"Na dziewczęcej skórze" - Esther Vilar

Kim byłeś w poprzednim życiu? Jakim zwierzęciem? Dziwi Cię to pytanie?

Mnie nie dziwi. Nie po opowieści pewnego eks-moskita, który został ukarany za miłość do człowieka i sam stał się tą niedoskonałą istotą. Tego jednak dowiadujemy się ze zbioru reguł już na samym początku książki. Dopiero później narrator opowiada o wydarzeniach ze swojego poprzedniego życia, gdzie natrafił na najpiękniejszą kobietę świata, którą za nic nie chciał dzielić się z innymi moskitami, ani ludźmi. Chciał ją posiąść. O, szalona miłości!

"Na dziewczęcej skórze" to kolejna książka Esther Vilar, w której przekracza ona granice szaleństwa, które znajduje się w miłości. Już "Siedem pożarów mademoiselle" obnażało tkwiącą w namiętności może nie tyle głupotę, co determinację i poniekąd szaleństwo. Ta książka nie jest pod tym względem inna. Mężczyźni nie chcą się dzielić, kobiety chcą być pożądane, a wszystko to jest zamknięte w szklanym akwarium słów. Niby jest w swoim wyrazie aż nazbyt realne, niemniej wiemy, że to trochę inny świat. Vilar przerysowuje swoje postacie, by na tych kilku kartkach historii zawrzeć wszystko. I po raz kolejny się jej udaje, choć tym razem trochę inaczej. Za dużo skakania z jednej rzeczywistości do drugiej, za dużo urywanych scen, ale wspomnienia i opowieści rządzą się swoimi prawami. Może dlatego wiele osób uważa tę książkę za mniej udaną od wyżej wspomnianej?

Zachwycił mnie erotyzm zawarty w grach słownych i erotyzm - ten dosłowny. Poniekąd także naiwność tytułowego dziewczęcia, które wdaje się w romans ze swoim szefem. Akcja toczy się w ciągu jednego dnia, jest kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji, po czym lektura kończy się i mimo wszystko nie zaspokaja. A tyle tam o seksie mowy! Zarówno o tym rzeczywistym, jak i alegorycznym.

Dla mnie była za krótka, sceny i słowa też zbyt fragmentaryczne. Ostatecznie brakowało jej trochę spójności, która mogłaby mnie nasycić. Niemniej zakończyłam ją z dobrym uczuciem i zadowoleniem, choć nie poczułam się do końca spełniona. Pod tym względem jest zdecydowanie słabsza od "Siedmiu pożarów mademoiselle" - pod względem refleksyjnym nie, stoi moim zdaniem o pół oczka wyżej.

Komentarze

  1. Od jakiej książki tej autorki radziłabyś mi zacząć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam tylko te dwie, więc ciężko mi powiedzieć. Nie czuję się kompetentna.

      Usuń
  2. Jako lektura na wakacje pewnie się sprawdzi:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3