„Czerwony Hotel” – Graham Masterton
Chyba każdemu choć raz w życiu przyśnił się koszmar. Możliwe, że dana osoba nie obudziła się z krzykiem, ale z mocno bijącym sercem i uczuciem przerażenia. Jednak gdy dany sen powtarza się bardzo często, można zacząć szukać jakiegoś rozwiązania. Ale jakiego? Co zrobić? Można się wybrać do medium.
Tak właśnie zrobiła T-Yon. Pojechała ze swoim snem do Sissy
Sawyer (bohaterki innych książek autora – „Zła przepowiednia” oraz „Czerwona
maska”) – ciotki jej chłopaka, która kontaktuje się z duchami oraz wróży z kart
DeVane. Układ wyraźnie wskazuje, że sny są nie tyle urojeniami, co
ostrzeżeniem. Brat T-Yon jest w niebezpieczeństwie.
Wspólnie ruszają w podróż do Luizjany, by ocalić mężczyznę.
Tam okazuje się, że karty miały rację.
Choć książka była krótka i naprawdę szybko minęła, zaskoczyła mnie
pozytywnie pod pewnymi względami. Pierwszy rzucił mi się w oczy styl, jakim
została napisana (wcześniej z Mastertonem nie miałam do czynienia) – kojarzy mi
się trochę z manierą sprzed kilkudziesięciu lat, wprowadzeniem lepkiej atmosfery
i budowaniem intrygujących zdań. Mają one w sobie coś, co każe mi myśleć o nich
jak o wygładzonym przez rzekę kamieniu, który wciąż ma momentami ostre kanty, ale
już zdecydowanie bardziej gładkie. Dlatego też ciężko mi patrzeć na „Czerwony
Hotel” jak na książkę wydaną po raz pierwszy w roku 2011. Sama atmosfera w
hotelu też cofa mnie do lat dziewięćdziesiątych, choć akcja toczy się w XXI
wieku. I nie uważam tego za wadę. Wręcz mnie to zafascynowało.
Kolejnym punktem jest kwestia wiary. Mamy do czynienia z
bratem, który nie wierzy w nadprzyrodzone oraz z detektywem, który jest
kompletnym sceptykiem i nawet nie chce uwierzyć. Są oni kontrastem do Sissy,
T-Yon oraz Epiphany, która na poważnie zajmuje się voodoo (co też przypomniało
mi bardzo mocno „Podmorską wyspę” Isabel Allende). Bardzo ciekawie zostało
przedstawione, jak wyglądają relacje między poszczególnymi osobami i ich
podejściem do nadprzyrodzonego.
„Czerwony Hotel” opowiada o okrutnych, żądnych krwawej
zemsty duchach. Wątki nadprzyrodzone są naprawdę ciekawe – szczególnie wspomniane
już funkcjonowanie różnych typów magii, wiary i braku tej ostatniej – jednak jedna
rzecz mi się w książce nie podobała. Mianowicie miałam wrażenie, że została ona
napisana na szybko, bo pisarza gonił termin, dlatego też nie jest zbyt gruba,
Sissy zawsze od razu wszystko wyjaśnia, co jest do wyjaśnienia (oprócz
oczywiście tego, czego nie wie), akcja toczy się bardzo szybko. Choć nie znam
Mastertona z innych jego książek, to wydaje mi się, że ta nie jest szczytem
jego możliwości.
Teraz z jeszcze większym zainteresowaniem sięgnę po jego
inne książki, by się lepiej przekonać, jak pisze. „Czerwony Hotel” jest dobry,
choć zdecydowanie za krótki. Dodatkowe sto stron z całą pewnością by mu nie
zaszkodziło. Niemniej zakończenie bardzo mnie zaskoczyło. Oto kolejny plus dla
tej książki.
Masterton jest jednym z moich ulubionych pisarzy <3 Muszę Cię jednak ostrzec, nie wszystkie jego książki są typowymi horrorami. Niektóre bardziej zaliczyłabym do thrillerów :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Akurat uwielbiam thrillery, więc bardzo chętnie przeczytam :). Horrory i tak wolę oglądać ;).
UsuńMiłej niedzieli!
Nie znam twórczości Mastertona, ale zachęciłaś mnie do tej książki. Dobry horror jest na wagę złota :)
OdpowiedzUsuńMam ją w najbliższych planach :)
OdpowiedzUsuń