"Spadkobiercy" - Kaui Hart Hemmings


 Rodzina to twór bardzo dziwny. Składa się z poszczególnych osób, które są ze sobą połączone na różne sposoby. Czym naprawdę jest rodzina? Jak ją zdefiniować, by niczego nie pominąć? Czy jest to możliwe?

Właśnie kwestia rodziny zastanawiała mnie w trakcie lektury tej książki. Bo mamy tu ojca, którego nigdy nie było w domu. Dziesięcioletnią córkę, która ma dziwne pomysły, ciężko zrozumieć jej sposób myślenia, nadążyć za nią. Jest również niania i pomoc domowa w jednym. Zaraz jednak okazuje się, że istnieje również przebojowa matka, która znajduje się w śpiączce. Potem odkrywamy istnienie siedemnastoletniej córki – zbuntowanej i nieposkromionej.

Akcja… nie powiedziałabym, że tak naprawdę tutaj jest szczególnie zarysowana. To powieść o odnajdywaniu więzi, tworzeniu rodziny z części, które dostajemy. Ojciec musi poznać córki, córki muszą zrozumieć pewne rzeczy. Nauczyć się kochać, wybaczać i akceptować to, co przynosi los. To nie jest prosta droga. Jednak książka jest bardzo prosta w konstrukcji. Jednak największe zmiany w bohaterach zauważamy właśnie w szpitalu, przy łóżku, a następnie w ich decyzjach. Nie można uznać „Spadkobierców” za trudnych, czy szczególnie wciągających. Oni płyną, kusząc nas dalszym ciągiem, choć jest on oczywisty.

Mam ambiwalentne uczucia względem tej książki. Z jednej strony bardzo mi się podobała i dobrze mi się ją czytało, a tematyka wydaje się naprawdę ciekawa, ale z drugiej jest banalna. Książka jakich wiele, jedynie akcja zostaje umieszczona na Hawajach, przez co robi się ciekawiej. Jednak wiele takich powstało, napisanych lepiej, skonstruowanych w bardziej skomplikowany sposób, może bardziej porywających. Lecz są dwie rzeczy, a raczej osoby, mnie zachwycają – Scottie i Sid. Dziesięciolatka stwarza pozory dojrzałej kobiety, która nie waha się mówić o seksie, ale wciąż jest dzieckiem, które ciężko radzi sobie z problemem chorej matki i zdecydowanie odrzuca prawdopodobieństwo jej śmierci; oraz popalający trawkę chłopak, który ma w sobie momentami więcej mądrości życiowej niż ojciec dziewczyn. Oni są naprawdę ciekawi i tworzą oś, która wskazuje, w którą stronę się to wszystko kręci.

Książka została sfilmowana, ekranizacja jest nominowana do Oscara. Nie oglądałam jej jeszcze, jednak zastanawiam się, jak można nakręcić dwugodzinny film, w którym siłą rzeczy nie ma się co dziać. Ale o czym ja mówię, ktoś nakręcił „Dziennik nakrapiany rumem”, w którym też nie dzieje się nic. Poniekąd mam wrażenie, że omawiana teraz książka i film z Johnnym Deppem do siebie pasują. Tylko książka o wiele bardziej mi się podoba niż tamten film, który na razie przerwałam w połowie i czekam, aż najdzie mnie ochota na ciąg dalszy. Do książki zaś wracałam z przyjemnością. 

PS Co do ekranizacji "Spadkobierców" na razie odwołuję, co przypuszczałam. Obejrzałam właśnie trailer, który mnie ubawił i jest bardziej żywotny niż książka. Nie mogę się doczekać, aż go obejrzę i porównam.

Komentarze

  1. Oglądałam ekranizację książki, jeszcze zanim dowiedziałam się, że istnieje papierowy odpowiednik.

    Teraz troszkę żałuję, ale tylko troszkę. Film jest faktycznie troszkę nudny, bardzo spokojny, zrównoważony, lecz ta niezwykle flegmatyczna akcja pasuje do zachmurzonych, wilgotnych Hawajów, które trwają w oczekiwaniu na kolejną burzę.

    Nie wiem, czy w książce zostało to przedstawione, gdyż jestem jeszcze przed lekturą, ale w filmie bardzo podobał mi się ten nastrój grozy, krajobrazy z ołowianymi chmurami wiszącymi nad rajską wyspą. Brakowało tam słońca i bezchmurnego nieba, tak jakby wypadek matki na motorówce sprawił, że życie bohaterów już nigdy nie zostanie spowite blaskiem. Faktycznie postaci Sida i Scottie są najlepsze, ale mnie w filmie akurat podobali się wszyscy bohaterowie.

    Teraz przede mną lektura :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko na końcu był taki krajobraz, poza tym było słońce i plaża.

      Mam nadzieję, że książka Ci się spodoba, a mi spodoba się film ^^.

      Usuń
  2. Bardzo podobała mi się ta książka, w jej banalności było to coś... klimat powieści i w sumie życiowe problemy, i ich rozwiązywanie robi wrażenie. Sid też przypadł mi go gustu, chłopak mam masę energii i ciekawe poglądy :).

    Na film na pewno pójdę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Oddam Nianię w dobre ręce - i to jak najbardziej materialnie - konkurs, losowanie, czy jak tam zwał...

"Dziewczyna o szklanych stopach" - Ali Shaw