Recenzje filmowe - Bogowie (2)
Z wykształcenia jestem pedagogo-socjologiem, po części też religioznawcą i filozofem, czyli interesuję się dokładnie tym, czym większość Polaków; każdy z nas zna się na stosunkach międzyludzkich, wszyscy dyskutujemy o religiach i wierze, no i wszyscy filozofujemy. Zawodowo nie zajmuję się niestety - albo może „stety” – żadną z tych dyscyplin naukowych.
Z wyboru jestem optymistką, ale za bardzo mi to nie wychodzi, gdyż życie skłania mnie ku pesymizmowi. Lubię filmy, książki, muzykę i historię - niekoniecznie w tej kolejności. Ciepłym uczuciem obdarzam wysokie temperatury i okna niezakryte firanką, bo można wtedy przez nie zaglądać do środka. Napisałam kilka książek – głównie dla siebie. Ale są wyjątki.
W środy, choć może nie każdą, będę Wam opowiadać o filmach. Różnych. I po mojemu. Na pewno nie będzie w tym zbiorze fantastyki, bajek i dokumentu. A może czasami?... Nie mogę też zagwarantować, że będę przedstawiać wyłącznie filmy godne polecenia, bo i o tych, o których nie mam dobrego zdania, może też napiszę.
Ale do dzieła...
Dziś: Bogowie - Łukasz Palkowski/2014/Polska
Bogowie czy Herosi?
Film
Palkowskiego „Bogowie” nie jest arcydziełem, nie wybiega formą i przesłaniem
poza ramy swojego czasu, ale to bardzo dobry obraz, zrobiony rzetelnie, tak, by
wątki fabularne nie rwały się, a wszystko było klarowne i logiczne. To film o tym,
że warto iść za marzeniem, warto walczyć o słuszną sprawę, ale także o ludzkich
ułomnościach i pokonywaniu ich w sobie. Nie łudźmy się jednak; happy end nie
zdarza się każdemu, kto tego szczęśliwego końca pragnie, gdyż talent i pracowitość
to nie wszystko. Nawet Napoleon, gdy wybierał swego stratega, zawsze pytał: „…
ale czy on ma szczęście?”. A zatem to film o wybrańcach losu, którzy oczywiście
talentem i pracowitością szafowali, ale którzy to szczęście jednak mieli. A
więc to także film o łucie szczęścia i pokorze, której czasami brakowało bohaterowi,
bo choć podobno Fortuna nie sprzyja bezczynnym, to pokorę powinno się jednak
mieć.
Tomasz Kot zagrał
Religę brawurowo. Widzieliśmy więc jak to nie aktor, tylko wręcz Religa zapala
papierosa, jak swą dużą dłonią podpiera twarz, jak wielkimi krokami przemierza
szpitalne korytarze, rzucając na ściany cień swej charakterystycznie zgarbionej
postaci, jak wreszcie nie Kot tylko kardiochirurg jest impulsywny, jak przeklina
i jak nazbyt często podejmuje cofaną później decyzję o zwolnieniu to pielęgniarki,
to lekarza.
Efekt
podobieństwa w gestach, sposobie poruszania się jest też świetnie podkreślony
przez zdjęcia, których autorem w tym filmie był Piotr Sobociński jr. A i
wreszcie montaż i dźwięk stanęły na wysokości zadania, bo przez długi czas te
dwa elementy w polskiej kinematografii były piętą achillesową. Dorzućmy do tego
jeszcze muzykę Bartosza Chajdeckiego, świetnie dopasowaną do różnych emocji, zdarzeń
i sekwencji, które wymagają bądź jej wyrazistości, bądź tego, by była zaledwie
tłem akcji.
A sama
fabuła? Też nie można jej nic zarzucić, choć osobiście zabrakło mi tu jeszcze
kilku faktów z życia doktora Religi. Może tego, jak zdobywał kolejne stopnie
naukowe, może sporów na konsyliach lekarskich? Jest sztuczką reżyserską kusić
się o stworzenie pewnego punktu zwrotnego w fabule. Palkowski tego nie wprowadził,
a dobrze by się to komponowało, nawet przy założeniu, że de facto nic takiego
nie miało miejsca. Otóż nie wprowadził sytuacji, w której młody Religa przyrzeka
sobie coś takiego: „… więc jak dorosnę, to zawalczę o ludzkie serce.”. I taki
punkt zwrotny już by wyjaśniał, dlaczego tak uparcie do swego celu dążył. W
filmie niby też to się wie, ale…
Czasy, w których
dzieje się akcja filmu, sprzyjały powstawaniu różnych nonsensów i humoru
sytuacyjnego, także mimowolnemu mieszaniu się bohatera do polityki, dlatego jego
sny o potędze realizowały się bardzo efektownie. Religa wchodził do gabinetów
dyrektorskich i wychodził z nich z tarczą lub na tarczy, krzyczał do słuchawki,
wyrywał aparat telefoniczny ze ściany, przeklinał, a nawet stosował małe
szantaże. Tak, to na ekranie i pewnie w życiu też robiło wrażenie i, mimo
przeciwności losu, pchało go ustawicznie do przodu. Religa stworzył wokół
siebie zespół zapaleńców, którzy uwierzyli w jego wizję leczenia, dla których
przeszczepy były też czymś, co mogło ratować ludzkie istnienia, ale które mogły
równocześnie spowodować załamanie ich osobistych karier. Ich porażki, owszem,
załamywały, ale oni - szczególnie Religa - byli jednak ciągle feniksami
odradzającymi się z popiołów i z nowym zapałem stawali do kolejnej operacji.
W postępowaniu
personelu szpitala było wiele z samej osobowości jego twórcy. Było więc
działania na wariackich papierach, improwizowane szukanie dawcy serca wśród świń,
co siłą rzeczy przypominało szalonego Jasia Fasolę, choć w Polsce tamtego czasu
nikt tak tego nie odbierał. Film nie ma w sobie dłużyzn, nawet wtedy gdy
pokazuje zmęczoną trudnościami twarz sławnego chirurga, i nawet wtedy gdy bohater
prowadzi trudne rozmowy z żoną. Bo trzeba pamiętać, że za swój zawodowy sukces bohater
zapłacił dużo, że nałogowe palenie papierosów i alkohol tylko do czasu były
podporą, później podstępnie go od siebie uzależniły i kiedyś o jego zdrowie się
upomniały.
Film ogląda
się bardzo dobrze, nie męczy, nie przytłacza patosem. Ale zastanawiam się, czy
taki powinien być jego tytuł? Klinika w Zabrzu nie była medycznym Olimpem,
Religa nie był Zeusem, a personel panteonem bóstw. Oni byli tylko, albo aż
Herosami, którym oprócz sukcesów, zdarzały się też i porażki. No i w końcu to nie
Bogowie, a Herosi chcieli dobra ludzkości. Bogowie raczej dbali o swoje.
Małgorzata Ciupińska
Świetny film, po nim koniecznie musiałam przeczytać biografie Religi, niesamowita postać legenda.
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nie czytałam, ale chętnie to zrobię. Pozdrawiam.
UsuńOglądałam film i uważam, że bardzo dobrze oddaje dawne realia. Gra Kota jak zawsze perfekcyjna:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że grono fanów się powiększa. Pozdrawiam.
Usuń