"Odłamek" - Sebastian Fitzek
Od bardzo dawna nie czytałam thrillerów Fitzka i bardzo się za nimi stęskniłam. Na szczęście na półce czekał na mnie "Odłamek". Miły powrót do psychodelicznego świata autora.
Marc Lucas wpada w depresję po śmierci ciężarnej żony. Czuje się winny jej śmierci i gdy pewnego dnia w gazecie natrafia na ogłoszenie kliniki psychiatrycznej specjalizującej się w zapominaniu traumatycznych przeżyć, zgłasza się do eksperymentu. Jednak w pewnym momencie dochodzi do wniosku, że nie chce tego robić i ucieka tylko po to, by się zorientować, że nie ma dokąd. Jego żona pojawia się nagle żywa w jego mieszkaniu, do zamka którego nie pasuje klucz. Jego karta kredytowa jest nieważna, w pracy jest obcy, a klinika nagle znika z powierzchni ziemi. Przy okazji trafia on na inną pacjentkę kliniki, której nie ma. No i co ma z tym wszystkim wspólnego jego brat?
"Odłamek" jest chyba najdelikatniejszą, najmniej zwichrowaną powieścią Fitzka. Jeszcze żadna z jego książek nie została przeze mnie odebrana w taki sympatyczny wręcz sposób, bez zadawania sobie pytań, jak on z tego wybrnie. Odebrałam ją jako najmniej skomplikowaną, choć wciąż rewelacyjną. Psychologicznie trochę głębszą na takiej normalnej, ludzkiej płaszczyźnie. Bo to najbardziej ludzka ze wszystkich jego książek, przez co mniej wyrazista.
Tym razem Fitzek nie powalił mnie na kolana, nie zaczęłam się zastanawiać, czy szukać dla niego dobrego psychiatry, ani też nie zaczęłam szukać psychiatry dla siebie.
Marc Lucas wpada w depresję po śmierci ciężarnej żony. Czuje się winny jej śmierci i gdy pewnego dnia w gazecie natrafia na ogłoszenie kliniki psychiatrycznej specjalizującej się w zapominaniu traumatycznych przeżyć, zgłasza się do eksperymentu. Jednak w pewnym momencie dochodzi do wniosku, że nie chce tego robić i ucieka tylko po to, by się zorientować, że nie ma dokąd. Jego żona pojawia się nagle żywa w jego mieszkaniu, do zamka którego nie pasuje klucz. Jego karta kredytowa jest nieważna, w pracy jest obcy, a klinika nagle znika z powierzchni ziemi. Przy okazji trafia on na inną pacjentkę kliniki, której nie ma. No i co ma z tym wszystkim wspólnego jego brat?
"Odłamek" jest chyba najdelikatniejszą, najmniej zwichrowaną powieścią Fitzka. Jeszcze żadna z jego książek nie została przeze mnie odebrana w taki sympatyczny wręcz sposób, bez zadawania sobie pytań, jak on z tego wybrnie. Odebrałam ją jako najmniej skomplikowaną, choć wciąż rewelacyjną. Psychologicznie trochę głębszą na takiej normalnej, ludzkiej płaszczyźnie. Bo to najbardziej ludzka ze wszystkich jego książek, przez co mniej wyrazista.
Tym razem Fitzek nie powalił mnie na kolana, nie zaczęłam się zastanawiać, czy szukać dla niego dobrego psychiatry, ani też nie zaczęłam szukać psychiatry dla siebie.
To szósta przeczytana przeze mnie książka Sebastiana Fiztka. Recenzje pozostałych pięciu znajdują się na blogu.
Mam na półce "Klinikę", "Kolekcjonera oczu" i "Odłamek" właśnie. Od dawna chcę je przeczytać, bo wiele dobrego słyszałam o autorze, ale zawsze coś staje na drodze. Myślę nawet, że jesteś trochę temu winna, bo jak patrzę na recenzję z 2011 roku, to tam jest mój komentarz, że nie znam tego autora. :D Kurde, świetne muszą być te książki. Może zacznę właśnie tej, skoro nieco lżejsza, żeby się wczuć w klimat. Czy od czego mam zacząć?
OdpowiedzUsuńŻeby wczuć się w klimat, musisz sięgnąć po te lepsze ;). "Odłamek" jest inny, ale przez to nie jest taki stuprocentowo Fitzkowy - bo jest lżejszy. Zacznij od pierwszego tomu. Ale skoro go nie masz, to w sumie możesz i od "Odłamka" zacząć...
UsuńA pierwszy tom to który?
Usuń"Terapia", ułożyłam recenzje w odpowiedniej kolejności :).
UsuńNie wpadłam na to, że jest w tym jakiś klucz. ;) Bo na Biblionetce nie są te książki ułożone w żaden cykl. A czy naprawdę warto je czytać po kolei? Jest tam jakiś wątek wspólny? Bo musisz wiedzieć, że ja bardzo lubię czytać po kolei!!
UsuńBo to nie jest cykl, ale pewne osoby i zdarzenia zostają napomknięte w kolejnych książkach - nadaje to niezwykłego realizmu tym historiom :).
Usuń