"Blondynka" - Joyce Carol Oates
O Marilyn Monroe słyszał chyba każdy. Ciężko mi sobie wyobrazić, by tak nie było, szczególnie, że w ostatnim czasie eksploatacja ikon kina jest bardzo wysoka, a MM zdecydowanie była jedną z nich. Aktorka ta nie miała łatwego życia, niszczyła je poprzez alkohol, narkotyki i aborcje, mimo to miała w sobie coś, co przyciągało do niej niemal wszystkich. Jej życie jest tak cennym materiałem na fabułę powieści, że naprawdę nie dziwię się Oates, że postanowiła o niej napisać.
"Blondynka" jest powieścią niesamowitą. Z początku miała być opowiadaniem, które rozrosło się do książki o objętości półtorej tysiąca stron, która ostatecznie została skrócona do niespełna ośmiuset. Oates przeanalizowała życie Marilyn jako aktorki, jako Normy Jeane i jako każdej z istotnych dla niej ról, kiedy to aktorka stawała się granymi przez nią postaciami. Nie należy jednak traktować "Blondynki" jako biografię, co autorka zaznaczyła już we wstępie - wybrała pewne epizody, niektóre pominęła, część wymyśliła. W trakcie czytania szukałam informacji w Internecie na temat faktycznego życiorysu MM, żeby porównać z treścią książki. Muszę przyznać, że zmian było naprawdę niewiele. Mam wrażenie, jakby Oates wdarła się w Normę Jeane i poznała ją tak dokładnie, jak nikt inny. Nie wątpię, że tę pozycję można potraktować jako portret psychologiczny jednej z najsłynniejszych kobiet w historii świata, a zdecydowanie XX wieku, mimo to nie jako jej biografię.
Czytając tę książkę, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że czytam film - nie napisy, nie scenariusz, ale film. Oates pozwala nam patrzeć na Normę z jej perspektywy, z perspektywy innych osób. Z perspektywy snu i jawy. Poprzez kontrasty, własne wyobrażenia. Nigdy w życiu nie miałam okazji przeczytać książki tak doskonałej - wymagającej, ale nie męczącej z każdym słowem coraz bardziej, dopracowanej, grubej, ale mimo to skłaniającej do myśli, żeby trwała jeszcze, jak najdłużej i nie skończyła się nigdy. Mogłabym czytać "Blondynkę" w nieskończoność, co sprawiło, że z miejsca, od pierwszych rozdziałów, stała się moją ulubioną książką, detronizując "Matkę Ryżu", która królowała na tej pozycji od pięciu lat. Oates stworzyła arcydzieło. Pozwoliła mi czuć, że znam Marilyn jak nikt inny na świecie, że już nic mnie w niej nie zaskoczy.
Im dalej się brnie w książkę, im bliżej śmierci bohaterki, tym większy psychiczny chaos czuć w samej treści. Autorka świetnie opisała problemy z umysłem, wchłania czytelnika w ten świat i nie da się od niego uwolnić, niczym zahipnotyzowana idę dalej, czekam na nieuniknioną śmierć, którą czuć od początku książki. Ciężko oddzielić czytelnika i "Blondynkę" - tutaj niemożliwe jest bycie osobno, trzeba się scalić, stać obserwatorem, stać Normą, stać innymi ludźmi. Oglądać, czytać ten film. Później kończą się te 784 strony, a czytelnik czuje pustkę, choć kłębi się w nim tyle emocji - własnych i otrzymanych w trakcie lektury.
Chciałabym czytać więcej tak niesamowitych książek. Oates wykonała naprawdę genialną pracę przy "Blondynce" i jeśli inne jej książki są równie dobre, bez najmniejszego wahania je przeczytam. Teraz również zapoznam się dokładniej z samą bohaterką, by zobaczyć, czy znam ją tak dobrze, jak czuję.
"Blondynka" jest książką, która aż prosi się, by ją przeczytać. I mogę jedynie potwierdzić, że należy to zrobić. Jest naprawdę genialna. Polecam jak jeszcze żadnej innej książki polecić nie miałam okazji. Całą sobą, wzbogaconą o nowe doświadczenia, choć nie moje własne. Zdecydowanie jest warta swojej ceny.
Za książkę bardzo dziękuję Instytutowi Wydawniczemu
A Wy już wiecie, czemu mnie tutaj tak bardzo nie było ;).
Informację o zmianach długości "Blondynki" zaczerpnęłam z recenzji Ann.
"Blondynka" jest powieścią niesamowitą. Z początku miała być opowiadaniem, które rozrosło się do książki o objętości półtorej tysiąca stron, która ostatecznie została skrócona do niespełna ośmiuset. Oates przeanalizowała życie Marilyn jako aktorki, jako Normy Jeane i jako każdej z istotnych dla niej ról, kiedy to aktorka stawała się granymi przez nią postaciami. Nie należy jednak traktować "Blondynki" jako biografię, co autorka zaznaczyła już we wstępie - wybrała pewne epizody, niektóre pominęła, część wymyśliła. W trakcie czytania szukałam informacji w Internecie na temat faktycznego życiorysu MM, żeby porównać z treścią książki. Muszę przyznać, że zmian było naprawdę niewiele. Mam wrażenie, jakby Oates wdarła się w Normę Jeane i poznała ją tak dokładnie, jak nikt inny. Nie wątpię, że tę pozycję można potraktować jako portret psychologiczny jednej z najsłynniejszych kobiet w historii świata, a zdecydowanie XX wieku, mimo to nie jako jej biografię.
Czytając tę książkę, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że czytam film - nie napisy, nie scenariusz, ale film. Oates pozwala nam patrzeć na Normę z jej perspektywy, z perspektywy innych osób. Z perspektywy snu i jawy. Poprzez kontrasty, własne wyobrażenia. Nigdy w życiu nie miałam okazji przeczytać książki tak doskonałej - wymagającej, ale nie męczącej z każdym słowem coraz bardziej, dopracowanej, grubej, ale mimo to skłaniającej do myśli, żeby trwała jeszcze, jak najdłużej i nie skończyła się nigdy. Mogłabym czytać "Blondynkę" w nieskończoność, co sprawiło, że z miejsca, od pierwszych rozdziałów, stała się moją ulubioną książką, detronizując "Matkę Ryżu", która królowała na tej pozycji od pięciu lat. Oates stworzyła arcydzieło. Pozwoliła mi czuć, że znam Marilyn jak nikt inny na świecie, że już nic mnie w niej nie zaskoczy.
Im dalej się brnie w książkę, im bliżej śmierci bohaterki, tym większy psychiczny chaos czuć w samej treści. Autorka świetnie opisała problemy z umysłem, wchłania czytelnika w ten świat i nie da się od niego uwolnić, niczym zahipnotyzowana idę dalej, czekam na nieuniknioną śmierć, którą czuć od początku książki. Ciężko oddzielić czytelnika i "Blondynkę" - tutaj niemożliwe jest bycie osobno, trzeba się scalić, stać obserwatorem, stać Normą, stać innymi ludźmi. Oglądać, czytać ten film. Później kończą się te 784 strony, a czytelnik czuje pustkę, choć kłębi się w nim tyle emocji - własnych i otrzymanych w trakcie lektury.
Chciałabym czytać więcej tak niesamowitych książek. Oates wykonała naprawdę genialną pracę przy "Blondynce" i jeśli inne jej książki są równie dobre, bez najmniejszego wahania je przeczytam. Teraz również zapoznam się dokładniej z samą bohaterką, by zobaczyć, czy znam ją tak dobrze, jak czuję.
"Blondynka" jest książką, która aż prosi się, by ją przeczytać. I mogę jedynie potwierdzić, że należy to zrobić. Jest naprawdę genialna. Polecam jak jeszcze żadnej innej książki polecić nie miałam okazji. Całą sobą, wzbogaconą o nowe doświadczenia, choć nie moje własne. Zdecydowanie jest warta swojej ceny.
Za książkę bardzo dziękuję Instytutowi Wydawniczemu
A Wy już wiecie, czemu mnie tutaj tak bardzo nie było ;).
Informację o zmianach długości "Blondynki" zaczerpnęłam z recenzji Ann.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy iż aż na prawie ośmiuset stronach opisane jest życie Marilyn Monroe. Trochę informacji znam odnośnie jej życiorysu, ale z pewnością w tej lekturze dowiem się o wiele więcej interesujących rzeczy, więc chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńCyrysiu, ale pamiętaj, że to nie biografia, mimo że książka naprawdę GENIALNA :).
OdpowiedzUsuńChcę to przeczytać, tak, bardzo chcę! Tym bardziej, ze teraz tak kusisz. :) Kilka dni temu nawet miałam tę powieść w rękach w księgarni. Jest potężna (w końcu prawie osiemset stron) i niestety droga. No więc na razie zapisałam sobie tytuł, żeby mi gdzieś nie wyleciał. ;)
OdpowiedzUsuńUltramaryno, bardzo droga, gdy ją dostałam i zobaczyłam cenę, mocno się zdziwiłam. Ale po przeczytaniu nie mam wątpliwości, że jest tego warta. Ale może znajdziesz w bibliotece? W końcu to jej chyba trzecie wydanie, więc powinna się jakaś znaleźć :).
OdpowiedzUsuńzdecydowanie to ksiazka warta kazdej zlotowki, od niej zaczela sie moja przygoda z Oates, ale poprzednia okladka bardziej pasowala mi do tej ksiazki - miala w sobie jakis tragizm
OdpowiedzUsuńFakt, jest w bibliotece. No, zobaczy się. I tak nie wiem, kiedy to przeczytam. Takie wielkie książki zawsze napawają mnie lekkim przerażeniem... A resztę wakacji mam dość dokładnie zaplanowaną pod kątem czytelniczym. ;)O wrześniu już nic na razie nie mówię. :D
OdpowiedzUsuńZdaje się, że trafiłaś na mój tekst o Blondynce, bo trudno nazwać go recenzją. On sie wręcz pisał podczas czytania książki. Jestem wielką fanką Oates. Polecam w szczególnosci Córkę Grabarza i Wodospad.
OdpowiedzUsuńA portret MM odmalowany z najdrobniejszymi szczegołami. Człowiek ma wrażenie, że siedzi w jej głowie
Ann, ja się zastanawiałam nad tym i faktycznie tamta bardziej pasuje, ale ta lepiej wygląda :).
OdpowiedzUsuńUltramaryno, mnie też przerażają, gdybym zauważyła, ile ma stron, to bym pewnie popełniła największy życiowy błąd i z niej zrezygnowała ;). A wrzesień nie gryzie, nie bój się! Ja we wrześniu mam dwie poprawki, to powód do strachu xD.
Deo, owszem, trafiłam na ten tekst, bardzo mi się zresztą podobał, jak napisałam w komentarzu :). Z pewnością zasugeruję się Twoimi słowami i przeczytam coś jeszcze.
Zaintrygowałaś mnie. Chyba każdy słyszał o Marylin Monroe i ma z góry wydany o niej osąd, a chciałabym zobaczyć, jak to było choć w pewnym przybliżeniu do rzeczywistości. Z chęcią przeczytam powieść, tym bardziej, że wydaje się być bardzo wartościową pozycją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Darcy.
Pozostaje tylko żałować, że autorka tak bardzo uszczupliła swoje dzieło, skoro pierwotnie było dwa razy dłuższe. Sama może miłośniczką MM nie jestem, ale lubię kino i lubię interesujące postaci kobiecie, więc taka 'biografia' mogłaby mnie zainteresować. Akapity trzeci i czwarty napisałaś absolutnie genialnie i zdziwię się, jeśli znajdzie się ktoś, kogo do lektury nie zachęciłaś :)
OdpowiedzUsuńIce Fire, ja nie miałam o niej osądu, wiedziałam bardzo niewiele. Teraz wiem zdecydowanie więcej, ale wciąż nie osądzam, bo jakże bym mogła? Pozycja jest bardzo wartościowa.
OdpowiedzUsuńFutbolowo, ale kto wie, czy dłuższe nie byłoby gorsze? Takie jest idealne, choć czytać bym chciała. Sama jeszcze nie wiem, jaką była aktorką, zamierzam się z nią zapoznać na tej płaszczyźnie, a zdecydowanie interesującą kobietą jest. Książka jest wspaniała. I mam nadzieję, że zachęcę wiele osób :). Dziękuję :).
Dawno nie czytałam żadnej tego typu książki, a na dodatek w sumie nie wiem zbyt dużo o MM. Może jak będzie w bibliotece ten tytuł, to po niego sięgnę:)
OdpowiedzUsuńchyba zasugerowalas sie tez moja recenzja tej ksiazki, bo niestety tez znalazlam tu swoje prawie doslowne zdanie
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kiedy przeczytam tę powieść a pisarkę uwielbiam- genialna jest.
OdpowiedzUsuńRadosiewko, poszukaj :).
OdpowiedzUsuńAnn, ach, tak, faktycznie :). Przeglądałam recenzje i wiedziałam, że gdzieś znalazłam tę informację o długości książki, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza, bo zdecydowanie nie zrobiłam tego celowo, naprawdę nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie to przeczytałam. Chyba że mówisz o jakimś innym zdaniu, wtedy się zupełnie nie przyznaję, ponieważ jedynie to ze stronami mi się wbiło w pamięć. Jeśli Ci przeszkadza, mogę zaznaczyć, że wzięłam to od Ciebie. Choć jak czytam, to równie dobrze mogło Ci chodzić o tę chaotyczność. To było moje osobiste spostrzeżenie i na pewno nie wzięłam tego od Ciebie, bo faktycznie jest coraz bardziej chaotyczna.
Nie przepadam za biografiami, ale MM to postać o której mogłabym czytać non stop, książkę wezmę pod uwagę.
OdpowiedzUsuńNatula, ale w tym sek, ze Blondynka to nie biografia.
OdpowiedzUsuńAlina - skoro to sobie wyjasnilysmy to mi to nie przeszkadza. Ale bylam lekko zaskoczona znajdujac tu swoje zdanie, ktore jest jedna z konkluzji z genezy, ktora kiedys tlumaczylam. O nic innego mi nie chodzi :)
Ann, to cieszę się, że już wszystko w porządku :). Naprawdę nie pamiętałam źródła, gdybym pamiętała, nie omieszkałabym o tym wspomnieć :).
OdpowiedzUsuńostatnio ważyłam ją w dłoni w księgarni. Odłożyłam na półkę. Za Marylin nie przepadam - jestem po stronie Audrey ;) Jednak swoją recenzją narobiłaś mi takiego smaku na "Blondynkę", że ... zdecydowanie zamierzam ją przeczytać. Oates poleca wiele osób - czas i po nią sięgnąć. Życia nie starczy na te książki, do diaska :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCześć, widziałam Twój komentarz na blogu, na którym została zrecenzowana (tak to się odmienia? :P) moja książka i chciałam Ci za niego podziękować :) Ale chyba już coś wcześniej o niej słyszałas, bo tak rzuciłaś, że to o Tokio Hotel od razu, mam racje? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zawsze chciałam ją przeczytać, zwłaszcza, że MM darzę sympatią już od dziecka (tak jak np. Audrey Hepburn ^^) ! :D i na pewno przeczytam ^^
OdpowiedzUsuńZ pewnością nic złego to nie bylo :D Pisalaś, że chcesz przeczytać, bo jesteś fanką.
OdpowiedzUsuńWokalistka? ;> A któż to dokładniej jest? :D
Ah, wiesz, te konkursy to jednak niewiele prawdy mają w sobie ;p Podjarałam sie co prawda jak jakaś dzikuska, ale co z tego, skoro taką Lalkę czytało kilkaset osób, a moją ksiażkę 50? Zwłaszcza, że ja muszę ją wcisnąć większej ilości osób choćby na siłę :P hahaha.
A tak, Elę znam :D Tylko nie wiedziałam, że mówią per 'wokalistka' :P
OdpowiedzUsuńhahaha, dzięki :P Ale mimo wszystko obyś miała rację...
Weź mnie nie dołuj bardziej ;/ Ja wystarczająco się sama wystraszylam tym, że ta książka ma wyjść ;/ Mimo że nigdy o tym nie słyszałam, nigdy tego nie czytałam i nie wiem o czym to jest, nie uważam, żeby coś co całkowicie opowiada o TH nadawało sie na ksiażkę. No, zwłaszcza, że będzie sprzedawana w empiku, to już totalnie wyląduję na samym dnie książkowego świata -.-
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać, Marilyn Monroe to jedna z moich obsesji, a ja na tę książkę poluję już jakiś czas... :)
OdpowiedzUsuńWedług mnie nie jest. Owszem, nie ma co się równać do wydawnictw typu "Znak" czy "Prószynski" itp, ale mi odpowiada. A jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, i wszystko jasne ;p Przynajmniej wiem, że to co robię i osiągam, to tylko i wyłącznie moja zasługa...
OdpowiedzUsuńOrchisss, ale o co chodzi z tym, że jesteś "po stronie Audrey", to śmieszne. Też ją bardzo lubię (podejrzewam, że jako aktorkę bardziej niż MM, jako kobietę również i w ogóle), ale takie kryteria są skrajnie głupie. Poza tym nie musisz kochać MM, żeby o niej czytać, ja nie wiedziałam o niej prawie nic - tyle, że sukienka jej latała do szyi ;).
OdpowiedzUsuńPandorciu, przeczytaj :). I cieszę się, że jesteś ponad podziałami, po której stronie jesteś ^^.
Domi, zdecydowanie!
A dla zainteresowanych: jeszcze przez parę godzin będzie na Allegro aukcja z Blondynką w miękkiej oprawie, na razie jest niecałe 10 zł, więc jeśli ktoś będzie chciał, podaję link:
http://allegro.pl/blondynka-oates-marilyn-monroe-biografia-i1763199292.html
Miłego dnia!
Taki żart :) Może śmieszne, może głupie ale MM jakoś nie przemawia do mnie swoją kobiecością. Ale to tylko moje, subiektywne zdanie. Tak mam :) Nie jestem na tyle ignorancka, żeby nie widzieć wielu kwestii, które je łączyły.
OdpowiedzUsuńNapisałam, że narobiłaś apetytu i już sobie książkę namierzyłam w mojej bibliotece - jest i czekać na mnie będzie. I za recenzję Ci dziękuję :)
Orchisss, to przepraszam, że się zdenerwowałam, że jesteś nietolerancyjna xD. Do mnie również nie przemawia swoją kobiecością. Ale przemawia zapałem czytelniczym ;).
OdpowiedzUsuńAlina - O! słusznie prawisz ;) "Lubię to!" Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzytałam "Blondynkę", teraz przymierzam się do ponownej lektury. I jestem całkowicie oczarowana. Powieść jest absolutnie genialna. Relacje Normy z matką - wstrząsające. Ech, słów brakuje, faktycznie genialna książka.
OdpowiedzUsuńWczesniej nie słyszałam o niej, jednak zachęciłaś i mnie z pewnością przeczytam :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! :)
słyszałam o tej książce i bardzo chcę ją przeczytać, objętość trochę mnie przeraża ale w końcu chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńSkończyłam czytać "Blondynkę" dziś w nocy. Książka jest niesamowita, przygnębiająca, wnikliwa - ciągle staram się jakoś uporządkować moje emocje po lekturze. Jestem wielką fanką Oates a moja czytelnicza miłość do niej wzrasta z każdą przeczytaną książką jej autorstwa.
OdpowiedzUsuń