"Kind der Prohpezeihung" - David i Leigh Eddings ("Pionek proroctwa")
Państwo Eddings zasiedli kiedyś do kolacji i pomyśleli:
Napiszemy książkę! Jak pomyśleli, tak zrobili i powstała z tego cała seria.
No dobrze, nie jestem pewna, czy to było przy kolacji. Czy
może Leigh powiedziała Davidowi, że on nie ma pojęcia, jak się pisze i że ona
mu pokaże, jak to się robi (słyszałam opinię, że książki napisane przez samego
Eddingsa, bez jego żony, nie są już tak dobre). Niemniej w jakiś sposób się
dogadali i napisali serię o czarodziejach (choć oni sami się tak nie nazywają),
królach, przepowiedniach i dzieciach. Ale może od początku.
Garion jest chłopcem wychowywanym na farmie przez swoją
ciotkę Pol. Kobietę charakterną, wspaniałą. Czarnowłosą ze srebrnym pasemkiem.
Osobę, z którą nie należy się kłócić. Jednak w związku z pewnymi wydarzeniami
muszą oni uciekać z farmy. W trakcie podróży Garion dowiaduje się, że ciotka
Pol po pierwsze wcale nie jest jego ciotką, a po drugie w ogóle nie jest tym,
za kogo się ją uważa.
Gdybym miała określić, co podoba mi się w pierwszym tomie
Belgardiady, na pewno jako pierwszą wymieniłabym ciotkę Pol, jako drugie jej
teksty, a jako trzecie jej stosunki z Wilkiem. Sam Garion jest trochę mało
rozgarnięty i lubi pakować się w kłopoty. Pozostałe postacie również są
ciekawe, zabawne i zdecydowanie godne uwagi. Niemniej książka trochę się
ciągnie, akcji jest mało, mimo to ma w sobie coś, co kojarzyłabym poniekąd z
Wiedźminem. W nim też jest więcej włóczęgi niż działania, przynajmniej w mojej
opinii.
Co prawda czytałam tę książkę po niemiecku, jednak uważam za
godną wspomnienia informację o polskim tłumaczu – „Pionek proroctwa” został
przełożony przez Piotra Cholewę, czyli naczelnego tłumacza Pratchetta, dlatego
można przypuszczać, że polska wersja będzie przynajmniej przyzwoita. Ja już tak
się przyzwyczaiłam do niemieckiego brzmienia dialogów, że chyba nie dałabym
rady czytać po polsku, ale warto zajrzeć.
Samej serii póki co ocenić nie mogę. Pierwszy tom bardzo mi
się podobał, choć nie jest przejawem literacko-fantastycznego geniuszu – ot,
dobra książka z ciekawą ideą, na której rozwinięcie czekam. Podobno to klasyka,
ale przyznam, że do niedawna w ogóle o niej nie słyszałam. Póki co wstrzymuję
się przed krytyką i pochwałami. Belgariada mnie zaintrygowała i zobaczymy, jak
rozwinie się moja znajomość z nią. Obecnie jestem na „tak”. Myślę, że może być
tylko lepiej.
(Na okładkach jest napisane, że Belgariadę napisał sam David, ale słyszałam co innego i obstaję przy tej "co innego" wersji.)
Chłopiec wychowany na odludziu przez ciotkę, która wcale nie jest jego ciotką... skoro seria jest o czarodziejach, to pewnie dysponuje jakimś potężnym magicznym talentem... Powiedz chociaż, że nie dotyczy go żadna starożytna przepowiednia i nie musi ratować świata ;D
OdpowiedzUsuńSzacun za przeczytanie książki po niemiecku! ;O
Studiuję germanistykę i to w dodatku w Niemczech, więc przeczytanie książki nie jest żadnym problemem :).
UsuńW zasadzie nie mogę spełnić Twojej prośby :D.
Podziwiam cię, że przeczytałaś książkę po niemiecku :) ja bym nie skleiła jednego porządnego zdania ^^
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl