"Światła pochylenie" - Laura Whitcomb
Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, gdy mam coś powiedzieć o "Światła pochyleniu" jest to, że to jest książka, jaką ja sama chciałabym napisać. Nie za gruba, bez żadnych zbędnych, nikomu niepotrzebnych wątków, które mają tylko rozepchać książkę do niebotycznych rozmiarów i zanudzić czytelnika. Fabuła jest na swój sposób nietypowa, chociaż wciąż mieści się w modnej ostatnio sferze zjawisk nadprzyrodzonych. Delikatnie powtarza pewien wątek z "Opowieści o złodzieju ciał" Anne Rice, jednak wiem doskonale, że literatura jest intertekstualna, nawet jeśli autor nie zdaje sobie sprawy z nawiązań do cudzych dzieł.
Bo tak naprawdę o duchach można napisać wiele. Opowiedzieć historię, jak to umarły i jak bardzo je smuci, że muszą tułać się po ziemi, nawiedzają ludzi i budynki. Jednak Laura Whitcomb postanowiła popatrzeć na to trochę inaczej. Przeprowadziła podział duchów na te, które nie zdają sobie sprawy z tego, iż umarły i wciąż prowadzą "życie" takie jak wcześniej, oraz na Światła. Te ostatnie wiedzą, jaki jest ich stan. Stoją w "hierarchii" wyżej od zwykłych duchów, mogą nawiedzać ludzi i im pomagać. Ale gdy tylko odejdą od swoich gospodarzy, czekają ich męki piekielne...
Książka ta opowiada o dwóch Światłach. Główną bohaterką jest Helen, która jest szczęśliwa, nawiedzając literatów czy też zapalonych czytelników. Drugą postacią jest James, który przejął ciało opuszczone przez innego ducha i jest teraz człowiekiem. Jednak jako Światło może zobaczyć Helen, która jest zdumiona tym faktem. I od tego zaczyna się powieść.
Miłość dwóch Świateł, pożądanie i ciała należące do osób, z którymi Światła nie chciałyby mieć nic wspólnego. Pięknie pokazane problemy z powrotem do świata żywych, ból przeszłości i miłość do literatury. Oraz przełamywanie pewnych tematów tabu, walka o własną niezależność i kara za to, kim się jest w rzeczywistości. Jak również brak odwagi, by powiedzieć to, co samo ciśnie się na usta.
Tej książki się nie czyta. Ją się kontempluje. Pochłania każde napisane we wspaniały sposób zdanie. Nie ma ich ani za dużo ani za mało. Książka ta niemal zasługuje na miano doskonałej. A jednak czegoś niewielkiego, wręcz minimalnego mi w niej brakło, bym je przydzieliła.
I nie, pod żadnym pozorem to nie jest jakiś drugi, piąty czy setny "Zmierzch". To cudowna historia, która spodobałaby się chyba niemal każdemu, kto potrafi docenić finezję języka i subtelność znaczenia każdego ze słów. Nie jest ciężka. Jest naprawdę wspaniała. Te trzy godziny z nią były jak czas spędzony w niebie.
Bardzo gorąco polecam.
A gdyby ktoś chciał mi dać jakiś prezent, to już wiecie, co baaaardzo chciałabym otrzymać ;). I kocham te okładkę, naprawdę. Dziękuję C.S., że była łaskawa mi ją pożyczyć.
Bo tak naprawdę o duchach można napisać wiele. Opowiedzieć historię, jak to umarły i jak bardzo je smuci, że muszą tułać się po ziemi, nawiedzają ludzi i budynki. Jednak Laura Whitcomb postanowiła popatrzeć na to trochę inaczej. Przeprowadziła podział duchów na te, które nie zdają sobie sprawy z tego, iż umarły i wciąż prowadzą "życie" takie jak wcześniej, oraz na Światła. Te ostatnie wiedzą, jaki jest ich stan. Stoją w "hierarchii" wyżej od zwykłych duchów, mogą nawiedzać ludzi i im pomagać. Ale gdy tylko odejdą od swoich gospodarzy, czekają ich męki piekielne...
Książka ta opowiada o dwóch Światłach. Główną bohaterką jest Helen, która jest szczęśliwa, nawiedzając literatów czy też zapalonych czytelników. Drugą postacią jest James, który przejął ciało opuszczone przez innego ducha i jest teraz człowiekiem. Jednak jako Światło może zobaczyć Helen, która jest zdumiona tym faktem. I od tego zaczyna się powieść.
Miłość dwóch Świateł, pożądanie i ciała należące do osób, z którymi Światła nie chciałyby mieć nic wspólnego. Pięknie pokazane problemy z powrotem do świata żywych, ból przeszłości i miłość do literatury. Oraz przełamywanie pewnych tematów tabu, walka o własną niezależność i kara za to, kim się jest w rzeczywistości. Jak również brak odwagi, by powiedzieć to, co samo ciśnie się na usta.
Tej książki się nie czyta. Ją się kontempluje. Pochłania każde napisane we wspaniały sposób zdanie. Nie ma ich ani za dużo ani za mało. Książka ta niemal zasługuje na miano doskonałej. A jednak czegoś niewielkiego, wręcz minimalnego mi w niej brakło, bym je przydzieliła.
I nie, pod żadnym pozorem to nie jest jakiś drugi, piąty czy setny "Zmierzch". To cudowna historia, która spodobałaby się chyba niemal każdemu, kto potrafi docenić finezję języka i subtelność znaczenia każdego ze słów. Nie jest ciężka. Jest naprawdę wspaniała. Te trzy godziny z nią były jak czas spędzony w niebie.
Bardzo gorąco polecam.
A gdyby ktoś chciał mi dać jakiś prezent, to już wiecie, co baaaardzo chciałabym otrzymać ;). I kocham te okładkę, naprawdę. Dziękuję C.S., że była łaskawa mi ją pożyczyć.
To teraz w 100% przekonałaś mnie, że trzeba ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że to książka o której nie można złego słowa powiedzieć. To wspaniałe, prawda? Bardzo mi się podobało, co napisałaś o kontemplacji słów. Masz rację. Je się smakuje, obraca na języku i aż z żalem połyka. To najpyszniejsza lektura pod słońcem ^^. (Dlaczego ja zawsze wrażenia po lekturach porównuję do jedzenia? xD).
OdpowiedzUsuńIsabello, bardzo się cieszę. Jest naprawdę wspaniała :).
OdpowiedzUsuńC.S., na to wygląda. Nawet nie potrafię zwerbalizować tego, co mi tam w tej malutkiej odrobince nie pasowało, że nie nazwałabym jej mistrzostwem. Masz rację, przepyszna ^^. Bo jedzenie jest bardzo zmysłowe, jak czytanie książek :)).
:))
OdpowiedzUsuńA ja mam takie szczęście, że mam ją w domu. :]
OdpowiedzUsuńNie przyznawaj się, bo Ci się włamię i ukradnę! :D.
OdpowiedzUsuńNaczytałam się już tylu pozytywnych opinii, że od jakiegoś czasu mam ją wpisaną na listę, chociaż to raczej nie mój typ ;)
OdpowiedzUsuńOż Ty okropna kobieto! Zachęciłaś mnie! Możesz nie pisać AŻ tak dobrych recenzji? No miej serce dla mojego portfela :P
OdpowiedzUsuńJestem strasznie wybredna do tego typu lektur, ale tę książkę pochłonęłam w ciągu jednego dnia. Cała historia ma w sobie jakąś taką fajną aurę tajemniczości. Klimatyczna i wciągająca:)
OdpowiedzUsuńhttp://lotta-kronika-pachnacych-kartek.blogspot.com/
Ja też się tą książką pozytywnie zaskoczyłam. Myślałam, że to będzie coś zmierzchowatego, a tu proszę jaka niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
"Tej książki się nie czyta. Ją się kontempluje." - szczególnie to mnie przekonuje xD
OdpowiedzUsuńChyba się skuszę xD
już od dawna mam na nią ochotę. Chyba ją kupię ;D
OdpowiedzUsuńArio, następnym razem się postaram odwalić totalną fuszerkę specjalnie dla Ciebie :D.
OdpowiedzUsuńLotto, Przyjemnostki, tak, potrafiła miło rozczarować, ale ja podeszłam do niej z pozytywnym nastawieniem :D.
Luizo, czekam na recenzję ;P.
Dominiko, kup :). To włamię się do Ciebie, a nie do Wampirka :D.
Świetna ta twoja recenzja ;) A jak ona mnie zachęca... ;D
OdpowiedzUsuńDziękuję :D. I dobrze, że zachęca, ponieważ książka jest wspaniała :)).
OdpowiedzUsuńJuż od dawna poluję na tę książkę. I kurcze chowa się przede mną :D
OdpowiedzUsuńA w jakim sensie? Bo przede mną o tyle, że jest niedostępna w Empiku. Ale jest na Merlinie i Allegro :). Mam nadzieję, że ją dopadniesz ^^.
OdpowiedzUsuńCzyli - jak rozumiesz - pomimo lektury chcesz mieć ją także w swoim posiadaniu? Popieram :) Tzn. o ile to jest tak, jak ma miejsce ze mną - są książki, które muszę mieć w posiadaniu, by do nich wracać. Czasem po wypożyczeniu jakiejś książki kupuję egzemlplarz dla siebie, aby została...
OdpowiedzUsuńNie, rzadko się zdarza, bym nie przeczytała po raz kolejny jakiejś książki, która mi się bardzo podobała. Mój rekord w tej kwestii wynosi około dwudziestu razy jedną książkę :D.
OdpowiedzUsuńKsiążka czeka na mnie jako jedna z wakacyjnych lektur tego lata.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !