"Twój cień" - Jeffery Deaver
Gdy piętnaście lat temu Jeffery Deaver wydał „Kolekcjonera
kości”, wpisał się na stałe do kanonu autorów thrillerów. Książki co prawda nie
czytałam, ale widziałam film, który uznałam za rewelacyjny. Jednak fabuła ta była
dziełem Deavera (przynajmniej w znacznej części – różnic między książką a
filmem z wyjątkiem nazwiska bohaterki nie znam), co sprawiło, że bez wahania
przeczytałam jego najnowszą powieść „Twój cień”.
Przyznam, że spodziewałam się czegoś genialnego,
błyskotliwego i nie do rozgryzienia. Szukałam tutaj świetnie zorganizowanego i
bezlitosnego mordercy, tuzina trupów i jeżącego się włosa. Po części autor
spełnił moje oczekiwania, jednak nie do końca. Bo trupów było niestety za mało.
Tytuł „Twój cień” wskazuje na prześladowcę. I jest on bardzo
adekwatny (myślę, że nawet bardziej od oryginalnego „XO”) do treści, gdyż
traktuje ona o stalkerze (a zjawisko to znamy już z książki Olgi
Rudnickiej) prześladującym słynną, piękną, młodą, utalentowaną i generalnie
idealną wokalistkę country Kayleigh Towne. Choć sytuacja z pozoru wydaje się
oczywista – mężczyzna wpada w obsesję na jej punkcie, jeździ za nią, pisze do
niej setki wiadomości, staje pod jej oknami, co sprawia, że dziewczyna jest
przerażona – autor decyduje się na zabicie członka ekipy piosenkarki, jako
wskazówki-groźby używając jednej z jej piosenek - wspomnianej już w tytule książki. Podejrzenia i dowody wskazują
na stalkera. Jednak nic nie jest takie, jak się może wydawać. Następują po
sobie tak gwałtowne zwroty akcji, z jakimi nie miałam do czynienia w żadnej
innej książce tego typu.
Jednak nim do owych zwrotów dojdzie, należy przeczytać pół
książki, gdzie zdaje się, że nic takiego się nie zdarzy. Jest spokojnie, stalker
mimo swoich domniemanych morderstw wydaje się jednak niezbyt groźny (choć też
nie sympatyczny), a cała [moja] uwaga skupia się na Kathryn Dance – agentce
specjalnej, fance i przyjaciółce piosenkarki. W końcu to już trzecia z kolei
książka z jej udziałem, więc bohaterka doskonale wie, jak zachowywać się na
kartach powieści, by zaciekawić czytelnika. A z racji niedoboru morderstw
zainteresowała mnie znacznie bardziej niż intryga. Do czasu, rzecz jasna.
Początek książki wlecze się dość leniwie, w sympatyczny
spacerowy sposób. Nie nudzi, ale też daleko mu do wciągnięcia, które następuje
znacznie później. Fantastycznie może zmylić czytelnika. Lub też go zirytować.
Mimo to nie miałam zastrzeżeń, podobało mi się, choć wciąż nie dostawałam tego,
co gatunek obiecuje. Zachwyciłam się dopiero, gdy rozpoczęły się te wyczekiwane
zwroty akcji. Z wyjątkiem Fitzka nie widziałam tak dobrze (a może nawet lepiej)
skonstruowanej fabuły, w której wszystko jest stabilne i prawdopodobne. Może
dla stałych czytelników Deavera ta książka nie będzie niczym odkrywczym, ale
mnie zaskoczyła i dałam się oszukać, sam autor zaś zdawał się ze mnie śmiać.
Jest to zdecydowanie jeden z ciekawszych thrillerów, jakie
miałam okazję przeczytać. Nie najlepszy, ale z całą pewnością jeden z lepszych.
Dobrze dopracowana fabuła, ciekawe postacie (choć główna bohaterka-piosenkarka
wydaje się momentami mdła i bez charakteru, ale to należy do jej osobowości,
choć nie lubię takich ludzi zarówno w życiu, jak w literaturze/filmie) i łatwo
przyswajalny język, w którym nie sposób się zgubić, ale też nie jest najniższym
z możliwych poziomie.
Dodatkowo na końcu książki znajdują się teksty wszystkich piosenek wspomnianych w tekście, na stronie autora można znaleźć ich wykonania. Jedna rzecz mi się w tym nie spodobała - teksty te są tylko i wyłącznie po polsku. Dlaczego nie została zachowana wersja angielska, a obok tłumaczenie? Myślę, że byłoby to o wiele ciekawsze.
Jeśli ktoś boi się thrillerów, po „Twój cień” może mimo to
sięgnąć. Jest dość łagodny, choć wciąż na wysokim poziomie. Morderca nie
przeraża tak bardzo, jak wspomniany wyżej Kolekcjoner Kości, ale bez wątpienia
potrafi zaskoczyć czytelnika. Albo tylko ja jestem łatwa do zaskoczenia.
Przypominam o Wyzwaniu.
Coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuń