"Mowa ciała w miłości" - Allan i Barbara Pease
Oglądając film „Crazy, stupid, love”, zastanawiałam się, jak on to robi. Oczywiście chodzi o bohatera granego przez Ryana Goslinga – rasowego podrywacza, który każdy wieczór spędza z inną kobietą, a żadna mu się nie oprze. Film filmem, ale i w rzeczywistości zdarzają się takie osoby. I muszę przyznać, że ta książka pomogła mi trochę rozgryźć ten fenomen. Dlatego też zwlekałam z recenzją – chciałam po prostu sprawdzić, czy to prawda, że ciało mówi o nas wszystko.
Moje badania nad prawdziwością książki nie przypominały ani trochę zachowań z tego filmu. Po prostu obserwowałam siebie i osoby, z którymi się spotykałam. I, jak już wspomniałam, książka zdała ten prowizoryczny egzamin. Może kiedyś zdecyduję się na pełny test?
Co możemy w niej znaleźć? Proste wskazówki, jak zachęcić kogoś, by zechciał nawiązać z Tobą znajomość; informacje o tym, jakie gesty przyciągają, a jakie odrzucają; jak zasygnalizować otwartość; jak subtelnie wzbudzić w kimś coś więcej niż jedynie zainteresowanie.
„Mowa ciała w miłości” nie jest nudnym poradnikiem, jest wręcz zabawna. Obnaża ludzkie problemy z rytuałem godowym i naszą własną nieświadomość tego, co przekazujemy własnym ciałem. Zdarzają się również dowcipy, które są śmieszne głównie dlatego, że bardzo prawdziwe. I sposoby, jak kłamać, minimalizując szanse na zostanie przyłapanym. Ta książka nie jest zbyt gruba, wydana przejrzyście i naprawdę ciekawa. Nawet jeśli ktoś nie wierzy w poradniki-cud, gdy po lekturze przyjrzy się samemu sobie, przekona się, jak naprawdę mało wie o własnych zachowaniach.
Jeśli chodzisz na imprezy i zawsze stoisz samotnie w kącie i zupełnie nie rozumiesz dlaczego – przeczytaj. Jeśli w Twoim związku pojawiają się problemy, których przyczyn też nie potrafisz zrozumieć – przeczytaj. Jeśli zżera Cię ciekawość, o co w tym chodzi – przeczytaj. A jeśli masz niezachwianą pewność, że wiesz o sobie wszystko i ta książka nie jest Ci potrzebna – przeczytaj dla rozrywki. A nuż się mylisz. A jeśli nie, zawsze możesz dać ją komuś, kto chciałby zaryzykować.
Lubię poradniki, nawet gdy nie zamierzam traktować ich poważnie. Ten jednak zasłużył sobie na moją większą uwagę (w przeciwieństwie do słynnego "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus").
Uwielbiam poradniki, na pewno przeczytam, jak gdzies trafie ;-))).
OdpowiedzUsuń