"Lawendowy pokój" - Nina George

Z początku myślałam, że "Lawendowy pokój" to jedna z tych płytkich historii o kobiecie, która rusza w świat, by odnaleźć siebie i miłość swojego życia. Taki wrodzony sceptycyzm bardzo pomaga w pozytywnym rozczarowaniu się lekturą. Choć w tym wypadku było nieco inaczej. W "Lawendowym pokoju" się zakochałam i wylałam wiele łez. I mam to bardzo dosłownie na myśli. Fizycznie i mokro.

Kobiety grają w tej powieści pierwszoplanową rolę, ale nie w tradycyjny sposób - jako aktywne uczestniczki fabuły - lecz jako wspomnienia, cele, media w podejmowaniu działań, które pomagają odnaleźć się w życiu (przeszłym i obecnym), by móc zbudować pełnowartościową przyszłość. Niemniej to mężczyźni ruszają w świat, by odnaleźć tę jedyną, która pojawia się jako duch w ich sercach. To prawdziwi mężczyźni, romantyczni i kochający aż po grób. Do czego jednak zaprowadzi ich ta droga?

Głównym bohaterem jest księgarz - lekarz dusz - Jean Perdu, który w pewnym momencie życia dostaje wiadomość, którą tak naprawdę dostał wiele lat wcześniej, ale jej nie przeczytał. I gdy to robi, rusza ze swoją łodzią, na której mieści się jego księgarnia Apteka Literacka, w świat. Nim na dobre odbije od brzegu, na pokład wskoczy młody pisarz, który postanawia popłynąć z nim, dokądkolwiek miałoby to być. Bo cele są początkowo dwa - odwiedzić ukochaną kobietę i odnaleźć prawdziwego autora pewnej wspaniałej książki.

Cała powieść pachnie lawendą, starymi książkami i morzem. Najbardziej kojarzy się z gwiaździstym niebem, szumem fal i promieniami słońca odbijającymi się od powierzchni wody. Smakuje dobrym winem i przytula się niczym mruczący kot. Obejmuje jak najlepszy kochanek. Co tu dużo mówić... Ta książka żyje i całą sobą pochłania. Nie ma w niej przesady, czy jakichś niedopowiedzeń. Jest skrojona na miarę. Nie ocieka lukrem, ale też nie jest gorzka. To bardzo pozytywna powieść o miłości, przyjaźni, rodzinie... O przywiązaniu, odejściu. Chorobie i zdrowiu. O życiu, choć trochę innym. Jednostkowym, hermetycznie zapakowanym. Bo tu o uczucia chodzi, a nie realizm przedstawionych zdarzeń. Po "Lawendowym pokoju" i tak zaczyna się wierzyć we wszystko.

To jedna z najpiękniejszych książek, jakie miałam okazję w ostatnim czasie przeczytać. Najchętniej wcisnęłabym ją w ręce każdemu, kto dla mnie coś znaczy, bo mi ta książka dużo dała. Pomogła mi zdefiniować życie na nowo.

Komentarze

  1. Mam audiobooka, ale nasłuchałam się wielu sprzecznych opinii o tej książce, najwięcej takich, że nudna. Twoja recenzja jednak bardzo mnie zachęciła i chyba sięgnę po "Lawendowy pokój" bardzo niedługo, ciekawa jestem moich wrażeń.
    P.S. Zmień sobie na blogrollu adres mojego bloga na nowy http://www.panna-swawolna.pl/ bo ten z blogspotem aktualizuje się po kilkunastu godzinach i wkurza mnie to. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. 2
      Mój komentarz wygląda jak taki typowy spam "Super książka, zapraszam do mnie". Masakra! :D Muszę jakoś inaczej informować o nowym adresie. :D

      Usuń
    2. Takie spamy to lubię :D. A Twój adres sam się w blogrollu zmienił...
      Mi się "Lawendowy pokój" naprawdę bardzo podobał, ale co osoba inna opinia :).

      Usuń
  2. Mam tę książkę w formie elektronicznej - muszę się z nią w końcu zapoznać, ale ciągle wypadają jakieś inne, bardziej "aktualne" albo bardziej "pilne" albo "chciane" książki i rak sobie odwlekam to spotkanie - szkoda.

    Zapraszam do mnie na www.maialis.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam w formie elektronicznej i zaczęłam ją czytać przypadkiem, grzebiąc w dostępnych książkach - to był dobry wybór :).

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3