"Czekam na Ciebie" - Veronique Olmi


„Czekam na Ciebie” jest książką specyficzną – jak wszystko co francuskie. Przez dłuższy czas zastanawiałam się, jak ją sklasyfikować i w końcu, wbrew okładkowym zaleceniom, uznałam ją za powieść dla nastolatek. A dlaczego? Ponieważ Emilie, główna bohaterka i zarazem narratorka, cofa się do czasu, gdy miała lat naście, przeżyła swoją pierwszą, intensywną miłość, która trwała aż do dwudziestej piątej rocznicy ślubu z… innym mężczyzną.

I właśnie w dniu tej rocznicy Emilie przypadkiem odnajduje  w gazecie ogłoszenie, które siłą rzeczy musi dotyczyć jej. I wtedy całkowicie spontanicznie i bez wahania rzuca przygotowania do uroczystości, wsiada w samochód i rusza do Włoch, żeby odnaleźć utraconą miłość, która przecież tak wyraźnie ją wzywa.

Traktowałam tę książkę pobłażliwie, bo w końcu kto bez zastanowienia rzuca wszystko i wyjeżdża, bo przeczytał ogłoszenie w gazecie, które równie dobrze mogło dotyczyć kogoś innego, choć prawdopodobieństwo było niewielkie? Z początku nie lubiłam bohaterki, jednak im dalej czytałam, tym więcej rozumiałam. Tym cieplejsze uczucia względem niej żywiłam. Mimo wszystko rozumiałam, że sentyment do dawnych uczuć i brak ich względem obecnego partnera jest silniejszy, niż przysięga małżeńska. Dzięki temu poznałam ją jako nastolatkę, później dorosłą kobietę, w której wciąż drzemie dziewczyna, czekająca na okazję, by się obudzić. Pewnych momentów nie akceptowałam, gdy zachowywała się wręcz brutalnie wobec rodziny, jakby nie miało znaczenia, że córki się o nią martwią. Mimo to bardzo miło i szybko się ją czytało.
Mimo „podróży sentymentalnej” nie bardzo zrozumiałam, do czego dążyła  autorka. Do pokazania miłości ponad czasem? Czy może do akceptacji tego, co się ma, a nie rozpamiętywania? Zakończenie nie pokazuje jednoznacznie, o co chodziło. Jakby tylko opowiedziała historię i chciała, żeby czytelnik sam wymyślił, o co tutaj chodzi, jaki miała cel.

Brakuje mi rozwiązań pewnych wątków, wyjaśnienia, po co one są stworzone. Nie jest to książka doskonała, choć zdecydowanie przyjemnie się ją czyta, jest nostalgiczna i zakorzenia się gdzieś głęboko myśl: czy jest coś, co czego warto wracać mimo wszystko?

Całkiem miła lektura, gwoli rozrywki. Nic wybitnego. Ale czyta się bardzo przyjemnie.
 
Książkę otrzymałam od wydawnictwa

Komentarze

  1. Sama nie wiem czy sięgnąć. Mnie również nie wydaje się, by ktoś rzucał wszystko z powodu ogłoszenia w gazecie. ;) Jeżeli wpadnie mi w ręce, dam jej szansę, ale jakoś specjalnie szukać jej nie będę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w rzeczywistości, no ale od tego są książki;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czy przeczytam, może jeżeli nie będę miała nic innego pod ręką ;)

    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam wrażenie że zupełnie inaczej odebrałyśmy tę książkę :-) Mnie urzekło to skakanie po osi czasu, łączenie poszczególnych elementów, zapełnianie luk w chronologii zdarzeń. Podobało mi się bardzo :-)
    Pozdrawiam ciepło i dzięki za komentarze... wszystkie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tym cofaniem się w czasie, to trochę jak w książce "Zaklęci w czasie", no, przynajmniej mi się tak kojarzy :)
    Nie lubię, kiedy trzeba się domyslać "co autor miał na myśli", a jak piszesz, brakuje jasnego przesłania. I tak już całkiem na marginesie, nie podoba mi się okładka, wcale :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W ogóle mnie to nie zainteresowało. Wydaje mi się jakieś takie "nicspecjalnego", i do tego piszesz, że brak wyraźnego zakończenia, a jak znam siebie, pewnie gryzłabym się tym i gryzła - strasznie nie lubię wszelkiego typu niedopowiedzeń.

    OdpowiedzUsuń
  7. Evito, mi się podoba górna część okładki, Paryż... jest taka klimatyczna, zaś kobieta w samochodzie już nie ;).

    OdpowiedzUsuń
  8. całkiem miła lektura to na razie za mało, żeby mnie skusić. Odpuszczę sobie więc w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3