"Kształt demona" - Amelia Atwater-Rhodes
„Kształt demona” nie wydawałby się w dzisiejszych czasach
niczym zaskakującym, gdyby nie dwa fakty: po pierwsze autorka napisała tę
książkę (jako kontynuację swojej pierwszej powieści „W gąszczach mroku”) w
wieku piętnastu lat, a po drugie stało się to w roku 1999*. I, co jeszcze
bardziej zaskakujące, ta książka mogłaby stać się kanonem wampirycznej
literatury. Niestety się tak nie stało i raczej nie ma co oczekiwać, że się to
zmieni. W tym celu należałoby napisać całą powieść od początku.
Książka ta ma zaledwie sto sześćdziesiąt stron. Z opisu na
okładce można wywnioskować, że niczym nie różni się od typowej literatury tego
gatunku, czyli młodzieżowych paranormali (dziewczyna, której nikt w szkole nie
rozumie, mroczna aura, nowi uczniowie, tajemnicze wypadki i jeszcze wplątanie
się w wampiryczną aferę – dodatkowym smaczkiem jest, że bohaterka dopiero co
wydała swoją pierwszą książkę pod pseudonimem: o wampirach właśnie). Najgorsze
w notach wydawcy jest to, że zwykle zawierają kompletne bzdury, półprawdy bądź
tak okrojone wersje rzeczywistości, że wprowadzają w błąd. I jest tak tym razem
– całkowicie zniechęcające „streszczenie”, a pod spodem (w biografii autorki)
same peany pod względem książki. Sama nie wiem, które z nich bardziej mnie
zniechęciło.
Czasem warto podejść do książki bez wygórowanych oczekiwań.
W zamiarze miałam ją… wyśmiać. A skończyło się na tym, że przeczytałam z
zainteresowaniem i poniekąd uznaniem. Mogę się zgodzić z pewną dojrzałością
autorki i samego pisania. Niestety wspomniałam wcześniej, że by ta książka była
czegoś warta, należałoby napisać ją od nowa. I podtrzymuję. „Kształt demona”
zdaje się być szkicem do naprawdę dobrej powieści. Jest w nim za dużo pustych
dziur, w których zapewne znajduje się jakaś przemilczana i zasugerowana akcja.
Opisy są krótkie, akcja mknie i nagle książka się kończy, pozostawiając po
sobie mnóstwo pytań. Fascynująca, mroczna, ale niekompletna. A co za tym idzie –
słaba. Niemniej widać w niej ogromny potencjał. Amelia Atwater-Rhodes stworzyła
własną mitologię, własną historię. L.J. Smith mogłaby się schować ze swoimi
Salvatore’ami, pani Meyer zaś paść przed nią na kolana i utopić błyszczącego
Edwarda w soku z werbeny w pełnym słońcu. „Kształt demona” jest tak obiecujący,
że autorka zasługuje… na porządną krytykę, która sprowadziłaby ją na ziemię i
przekonała, że należy napisać to jeszcze raz.
Gdyby to zrobiła, przeczytałabym bez najmniejszego wahania.
Porządna, gruba powieść bez dziur, białych plam. Trochę poprawiony język
(podejrzewam, że po tych wszystkich latach warsztat autorki znacznie się
poprawił, a i tak pisała już dobrze) i jestem pewna, że stałabym się
miłośniczką jej pióra. Póki co pozostaje mi widzieć jedynie niewykorzystany potencjał.
Autorka kontynuuje tę serię po kilku latach przerwy. W
Polsce niestety zostały wydane jedynie pierwsze trzy tomy, dlatego obawiam się,
że nie będę miała szans zaobserwować progresu. Niemniej pewne aspekty „Kształtu
demona” zasługują na mocne oklaski. Szkoda tylko, że niedostatków jest równie
wiele co zalet…
Samą książkę uważam za godną zainteresowania i polecam jako
wampiryczną ciekawostkę.
*Książka została wydana w roku 2000 (w Polsce dwa lata
później), jednak jako że autorka urodziła się w 1984, pochwaliłam się moimi
zdolnościami matematycznymi i wyliczyłam, że abstrahując od procesu
wydawniczego, książka powstała w 1999. I tego się zamierzam trzymać.
Blog Roku. Chcesz zagłosować? Wyślij SMS o treści E00137 Na numer 7122
Też tak czasami mam, że chcę wyśmiać daną książkę, gdy nagle zaczyna mnie interesować. To taki paradoks.
OdpowiedzUsuńMoże być ciekawa :)
OdpowiedzUsuńNie przeczytam. Po pierwsze niekompletna, po drugie nie czytam książek piętnastolatek, jakbym chciała to poczytałabym sobie słodkie blogaski. No i w sumie wiele innych autorek tworzy własne mitologie, wiec mam duży wybór.
OdpowiedzUsuń