"Fruwająca dusza" - Yoko Tawada

Japonia ze snu. Szkoła. Ale szkoła niezwykła - jedynie dla wybranych (czy to przypadek, że wybranymi są tylko kobiety?), mniej  praktyczna niż znana nam. Raczej metafizyczna, skupiona na jednym - Drodze Tygrysa. Czym jest ta droga? Nie wiem, choć teoretycznie wiedzieć powinnam. Z czym mi się to miejsce kojarzy? Z sektą, uzależnieniem do pary z pozorną niezależnością. Ale na drugim miejscu z saficką szkołą dla dziewcząt na wyspie Lesbos - od tego wzięły się lesbijki, podobno Safona wykorzystywała swoje uczennice, tak niesie wieść. I tutaj można dostrzec tak mocny erotyzm (choć jednocześnie nie opisany bezpośrednio), że aż gorąco się czytelnikowi robi. Kikyo zdecydowanie kojarzyła mi się z Safoną, guru, duchem. A główna bohaterka? Z jakimś wybrańcem, jedynym, który może pokonać wroga.

W tej książce jest parę naprawdę cudownych rzeczy - język, oniryczne labirynty, zabawa japońskimi wierzeniami - żonglowanie nimi, obalanie, przekręcanie. Książka jest niezwykłą plecionką tego wszystkiego, a pomiędzy splotami pojawia się czasami zmysłowość, która promieniuje na całą treść. Budzi ona podskórną grozę, niepewność. I choć można podejrzewać, co się stanie, o co tu chodzi, autorka potrafi zburzyć wrażenie, próbując udowodnić, że to tylko sen, a rzeczywistość jest inna. Co istnieje naprawdę, a co jest tylko pozorne?

Jest tutaj płynnie opisane dziesięć lat, lecz nie czuć upływu czasu - sama fabuła jest ponad jakimikolwiek kryteriami. Jest las, jest szkoła. Przewijają się ludzie, ale świata zewnętrznego prawie nie ma. My poznajemy tylko to, co jest w środku. Można się irytować tym, że bohaterka chce być uważana za wyjątkową, ale z drugiej strony... jest wykluczona. Albo sama tak uważa. Nie mnie osądzać. Dziesięć lat na stu osiemdziesięciu stronach, kondensacja, choć zdaje się, że rozwleka się w nieskończoność. Niczym sen - może trwać pięć minut, choć przeżyliśmy w nim pięć lat, urodziliśmy się i zdołaliśmy zestarzeć.

Mimo całej niesamowitości "Fruwającej duszy" nie jestem do niej w pełni przekonana. Chyba ta senna rozwlekłość mi się nie podobała, ponieważ sama przy tym przysypiałam, męczyłam się, próbując utrzymać oczy otwarte i pilnować, by moja dusza nie szybowała ponad nią, ale skupiła się na treści. Zbyt często odpływałam daleko od tej onirycznej Japonii. A jednak polecam. Bo to naprawdę ciekawe doświadczenie.

Komentarze

  1. Trochę przeraża mnie ta senna rozwlekłość, więc zastanowię się jeszcze na kupnem tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Daruję sobie narazie tę lekturę. Zbyt mocno znudziłam się kryminałem, który ostatnio czytałam, i nie mam chęci na kolejną "senną rozwlekłość" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja lubię takie klimaty, więc szybciutko dopisuję książkę do listy xD

    OdpowiedzUsuń
  4. "Senna rozwlekłość"? hehe, ja nie dostrzegłam^^', nie w tej książce^^'

    Chciałabym, żeby w Polsce wydali inną książkę Tawady.

    Przyjemnej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
  5. nie wiem czy przeczytam, to chyba nie dla mnie ;)

    Pozdrawiam ! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno przeczytam!! Skąd Ty te książki wynajdujesz? :D Zazdroszczę ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Pandorciu, tę akurat na blogu Skarletki ^^.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak na razie nie szukam rozwlekłości - wolałabym coś przy czym nie będę musiała bardziej skupiać się na tym, żeby nie przysnąć, niż na samej lekturze. Mimo to, coś w niej urzeka;)

    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  9. jakoś mnie nie przekonuje, ale w sumie... trzeba poszerzać horyzonty :)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Doswiadczenie niezwykle, jedyne w swoim rodzaju. A radą na sennosc jest czytanie w niewielkich dawkach. Wtedy wszystko co dobre wychodzi z tej ksiazki o wiele szybciej i wyrazniej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3