"Bezduszna" - Gail Carriger
To musi być ciekawe, nie mieć duszy w społeczeństwie, gdzie duszę - mniej lub więcej - raczej każdy ma. W dodatku jest się starą panną (aż dwadzieścia sześć lat!) i ma się w nosie konwenanse. Znaczy... czasami ma się je w nosie.
Alexia taka jest. W dodatku bywa upierdliwa, a wilkołaka raz posadziła na jeżu. I teraz się non stop kłócą. W międzyczasie znajduje się ona w niebezpieczeństwie. Nie tylko ona. Inne postacie (te z nadwyżką duszy) jak wilkołaki i wampiry także. Tylko jej parasolka nie jest zagrożona. Parasolka to również bardzo ważny bohater.
Nie mam zielonego pojęcia, jak opisać ten wielki banan, jaki wykwitł na mojej twarzy w pewnym momencie książki i mocno się trzymał aż do końca. Ja nigdy wcześniej nie miałam banana na twarzy, przysięgam! A ten był rasowy. Parskałam śmiechem, mówiłam do książki "oj ty kici kici" i tak zazdrościłam Alexi takieeego faceta, że Darcy przy nim jest nikim, ot co. I chociaż nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem tej książki, bałam się, że gdy już ją kupię, zawiodę się. I do szóstej strony byłam zawiedziona, od siódmej zamieniło się to w zachwyt i chcę przeczytać drugi tom natychmiast.
Może jednak spróbuję przez chwilę być konkretna. Dobra, wiem, że to niemożliwe. Ale na początku zaskoczył mnie język. Stylizowany na wiktoriańską komedię, jaką zresztą "Bezduszna" jest. Wiktoriańską paranormalną komedię, powinnam powiedzieć. Wszystko jest tam cudowne, Londyn mi się podoba, postacie zachwycają, a autorkę pokochałam za kilka słów o niej na okładce. Jestem już pozbawiona wszelkich wątpliwości wobec tej książki. I muszę powiedzieć, że ani jedna recenzja nie przekazała mi tego, co w niej znalazłam. Wy wszyscy mieliście rację tylko w jednym - to jest cholernie świetna książka. Podejrzewam, że odbierzecie wszelakie moje słowa jako bredzenie wariata, bo ja sama je tak odbieram (znając swój stan emocjonalny). Pozostaje mi tylko czekać, aż w moich progach zawita "Bezzmienna". Cóż Gail tym razem wymyśliła? Okaże się.
Zakochana w tej książce i oszołomiona chloroformem polecam z całej mojej (bez)duszy. Pójdę sobie kupić parasolkę, którą najwyżej komuś przyłożę, gdy mnie zdenerwuje. Takiej książki to ja jeszcze nie przeczytałam. Aczkolwiek część fragmentów przypominała mi bodajże jedną z ostatnich scen z książki "Emancypacja Mary Bennet". Ale tylko wydźwiękiem, bo tam to było niezachwycająco, tutaj wręcz przeciwnie.
Dobra, dobra, polecam raz jeszcze i już sobie stąd idę.
Niech mi ktoś zaparzy herbaty.
Proszę.
Alexia taka jest. W dodatku bywa upierdliwa, a wilkołaka raz posadziła na jeżu. I teraz się non stop kłócą. W międzyczasie znajduje się ona w niebezpieczeństwie. Nie tylko ona. Inne postacie (te z nadwyżką duszy) jak wilkołaki i wampiry także. Tylko jej parasolka nie jest zagrożona. Parasolka to również bardzo ważny bohater.
Nie mam zielonego pojęcia, jak opisać ten wielki banan, jaki wykwitł na mojej twarzy w pewnym momencie książki i mocno się trzymał aż do końca. Ja nigdy wcześniej nie miałam banana na twarzy, przysięgam! A ten był rasowy. Parskałam śmiechem, mówiłam do książki "oj ty kici kici" i tak zazdrościłam Alexi takieeego faceta, że Darcy przy nim jest nikim, ot co. I chociaż nie mogłam się powstrzymać przed przeczytaniem tej książki, bałam się, że gdy już ją kupię, zawiodę się. I do szóstej strony byłam zawiedziona, od siódmej zamieniło się to w zachwyt i chcę przeczytać drugi tom natychmiast.
Może jednak spróbuję przez chwilę być konkretna. Dobra, wiem, że to niemożliwe. Ale na początku zaskoczył mnie język. Stylizowany na wiktoriańską komedię, jaką zresztą "Bezduszna" jest. Wiktoriańską paranormalną komedię, powinnam powiedzieć. Wszystko jest tam cudowne, Londyn mi się podoba, postacie zachwycają, a autorkę pokochałam za kilka słów o niej na okładce. Jestem już pozbawiona wszelkich wątpliwości wobec tej książki. I muszę powiedzieć, że ani jedna recenzja nie przekazała mi tego, co w niej znalazłam. Wy wszyscy mieliście rację tylko w jednym - to jest cholernie świetna książka. Podejrzewam, że odbierzecie wszelakie moje słowa jako bredzenie wariata, bo ja sama je tak odbieram (znając swój stan emocjonalny). Pozostaje mi tylko czekać, aż w moich progach zawita "Bezzmienna". Cóż Gail tym razem wymyśliła? Okaże się.
Zakochana w tej książce i oszołomiona chloroformem polecam z całej mojej (bez)duszy. Pójdę sobie kupić parasolkę, którą najwyżej komuś przyłożę, gdy mnie zdenerwuje. Takiej książki to ja jeszcze nie przeczytałam. Aczkolwiek część fragmentów przypominała mi bodajże jedną z ostatnich scen z książki "Emancypacja Mary Bennet". Ale tylko wydźwiękiem, bo tam to było niezachwycająco, tutaj wręcz przeciwnie.
Dobra, dobra, polecam raz jeszcze i już sobie stąd idę.
Niech mi ktoś zaparzy herbaty.
Proszę.
Wspaniała recenzja. Sama nabrałam już ochotę na ,,Bezduszną'' . Parasolkę już mam , więc tylko książkę trzeba zakupić.
OdpowiedzUsuńPo takim wybuchu euforii nie mogę jej nie przeczytać xD
OdpowiedzUsuńmoże jeszcze nie doszłam do tego momentu, w którym ten banan powinien pojawić się na twarzy? bo ja kompletnie nie podzielam zachwytów nad tą książką. Raczej mnie dziwi, co w niej takiego...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.
Czytam sobie Twojego bloga już od jakiegoś czasu, ale dopiero ta recenzja skusiła mnie do wystawienia komentarza. Uwielbiam czasy wiktoriańskie, uwielbiam książki z dobrym humorem, przy których po prostu uśmiecham się sama do siebie i ludzie w tramwaju dziwnie się patrzą :D Wrzucę sobie tę książkę do działu "Do przeczytania" Dzięki za możliwość dowiedzenia się o jej istnieniu :D
OdpowiedzUsuńWiktoriańska paranormalna komedia?Czemu nie!
OdpowiedzUsuńZ ciekawością sięgnę po tę książkę i dopisuję do listy :)
Pozdrawiam!
Bezduszna właśnie przesunęła się na szczy książek do przeczytania "niedługo". Super recenzja. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałem o tej książce wiele dobrego. Myślę, że w najbliższym czasie ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńKiedy przeczytałam drugi akapit zrobiłam tylko wielkie oczy - bałagan totalny:) Ale z pewnością po nią sięgnę, ze zwykłej ciekawości:)
OdpowiedzUsuńCyrysiu, zazdroszczę Ci parasolki! Mi mama zepsuła moją i teraz nie mam...
OdpowiedzUsuńDominiko, to było w okolicach strony 104. Mam jednak nadzieję, że w końcu dojdziesz do wniosku, że jest cudowna :). A jeśli nie, nie będę miała Ci za złe, bo mi też różne rzeczy się nie podobają (takie np. "Wichrowe wzgórza", o) :).
Toczko, miło mi, że wpadasz :). I cieszę się, że zachęciłam Cię do tej książki. Ja ją uwielbiam, jak już zdążyłam wspomnieć :)).
Saaro, też sądziłam, że bałagan :D. Ale cóż ja poradzę, że ostatnio mam problemy z panowaniem nad recenzjami? :D.
Zachęcająca recenzja. Muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, jest świetna :)
OdpowiedzUsuńJuż mam zamówioną drugą część tej serii i tylko czekam aż będę mogła ją przeczytać. Zdecydowanie jednak z lepszych serii wydanych u nas ostatnio ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
oj no! ja protestuje! Znowu chce mieć książkę polecaną przez Ciebie:)
OdpowiedzUsuńPodzielam Twoje zdanie, przeczytałam książkę niedawno i też jestem zakochana tylko nie wiem czy w Alexii czy w tym wielgachnym "uroczym" wilkołaku ;-)
OdpowiedzUsuńWspaniała recenzja.Z pewnoscia przeczytam 'Bezduszną'.
OdpowiedzUsuńNiech mi ktoś zaparzy herbaty.-- zapraszam do mnie na herbate.Zielona?Czerwona?Owocowa?Jaśminowa?Do wyboru do koloru :P
Z głową w książce, to ja bym poprosiła o jaśminową :))).
OdpowiedzUsuńBrzmi jak wszystko co najlepsze zebrane razem :)
OdpowiedzUsuń