"Panna Wina" - Witold Horwath

Pisanie bajek musi być naprawdę świetnym zajęciem, choć niezwykle trudnym - w skondensowanej, acz przystępnej formie trzeba zawrzeć tyle elementów... a bajki dla dorosłych? Tu już się robi ciekawiej, prościej. I w tej książce było coś, co mnie na tę myśl naprowadziło. Panna Wina rozmawia na czacie z pewnym pisarzem. Ma swoje fantazje, których nie może urzeczywistnić, więc "zatrudnia" go, by napisał historię, którą ona opowiada. I w ten oto sposób wspólnymi siłami tworzą książkę. Zdecydowanie bajkę, zdecydowanie o miłości, równie zdecydowanie o przestępstwie, zbrodni i paru drobnych perwersjach, bo bez tego przecież nie będzie dobrej historii, prawda?

Panna Wina i pan Prawo. Cóż może ich łączyć? Oczywiście przeciwieństwa, które, jak wszyscy doskonale wiemy, się przyciągają. Laura wraz z gangiem okrada amerykańskich turystów z samochodów (choć należałoby powiedzieć, że wciąga ich w pułapkę, resztą zajmują się inni), jednak pewnego razu wpadają, a ona wraz z nimi. Wtedy w jej życiu pojawia się Sędzia. Laura się nie broni, prowokuje, choć z drugiej strony nikogo nie pogrąża, ma swój honor. Jednak od tego momentu w jej myślach będzie tylko Sędzia.

Historia zaczyna się (abstrahując od czatu, który jest tylko preludium i później interludium) od urodzenia Sędziego, aż do momentu, gdy zaczyna pełnić władzę. I wtedy na scenę wchodzi Laura - poznajemy ją, jej motywacje i osobowość, która... zaskoczyła mnie. Bardzo ją polubiłam za jej niezłomność, wierność, ale jednocześnie bezwzględną inteligencję, dzięki której każda rzecz, którą zrobiła, była w pełni jasna, przemyślana. Zaś Sędzia jest ideałem ojca, męża i kochanka - wykreowanym przez samą Laurę. Nie jest ona grzeczną dziewczyną, ale też nie ocieka złem. To sprawia, że jest niezwykła, ponieważ potrafi znaleźć złoty środek w swoim życiu. I tym złotym środkiem jest miłość.

To jest baśń dla dorosłych, ktokolwiek by mi próbował udowodnić, że się mylę, nie odniesie na tym polu sukcesu. I o ile książka przez kilkadziesiąt stron (aż do wejścia Laury) jest nijaka, nudnawa, to później zaczyna się rozkręcać, tak że potrafi rozbudzić nawet przed czwartą nad ranem (o ile ktokolwiek będzie tak głupi jak ja i zacznie ją o tej porze czytać). Bardzo podobał mi się język - barwny, wulgarny (ale nie przekracza pewnych granic, z kocią gracją balansuje na krawędzi, przez ani chwilę nie poczułam się zdegustowana, a o to wbrew pozorom nietrudno). Kreacje bohaterów również były niezwykle zajmujące, aż momentami nie chciałam końca książki, choć przecież jest jeszcze tyle innych... "Panna Wina" jest bardzo interesującą pozycją. Aż sama się temu dziwię, bo nie spodziewałam się po niej czegoś takiego. Raczej jakiegoś gangsterskiego sex story i światła sprawiedliwości i choć pozornie tak jest (ale zastrzegam - pozornie), to rzeczywistość przekroczyła moje oczekiwania.

Polecam tę książkę, ale osoby bardzo delikatne powinny raczej jej unikać, pewne rzeczy mogą w niej zniesmaczyć. A okładka mi się nie podoba. Muszę też przyznać, że ta książka brzmi zupełnie nie po polsku, nie miałam poczucia naszej krajowej literatury, co uważam za plus.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi

oraz wydawnictwu Nowy Świat

Komentarze

  1. Mnie się także nie podoba okładka. Do osób delikatnych nie należę, jednak zrezygnuję z tej pozycji.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ochotę na tę książkę i na pewno upoluje ją w niedługim czasie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka czeka w stosiku, a czytając Twoją recenzję dochodzę do wniosku, że czeka mnie ciekawa lektura. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mnie zaciekawiłaś. A okładka mi się podoba i przywodzi na myśl francuski boudoir, choć jak teraz na nią spojrzałam, to mogłaby być bogatsza zamiast tego szarego tła w tle. Anyways, czuję że chcę tę książkę przeczytać :D. Trochę w pewnym momencie recenzji skojarzyła mi się ze "Śpiącą Królewną" Rice, ale później to wrażenie znikło i pojawiło się, że ta książka jest o wiele lepsza i ciekawsza.

    OdpowiedzUsuń
  5. C.S., mi raczej chodzi o te włosy i twarz, jakieś takie nieprzystające do lektury...

    OdpowiedzUsuń
  6. Delikatna osóbka dawno już przestałam być, więc jak najbardziej chce przeczytać te książkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja choć pojęcia nie mam czy można zaliczyć mnie do osób delikatnych to i tak spróbuję przeczytać. Ostatecznie będę zdegustowana;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Mery, ona nie jest taka... niegrzeczna. Dlatego napisałam "bardzo delikatnych", czytałam zdecydowanie gorsze :). Polecam po przebrnięciu przez życie Syriusa :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Okładka mi się podoba,jednak jak zauważasz - nie pasuje do książki. Gdybym miała się nią kierować przy zakupie czekałoby mnie wielkie rozczarowanie.
    Niemniej jej lekturę mam już za sobą i podobnie jak TY, uważam ją za wartościową:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Choć zachęcasz, ja nie jestem do końca przekonana co do tej lektury...

    OdpowiedzUsuń
  11. Brzmi interesująco, muszę się za nią rozejrzeć:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3