastanawiać, czy twórcy
scenariusza nie przeczytali wcześniej tej książki i trochę się nie
zainspirowali. Znam ten film na tyle dobrze, by dostrzec pewne podobieństwa. I
sama nie wiem, czy wolę myśleć, że mieli podobny pomysł, czy też ta książka ich
zafascynowała. Samą „Mumię” czytałam z nie mniejszym zainteresowaniem, a
zakończenie aż prosi o ciąg dalszy, który niestety nie powstał.
Jestem zachwycona „Mumią”. I także każdą zmianą, która
sprawiała, że poddawałam w wątpliwość autorstwo Anne Rice. I choć wiem, że
wielu osobom ta książka się nie podoba, bądź uważają ją zaledwie za znośną, ja nie
potrafię tego zrozumieć. Może i momentami jest przesłodzona, ale ja widziałam w
tym estetykę lat dwudziestych, widziałam wyższe sfery i widziałam także kino –
bo cała książka miała w sobie coś filmowego, z obrazem i odczuciami, a także
sposobem narracji.
Przy okazji dziękuję Wam wszystkim za wszelakie cudowne słowa pod ostatnim postem :*.
Jeszcze jej nie czytałam, ale zamierz :D Zwłaszcza, że zaciekawiłaś mnie swoją recenzją :D
OdpowiedzUsuńMam w planach jak większość książek tej autorki :)
OdpowiedzUsuńA jednak mam nadzieję, że mnie się spodoba :)
OdpowiedzUsuńKsiazki nie czytalam ale film uwielbiam :P
OdpowiedzUsuńFilm jest moim ulubionym , również !
OdpowiedzUsuńA zawsze się zastanawiałam, czy film powstał na podstawie książki , ludzie z internetu mówią , że jest taka ..