"47 samuraj" - Stephen Hunter
Czy gaijin może napisać książkę, która opowiada o wielkich japońskich wartościach, nie odwalając przy tym totalnej fuszerki? Ku memu (i autora) szczęściu tak.
Bob Lee Swagger jest byłym komandosem, synem bohatera wojennego i alkoholikiem. Gdy pewnego dnia w jego domu pojawia się Japończyk i pyta o miecz, który ojciec Boba zabrał jego ojcu w czasie wojny, nie pojawiają się niesnaski. Wręcz przeciwnie. Oboje jako wojskowi rozumieją, że śmierć w czasie bitwy jest nieunikniona. Nie ważne jest, kto zabił czyjego ojca. Ważne jest, by wszystko naprawić.
I tym oto optymistycznym aspektem rozpoczyna się książka. Przyjaźń obojga mężczyzn zostaje wystawiona na ciężką próbę, gdy Yano - ów Japończyk - ginie z powodu miecza, który odzyskał dla niego Bob. W tym momencie komandos pragnie pomścić jego śmierć i pląta się w aferę związaną z yakuzą i słynnym mieczem, który doprowadził do zagłady rodu Asano.
Książka jest świetna. Barwna, pozwala popatrzeć na Japonię i jej dziwactwa (jak to zostało określone w książce) z perspektywy Amerykanina i Japończyków. Gdyby czytała ją osoba, która Japonii w żaden sposób nie rozumie, uznałaby ją za przepełnioną humorem. Ja stwierdziłam, że to jest właśnie śmiertelnie poważne (co też brzmi dwuznacznie, szczególnie, gdy Nii błaga swojego oyabuna, by ten pozwolił mu popełnić seppuku, a oyabun mówi mu, żeby nie był takim egoistą, bo się jeszcze przyda), chociaż nas, Europejczyków, może naprawdę śmieszyć.
Autor odwalił kawał dobrej roboty, zapoznając się z mieczami samurajskimi, sztuką walki, a nawet ludzką anatomią, ale sam przyznaje, że ekspertem nie jest i mogą się pojawić pewne nieścisłości i to wszystko jest jego własną winą. Nie chcę myśleć, że popełnił błędy, więc nie będę weryfikować tej powieści pod względem merytorycznym.
Jej wielkim plusem jest przybliżenie japońskiej mentalności i przełożenie jej na rozumienie człowieka Zachodu. Ukazanie samurajskich wartości w przeciwstawieniu do perwersji seksualnych oraz innych rzeczy.
W "47 samuraju" dzieje się tak wiele, że ciężko jest go nawet opisać. Mogę go tylko gorąco polecić i zagłębić się w Japonię. Może to pierwszy krok, by zainteresować się bliżej jej kulturą, nie ograniczając się jednak tylko do samurajów, mieczy i yakuzy?
Bo historia zawsze zatacza koło. A miecz jest sprawiedliwy, rwie się do walki. "Stal tnie ciało/ stal tnie kości/ stal nie tnie stali". Stań się człowiekiem, którego nie pokona miecz. Nawet Amerykanin może stać się samurajem. A to naprawdę sztuka [w przypadku Amerykanów].
Recenzja napisana dla portalu LubimyCzytać.
Jestem przerażona powyższym efektem. Nawet w dwudziestu procentach nie oddaje moich uczuć względem tej książki. Osoby zorientowane wiedzą, że złamałam swoją żelazną (nie stalową!) zasadę, że nie recenzuję eBooków. I chyba właśnie zrozumiałam dlaczego. Źle się kartkuje eBooka. Bardzo źle. A ja lubię mieć tę możliwość, gdy piszę recenzję... Nie można mieć wszystkiego.
Jutro w "Kobiecie na krańcu świata" o 10:55 na TVN będzie o gejszach. Mam zamiar oglądać, ciekawe, czy mi się uda (nie zapomnieć).
Tak właściwie chciałam powiedzieć, że ostatnie dni spędziłam na zapoznawaniu się z seppuku na YouTube, kabuki i wspaniałą sceną śmierci. Aczkolwiek filmik gdzieś zgubiłam. A jutro idę sobie kupić miecz samurajski, a co. Nie ważne. Niech nikt mi nie mówi, dlaczego tego nie zrobię. Zdaję sobie doskonale sprawę z każdego pojedynczego powodu.
Bob Lee Swagger jest byłym komandosem, synem bohatera wojennego i alkoholikiem. Gdy pewnego dnia w jego domu pojawia się Japończyk i pyta o miecz, który ojciec Boba zabrał jego ojcu w czasie wojny, nie pojawiają się niesnaski. Wręcz przeciwnie. Oboje jako wojskowi rozumieją, że śmierć w czasie bitwy jest nieunikniona. Nie ważne jest, kto zabił czyjego ojca. Ważne jest, by wszystko naprawić.
I tym oto optymistycznym aspektem rozpoczyna się książka. Przyjaźń obojga mężczyzn zostaje wystawiona na ciężką próbę, gdy Yano - ów Japończyk - ginie z powodu miecza, który odzyskał dla niego Bob. W tym momencie komandos pragnie pomścić jego śmierć i pląta się w aferę związaną z yakuzą i słynnym mieczem, który doprowadził do zagłady rodu Asano.
Książka jest świetna. Barwna, pozwala popatrzeć na Japonię i jej dziwactwa (jak to zostało określone w książce) z perspektywy Amerykanina i Japończyków. Gdyby czytała ją osoba, która Japonii w żaden sposób nie rozumie, uznałaby ją za przepełnioną humorem. Ja stwierdziłam, że to jest właśnie śmiertelnie poważne (co też brzmi dwuznacznie, szczególnie, gdy Nii błaga swojego oyabuna, by ten pozwolił mu popełnić seppuku, a oyabun mówi mu, żeby nie był takim egoistą, bo się jeszcze przyda), chociaż nas, Europejczyków, może naprawdę śmieszyć.
Autor odwalił kawał dobrej roboty, zapoznając się z mieczami samurajskimi, sztuką walki, a nawet ludzką anatomią, ale sam przyznaje, że ekspertem nie jest i mogą się pojawić pewne nieścisłości i to wszystko jest jego własną winą. Nie chcę myśleć, że popełnił błędy, więc nie będę weryfikować tej powieści pod względem merytorycznym.
Jej wielkim plusem jest przybliżenie japońskiej mentalności i przełożenie jej na rozumienie człowieka Zachodu. Ukazanie samurajskich wartości w przeciwstawieniu do perwersji seksualnych oraz innych rzeczy.
W "47 samuraju" dzieje się tak wiele, że ciężko jest go nawet opisać. Mogę go tylko gorąco polecić i zagłębić się w Japonię. Może to pierwszy krok, by zainteresować się bliżej jej kulturą, nie ograniczając się jednak tylko do samurajów, mieczy i yakuzy?
Bo historia zawsze zatacza koło. A miecz jest sprawiedliwy, rwie się do walki. "Stal tnie ciało/ stal tnie kości/ stal nie tnie stali". Stań się człowiekiem, którego nie pokona miecz. Nawet Amerykanin może stać się samurajem. A to naprawdę sztuka [w przypadku Amerykanów].
Recenzja napisana dla portalu LubimyCzytać.
Jestem przerażona powyższym efektem. Nawet w dwudziestu procentach nie oddaje moich uczuć względem tej książki. Osoby zorientowane wiedzą, że złamałam swoją żelazną (nie stalową!) zasadę, że nie recenzuję eBooków. I chyba właśnie zrozumiałam dlaczego. Źle się kartkuje eBooka. Bardzo źle. A ja lubię mieć tę możliwość, gdy piszę recenzję... Nie można mieć wszystkiego.
Jutro w "Kobiecie na krańcu świata" o 10:55 na TVN będzie o gejszach. Mam zamiar oglądać, ciekawe, czy mi się uda (nie zapomnieć).
Tak właściwie chciałam powiedzieć, że ostatnie dni spędziłam na zapoznawaniu się z seppuku na YouTube, kabuki i wspaniałą sceną śmierci. Aczkolwiek filmik gdzieś zgubiłam. A jutro idę sobie kupić miecz samurajski, a co. Nie ważne. Niech nikt mi nie mówi, dlaczego tego nie zrobię. Zdaję sobie doskonale sprawę z każdego pojedynczego powodu.
Gratuluję takiej decyzji. Gratuluję wybrania na recenzenta. Myślałam, że oni wysyłają książkę, a nie e-booka.
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie wiem, co chcesz od tej recenzji. Może rzeczywiście chciałaś przekazać to inaczej, ale nie jest źle :). I wspominam te cytaty... może kiedyś ją przeczytam :D.
OdpowiedzUsuńWampirku, książkę przyślą po premierze, która jest za trzynaście dni. Do recenzji przesłali eBooka. Teraz rozumiesz? :). I dziękuję :).
OdpowiedzUsuńC.S., brakuje mi czegoś w tej recenzji. Mogę narzekać na wszystkie, ale ta mnie boli szczególnie. Może dlatego, że to po moich zachwytach nad moją własną recenzją Kostovy? ^^.
Niesamowita książka, prawda? Szczególnie dlatego, że nie napisał jej Japończyk.
OdpowiedzUsuńI świetna recenzja! Najbardziej podoba mi się to, że podkreśliłaś śmieszność/powagę niektórych sytuacji. Właśnie sobie uświadomiłam, że prośba Nii i oskarżenie go o egoizm na prawdę mogła dla kogoś wydać się zabawne... I aż się przeraziłam.
Ario, wysyłałam cytaty C.S. i ją śmieszyły ;). Ja wiem, że to jest poważne. Bo jednak rozumiem Japonię w jakimś stopniu (w takim, jakim mogę), ale popatrzyłam z punktu widzenia Europejczyka - et voila, uśmiech na twarzy. I wydaje mi się, że autor to chciał pokazać. Te ogromne różnice, niezrozumiałość. Dziękuję, bo, jak wspomniałam, ja tę recenzję uważam za co najmniej kiepską.
OdpowiedzUsuń:*.
Po Twojej recenzji (rekomendacji) jestem ciekawa, co też kryje w sobie ta książka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!^^
Też jestem ciekawa tej książki,w ogóle czytasz wiele książek, po które nie sięgam, ciesze się ,że tu dotarłam:) tylko ja zbankrutuje przez te wszystkie fajne blogi książkowe na bloggerze...ahhh;)
OdpowiedzUsuńA ja jestem przekonana, że to nie jest książka dla mnie. Nie moje klimaty ;)
OdpowiedzUsuńLotto, sądzę, że nie Ty jedna. Ileż razy ja rwałam włosy z głowy, że muszę coś mieć, a nie mam za co kupić... ;). To chyba dobrze, że mamy różne gusta czytelnicze, ja zasadniczo lubię poznawać nowości ^^.
OdpowiedzUsuńDominiko, a jakie są Twoje klimaty? Tak konkretnie, bo mogę czytać Twojego bloga, ale nie potrafię wrzucić tego do jednego worka ^^.
Rozumiem doskonale Twoją niezdolność to recenzowania ebooków:) Ja nawet nie potrafię ich słuchać (czytać?). Nic z nich nie pamiętam:) Pewnie to przez to, że jestem wzrokowcem:)
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą to fajnie było by mieć taki mieczyk;)
Podsluch - No tak, eBooki się czyta ;). Ja pamiętam wszystko, jednak ma to u mnie dwie podstawy:
OdpowiedzUsuń1) Niektórzy uważają, że eBooki to nie książki, tylko Zło i zresztą znacznie mniej przyjemnie się je czyta, chociaż czasem wygodniej.
2) Gdy coś recenzuję, lubię to mieć przed sobą. Czuć obecność danej książki przy monitorze, patrzeć na nią, podnieść, czasem przekartkować, przypomnieć sobie coś. EBooki to utrudniają. Musiałam jeździć suwakiem, by znaleźć interesującą mnie rzecz - nie znalazłam :D.
Możemy się zrzucić. Najtańszy jest gdzieś w okolicach czterech tysięcy złotych. Bo w dolarach bodajże 1700.
hehe do jednego wora wrzuciłem audiobooka i ebooka, ale w sumie i jedno i drugie mi nie podchodzi:)
OdpowiedzUsuńCzy wygodniej się je czyta... jeżeli ma się dobry czytnik to w sumie może i tak:) Jednak co książka do książka:)
hm 1700 $ mówisz... coś jakby sporo... na pewną na targu wietnamce mają jakąś podróbkę;)