Recenzje filmowe - Dwa dni, jedna noc (10)
Wcześniej
ukazały się recenzje filmów: Gran Torino (1), Bogowie (2), Chłopiec na rowerze (3), Pokłosie
(4), Grzechy ojca (5), Operacja Argo (6), Bóg nie umarł (7), Jestem (8), Ida
(9)
Dziś: Dwa dni, jedna noc – Jean-Pierre i Luc
Dardenne/2014/Belgia, Francja, Włochy
Wdowi grosz
Nominacja do
Oskara dla Marion Cotillard za rolę w filmie „Dwa dni, jedna noc” w kategorii najlepsza
aktorka pierwszoplanowa była mocno uzasadniona. Ja powiedziałbym, że nominacja
należała jej się za całokształt, ale szczególnie za „nieużywanie efektów
specjalnych w sposobie gry”. Wyważona dramaturgia tej gry ukazująca
wątpliwości, załamanie, poddawanie się na przemian z ponowną determinacją, prowadzenie
rozmów, przyjmowanie zarówno klęsk, jak i małych zwycięstw, którymi kończyły
się niektóre z nich, były na pięknym, wycyzelowanym poziomie. Delikatność
charakteru, posiadanie wewnętrznych moralnych oporów, uczciwość i godność to
wszystko odnajdujemy w głównej bohaterce i również to wszystko w sumie przeszkadzało
jej w realizowaniu podjętego przedsięwzięcia. Więc Sandra walczy o swój lepszy
byt niechętnie, bez specjalnej wiary w to, co robi, gdyż słusznie uznaje, że walki
tej nie uzasadniały żadne moralnie czyste zasady. Ale z drugiej strony sytuacja
rodzinna i poczucie odpowiedzialności za los najbliższych nakazywały jej iść za
radą męża i walczyć do końca, nawet jeśli swą prośbą miałaby wprawiać kolegów w
zakłopotanie.
Bliskie
ujęcia zastosowane w filmie powodowały, że miało się wrażenie, iż jest się w
środku akcji, jakby między aktorami a widzami nie istniał żaden ekran. Właśnie
te ujęcia, styl realizacji jaki zastosowali bracia Dardenne (wysmakowane
realizacje filmowe tych reżyserów poznałam chociażby oglądając „Chłopca na
rowerze”) oraz scenariusz dawały wrażenie oglądania bardziej filmu dokumentalnego
niż fabularnego. Wysoki poziom filmu utrzymywany był też przez zastosowane słownictwo:
ze świecą szukać tu przekleństw, nadętej bufonady, pretensjonalności. Czułość
męża zachwycała, grzeczność dzieci własnych dobrze rokuje na przyszłość, a uczynność
obcych daje nadzieję, że naprawdę żyjemy w cywilizowanym świecie. W rodzinie Sandry
wszyscy się szanują, uważnie słuchają, pomagają sobie. Dziwne, prawda? Bo normalnie
to wszyscy w filmie powinni palić, pić, przeklinać, wyzywać wzajemnie od
niedorajdów, głupków, frajerów. A tymczasem nie ma tu francuskiego Lindy, który
powiedziałby ze swą charakterystyczną flegmą w głosie „k… m…, nie chce mi się z
tobą gadać”, i również tu nie wypowiada się słowa „nie” w amerykańskim stylu,
czyli nie rozwala połowy domu, by owo „nie” było bardziej przekonywujące.
Sandra w ciągu
dwóch dni ma przekonać/poprosić – ona twierdzi, że wyżebrać – swoje koleżanki i
kolegów, by zrezygnowali z premii, co pozwoliłoby jej zachować etat w fabryce.
Sytuacja nie jest prosta, bo Sandra dopiero co przeżyła depresję, co z kolei daje
atut i okazję szefowi, by usunąć ją z załogi jako pracownika
niepełnowartościowego. Kobieta, bardzo wrażliwa kobieta, ma świadomość
charakteru swej prośby, z jaką zwraca się do towarzyszy z grupy i tego, czego będzie
wymagać od nich, w sytuacji dla wielu też nie najlepszej finansowo. Nie raz
chciała podczas tej próby wytrwałości poddać się i już więcej nie prosić o
łaskę, nie przekonywać, nie wymagać od nich karkołomnych kalkulacji, zachować
twarz. Tylko dzięki mężowi w końcu w ciągu dwóch dni odwiedziła domy koleżanek
i kolegów z grupy, w efekcie czego w poniedziałek, po weekendzie, odbyło się tajne
głosowanie. Uzyskała… remis. Ten wynik jednak nie oznaczał końca filmu, gdyż szef
przedstawił Sandrze pewną propozycję. Niemoralnej - ale nie w znaczeniu
erotycznym – propozycji Sandra w swej szlachetności i uczciwości nie przyjęła.
Film nie ma ścieżki
dźwiękowej; muzyka pojawia się tylko raz, wtedy gdy francuski rock płynie z samochodowego
radia. Sandra śmieje się też tylko raz, właśnie kiedy słucha tej muzyki. Nie
ucieka się do tanich chwytów i nie wygląda jak zbity pies na skraju fizycznego
i psychicznego wyczerpania, choć ma tylko dwie bluzki na zmianę. Sandra pomaga,
choć sama potrzebuje pomocy. Sandra jest wrażliwa, choć rozumie mniej
wyrozumiałych. Sandra nie krzywdzi. Sandra nie ma żalu. Dardennowie nie każą
nam oceniać swego bardzo subtelnego dzieła, każą nam tylko zastanowić się na
tym, co my byśmy zrobili na miejscu Sandry, jej męża, współpracowników i szefa.
Oglądałam ten
film i myślałam o tym, że w Polsce takiego egzaminu ze współczucia, z ludzkiej
przyzwoitości, wspaniałomyślności raczej nikt z pracowników by nie zdał. A dlaczego?
Odpowiadając, posłużę się przykładem człowieka, który, aby opowiedzieć jak
smakuje chleb, zaczyna od tego, jak to rolnik wychodzi w pole. Czyli powiem: już
małe dzieci uczmy mówić: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”, a wtedy nam na starość
będzie miał kto podać szklankę wody, a w potrzebie ktoś inny odda nam swój
ostatni wdowi grosz.
Małgorzata
Ciupińska
Wspaniały film, oglądałam w ubiegłym tygodniu :)
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania :-) Pozdrawiam
UsuńJestem tego samego zdania :-) Pozdrawiam
Usuń