Anielica i Diablica.

W poście po powrocie z Kołobrzegu o Nich wspominałam. O mojej niespełnionej miłości do Nich. Mojej miłości do Ich miłości, którą widziałam na Ich twarzach. Gdy weszłam, od razu się w Nich zakochałam. On, Diabeł, z koźlimi kopytkami i rogami. Ona, Anielica, z niezgrabnymi stopami, smutkiem na twarzy i zaciekiem pod okiem. Siedzi Mu na kolanach. Oboje mają zamknięte oczy. Na Jego twarzy maluje się to ogromne uczucie. Ta miłość. Skazana z góry na niepowodzenie przy podziale świata na Niebo i Piekło. Miłość odwieczna.

Mogłabym wymyślić historię miłości idealnej i przeznaczonej ku potępieniu, tylko na Nich patrząc. I było kilka różnych figur przedstawiających tę parę, jednak żadna z nich nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Moja towarzyszka podróży niemal się ze mną założyła, że Ich kupię. Ja stwierdziłam, że nie. Nie teraz. Następnym razem, jeśli będą na mnie czekać. I chodziłam do sklepu "Pod Aniołem", żeby na Nich patrzeć. Zrobiłam Im zdjęcia. Ale żadne nie będzie w stanie oddać tego, co zobaczyłam.

Każda z figur miała innego autora. Bardzo chciałabym wiedzieć, kto Ich stworzył. Wlał w nich tyle emocji, od których mnie wszystko bolało. Autentycznie cierpiałam, nie mogąc ich ze sobą zabrać. Bo czy mogłaby być para doskonalsza? I nawet nie drażni mnie przedstawienie Diabła z kopytkami i rogami. Widzę w tym jakąś celowość. Piękno kontrastu. Coś niesamowitego.

Czasem się zdarza, że znajduję rzeczy, które do mnie przemawiają. Czuję z nimi ogromną więź i muszę je mieć, inaczej choruję w duchu tak bardzo, że moje myśli nie są w stanie zmienić kierunku, zatapiam się w tym całkiem na wiele tygodni, a nawet później, gdy przejdzie pierwsza gorączka, czuję w sercu tę tęsknotę. I tak mam z Nimi. Musiałam wykazać się ogromną siłą woli, by opuścić Kołobrzeg bez Nich. A mogłam Ich kupić. To był jeden z niewielu sklepów w mieście, gdzie można było płacić kartą. I to było moje przekleństwo.

Nic mnie już tak nie zachwyciło (no, może Gretchen), nie chwyciło za serce. Mam nadzieję, że będzie mi dane po nich wrócić, zabrać ze sobą. Ale szczerze bym się bała. Najdrobniejszej usterki, czegokolwiek.

Bo On Ją tak bardzo kochał, a Ona nie mogła z Nim być...






A tytuł notki celowo jest taki, jaki jest ;). Kiedyś się zapędziłam, szybko o Nich mówiąc i wyszło właśnie tak.

Komentarze

  1. Ileż historii można wokół nich stworzyć... Fascynujące :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię takie snucia, takie posty i takie ładne rzeźby! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo pięknie o nich opowiedziałaś i rzeczywiście, mają coś chwytającego za serce. Mam nadzieję, że jeszcze ich będziesz miała :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż oczy napatrzeć się nie mogą ;D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3