"Orzeł bielszy niż gołębica" - Konrad T. Lewandowski

W liceum miałam rozszerzoną historię, jednak dobra z tego przedmiotu nigdy nie byłam. Zawsze wydawał mi się za mało kreatywny i zbyt trudny do pojęcia (a już sam sens jego nauczania całkowicie mi umykał). Dobrym rozwiązaniem było czytanie powieści historycznych, gdzie ogólny zarys danych wydarzeń zawsze mi pozostawał. Z historią mam jak z angielskim - samą w sobie lubię, ale zanim każecie mi się jej uczyć - zabijcie mnie.

Ciekawe historyczno-fantastyczne hybrydy Konrada T. Lewandowskiego są mi już trochę znane (z "Anioły muszą odejść" i przedstawionego tam Powstania Warszawskiego), dlatego możliwość zapoznania się z jego alternatywną wersją Powstania Styczniowego w konwencji steampunkowej przyjęłam z radością.

Choć faktów historycznych wciąż nie znam (próbowałam je ogarnąć, ale jak zwykle okazałam się odporna na wiedzę), zafascynował mnie świat przedstawiony, a raczej postacie. Bardziej i mniej fikcyjne. Romuald Traugutt, Emilia Plater i inni. Także osobistości warszawskich salonów i nasz główny bohater - młody wojskowy oraz jego ukochana, podwładna panny Plater.

Jeśli miałabym wybrać ulubioną postać, zdecydowanie byłaby nią pani generał. Prawdziwa kobieta z jajami, dziewica i kochanka Polski (dobrze, że Polska jest kobietą, bo przynajmniej pasuje do gustów panny Plater). Babcia narodu i jednocześnie jędza, która dla dobra kraju zdecyduje się na wiele (nie bez powodu wiadomo, że "gdzie Traugutt nie może, tam Platerównę na miotle pośle"). Postać pełna kontrastów i przez to bardziej żywa od samego dyktatora, a nawet głównego bohatera, który charakteru ma zaledwie odrobinę.

Rewelacyjnym punktem jest jak zawsze u Lewandowskiego odniesienie do religii. Papież spiskuje z carem, grozi Polsce ekskomuniką. Ale Polak chce, Polak potrafi i w książce powstaje zalążek naszego własnego krajowego kościoła niezależnego od Watykanu.

Na początku powieści przytłoczyły mnie trochę szczegóły techniczne funkcjonowania twardochodów (czyli czegoś, co wyobrażałam sobie jako czołgi na naftę i wodę utlenioną), ale później skupiłam się bardziej na polityce i postaciach. Książka po raz kolejny okazała się świetna, choć, jak już wspomniałam, na początku czytała się trochę opornie. Z czasem jednak przestało to mieć znaczenie i było coraz lepiej, aż chwile na przerwanie czytania okazywały się bolesne. Niestety przy tak grubej książce trudno nie robić sobie przymusowych przerw.

To kolejna książka, którą polecam bez najmniejszego wahania. Ciekawa fabuła, z wartościami edukacyjnymi oraz świetnie napisana. Czyli mówiąc w skrócie: Polska w oczach Konrada T. Lewandowskiego.

Komentarze

  1. Ostatnio ten pisarz gościł w moim mieście. Ale ze względu na fakt,że nie znałam jego twórczości zupełnie, nie poszłam na spotkanie. Teraz trochę żałuję. I na pewno zapoznam się z twórczością tego pana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cały czas mam zamiar przeczytać coś tego autora i cały czas mi to nie wychodzi. Ale chyba czas najwyższy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak się złożyło, że dziś mi nauczyciel o niej opowiadał i może mi pożyczy jak sam skończy czytać a po twojej recenzji wiem, że będzie warto :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z Lewandowskiego gorąco ale to bardzo gorąco polecam Diabłu Ogarek. Do tego koniecznie Noteka, o ile uda się ją gdzieś dostać :) facet ma zupełnie odmienne od wszystkich innych postrzeganie świata :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Recenzje filmowe - Kiedy Paryż wrze (19)

Alina się obnaża, czyli ekshibicjonizm sieciowy.

Stosik #3