"Metamorfozy. Marilyn Monroe" - David Wills
Skoro już mowa o ikonach kina… nie możemy zapomnieć o Marilyn Monroe. Tę wieczną dziewczynkę kochał obiektyw, kochali ludzie. Choć wiele osób uważa, że w swoich filmach nie miała okazji się wykazać, ja uważam, że i w tych banalnych komediach widać jej talent. Marilyn jest ikoną seksu. Jest ikoną dwudziestego wieku.
Moda na Audrey Hepburn i MM nie przemija, ich popularność wręcz wzrasta z każdym rokiem. Dwie niezwykle piękne kobiety pojawiają się niemal wszędzie, choć za życia dzieliło je niemal wszystko – filmy, wygląd, styl, historia, życie. Czy to nasze ludzkie zamiłowanie do kontrastów? Wrzucamy je do jednego worka „ikon”, choć ludzie zwykle dzielą się na miłośników jednej lub drugiej, tylko czasem zdarza się ktoś, kto równie mocno podziwia obie. Dzisiaj jednak pomówimy o Marilyn.
W tym roku będziemy obchodzić pięćdziesięciolecie jej śmierci, z tej oto przyczyny rynek księgarski zostaje zasypywany nowymi pozycjami. Z najciekawszych należy wymienić dwie „Fragmenty” oraz właśnie „Metamorfozy”. Książka ta jest albumem okraszonym cytatami o Marilyn. Poznamy zdanie o aktorce osób z nią współpracujących, jej przemiany na przestrzeni lat, zaczynając od brązowowłosej nastolatki, przez symbol seksu aż do kobiety, jaką stała się w ostatnim roku swojego życia – promiennej, chudej i wciąż niewyobrażalnie wręcz pięknej.
Wstęp do książki wprowadza nas w przemiany i wyjaśnia ich układ oraz tytuły rozdziałów w książce (czy też etapów w życiu Marilyn). Dowiemy się paru faktów o jej życiu, wpływie na kulturę. Zaś jako epilog otrzymujemy ostatni wywiad z Marilyn Monroe, jakiego udzieliła w roku 1962.
„Metamorfozy” są naprawdę piękną książką, którą każdy fan aktorki z chęcią widziałby na swojej półce. Duży format, twarda, miła w dotyku oprawa, gruby błyszczący papier i mnóstwo zdjęć bardzo dobrej jakości. Patrząc na nie, aż ciężko uwierzyć, że zostały zrobione ponad pół wieku temu. Marilyn staje się żywa, jakby nigdy nawet nie pomyślała o śmierci.
Jestem zachwycona, że posiadam tę książkę. Gorąco polecam.
Świetna recenzja - szczególnie ostatnie słowa o wizualnym aspekcie książki.
OdpowiedzUsuńO Marilyn Monroe wiem niewiele, o Audrey Hepburn jeszcze mniej, ale nikt nie zaprzeczy, że były PIĘKNE i są ikonami.
książkę bym chętnie przygarnęła!!!
OdpowiedzUsuńkażdy zna MM, ale nie każdy o niej coś konkretnego wie ...
Ja nie przepadam za tego typu książkami,więc raczej sobie odpuszczę;)
OdpowiedzUsuńSuper że to nie przerost formy nad treścią, że jest równowaga, jak nie wpadnie mi do głowy nic innego kupię mamie z jakiejś okazji :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam zarówno Audrey Hepburn i Marylin Monroe. Od dawna uznawałam tę książkę za must have, a po Twojej recenzji uświadomiłam sobie, że nie mogę dłużej czekać i muszę szybko lecieć do księgarni i ją sobie kupić! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://wdomowejbiblioteczce.blogspot.com