"Zmysłowa gra" - Stephanie Chong
Anioły i demony. Kolejny trend w literaturze obok wampirów i innych takich. Tym razem jednak Stephanie Chong i jej bohaterka – Serena – wzięły sobie za cel rozkochanie i zbawienie demona. Arcydemona. Miasto Aniołów czeka coś, czego niebo ani piekło wcześniej nie widziały. Doprawdy?
Śliczny jasnowłosy aniołek wkracza na teren Juliana. Nie robi tego chętnie, jednak jej podopieczny – aktor Nick – jest zajęty wciąganiem kokainy z pośladka pewnej kobiety, a Serena za wszelką cenę chce doprowadzić do jego poprawy. Niestety znudzony demon staje na jej drodze i postanawia się zabawić. Niewinny aniołek jest przerażony, ale wbrew sobie czuje… że mu się to podoba. I w ten oto sposób zaczyna się zabawa w obietnice, układy, plany i namiętność.
To Harlequin. Przeczytałam w swoim życiu wcześniej tylko jednego (miałam chyba dwanaście lat, a tytuł brzmiał „Ich troje i kot” – przeczytałam tylko dla tego kota, nie przyznam się, że dwa razy) i schemat poniekąd się pokrywa. Jest seksowny mężczyzna, który chce – jest kobieta, która nie chce, ale musi iść na układ dla dobra kogoś, kim się opiekuje. Bawią się ze sobą w kotka i myszkę, po czym pojawia się wielka miłość i happy end. Drobnymi szczegółami fabuły się różnią. I nie chodzi nawet o wątek fantastyczny, ale o te złe postacie i część zakończenia.
Książka jest lekka, prosta i przewidywalna. W niektórych momentach istniała możliwość zaskoczenia czytelnika, jednak autorka najwidoczniej wybrała opcję – piszę, jak leci, bo czytelnik nie lubi myśleć. Ja lubię. I czasem język wprawiał mnie w konsternację, szczególnie gdy były opisywane sceny erotyczne i dochodziło do takich określeń jak wejście do „sekretnego ogrodu”. Nigdy nie wiem, czy mam w takich sytuacjach śmiać się czy płakać. Jednak im dalej czytałam, tym język był albo lepszy, albo ja po prostu przestałam zwracać na niego uwagę.
Książka pasuje do tego, czym jest – to literatura kobieca opowiadająca o namiętności. Trochę zbyt prosta, ale dla kobiet, które rzadko czytają i nie przepadają za wysiłkiem, tylko chcą się zrelaksować przy lekturze, jest idealna. Przy okazji wątek fantastyczny nadaje jej smaku, a drobne teologiczne przemyślenia nadają jej wymiar bardziej realny. A za półtora miesiąca Dzień Matki. Może warto się skusić?
Hmmm może bym i tam kiedyś przeczytała, ale "wejście do „sekretnego ogrodu”" mnie powaliło :D I podziękuję, bo to widać powieść dla nastolatek :P
OdpowiedzUsuńZważywszy na dużą ilość erotyki nie polecałabym tego nastolatkom :D. Choć przypuszczam, że ich samych by to nie zraziło.
UsuńNo to w takim razie nie podoba mi się takie traktowanie czytelniczek przez autorkę. Bo to takie trochę infantylne. No i we mnie zawsze budzi konsternację. Przecież seks i erotyka są normalną częścią życia człowieka, więc czemu bawić się w jakieś sekretne ogrody? Da się to opisać mniej okrężną drogą, ale też nie wulgarnie :P
UsuńAle pomysł w sumie ciekawy :)
Mimo to czytam tak mało romansów, że jednak pasuję ;P
Do nastolatek się zaliczam, ale mnie raczej te sceny by raziły... No ale cóż, zawsze byłam inna :)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie przeczytam, a moja mama wyrzuciłaby mnie z domu, gdybym podarowała jej taką marną książkę :P
OdpowiedzUsuńTaka marna znowu nie jest :D.
UsuńW ramach relaksu czemu nie?
OdpowiedzUsuńTen ogrod mnie zabil ;-))))))))))))/
OdpowiedzUsuńFajnie się prezentuje:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do wzięcia udziału w moim konkursie!:*
Sekretny ogród... no to trochę mnie zniechęciłaś ;) Nienawidzę takich infantylnych określeń, to już z dwojga złego wolę takie bardziej... "chamskie", jakie mają w sobie proste opowiadania porno.
OdpowiedzUsuńA ja na razie podczytuję sobie "Męża z ogłoszenia" i przyznam, że zapowiada się całkiem, całkiem :)