"Nóż w lodzie" - Kevin Hearne

Tom szósty - "Kronika wykrakanej śmierci" (brak recenzji)
 
Kevin Hearne powiedział, że nie przypuszczał, iż kiedykolwiek dobrnie do siedmiu tomów. Pozytywnie się rozczarował, a ja zadałam sobie pytanie - ile części jeszcze mnie czeka?

Nie zamierzam się jednak skarżyć - Żelaznego Druida jak lubiłam, tak wciąż lubię i czytać go mogę niemal bez końca. Tak, "niemal" to słowo-klucz. Szczerze mówiąc, ucieszyłabym się, gdyby w kolejnym tomie Atticus zabił wszystkich, którzy robią bałagan i na tym się skończyło, bo powoli zauważam przejawy zmęczenia materiału. Ilość dowcipów zmalała, druidów wzrosła i nie mogę powiedzieć, by wyszło to "Nożowi w lodzie" na dobre. Często zastanawiałam się, do czego to ma zmierzać. Wiem, że Kevin Hearne ma system pisania książek pt. "co drugi tom". W jednym dzieje się dużo, drugi jest przejściowy i tak w kółko. A już w przypadku recenzji "Kijem i mieczem" wspominałam, że stabilność poziomu książek jest nużąca. Niestety "Nóż w lodzie" jest o oczko lub dwa słabszy niż poprzednie tomy, ale znużenie wciąż postępuje. Książka bawi, trzyma w napięciu, akcja posuwa się do przodu, ale tego wszystkiego jest zwyczajnie za mało. Od dzisiaj zaczynam się modlić do wszystkich bogów o to, by kolejny tom był ostatnim. (Dobrze, zapytałam Wikipedii i wyznała ona, iż ostatni tom będzie miał numer dziewięć - w każdym razie widać koniec). Mimo tych wszystkich drobnych zażaleń, czytanie Żelaznego Druida wciąż sprawia mi ogromną przyjemność, troski o przyszłość serii to zupełnie inna kwestia.

Jeśli zaś chodzi o fabułę, to toczy się dalej... Połowa bogów chce zabić druidów, druga połowa im pomaga, a trzecia połowa udaje jedno, a robi drugie. No i Jezus się znowu pojawia, co jest bardzo dobrą wiadomością, bo to jeden z ciekawszych charakterów. A do tego Kevin Hearne informuje nas, że mordowanie bogów jest w zasadzie bez sensu. No i w tym tomie widać wyraźnie, że przeskok o dwanaście lat się autorowi nie do końca udał. Przecież świat nie stanął mentalnie w miejscu - a u niego tak się dzieje. Nawet jeśli yeti grają w hokeja na iPadzie.

Kroniki Żelaznego Druida to wciąż godna polecenia seria. Wciąż jedna z moich ulubionych. I jeśli jej (wciąż!) nie znacie, to sięgnijcie. Grzecznie, po pierwszy tom. 

Komentarze

  1. Tom pierwszy mam na półce od zawsze, kiedyś nawet chciałam to przeczytać, potem już nie, a teraz, widząc ile tomów wyszło, mam na to jeszcze mniejsza ochotę. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj! Jak Ci podejdzie - sama zapragniesz czytać dalej, a jeśli nie, to możesz spokojnie kolejne tomy zignorować :D. Mnie zachwyca. Ten humor jest niepowtarzalny.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3